MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gdy znika dziecko

Redakcja
Wyszło z domu. Na podwórko, do sklepu, do szkoły lub na chwilę do kolegi. Miało wrócić już dawno, ale ciągle go nie ma. Co roku policja alarmowana jest o zaginięciu kilkuset dzieci.

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

Ze statystyk wynika, że większość zaginionych dzieci odnajduje się w ciągu dwóch tygodni, najmłodsi (do 7 lat) wracają do domu w ciągu kilkunastu godzin. Zazwyczaj giną na zatłoczonych dworcach, w sklepach. Wystarczy moment nieuwagi. Maluch oddala się na chwilę i potem błądzi.

Czasem jednak powodem zaginięcia jest przestępstwo: uprowadzenie, pedofilia, morderstwo. Przed dwoma laty 21-letnia kobieta porwała dwudniowego noworodka z krakowskiego szpitala. Zabrała je matce, podając się za pielęgniarkę, pod pretekstem wykonania badań. Po kilku godzinach policjanci znaleźli porywaczkę i dziecko - całe i zdrowe. Okazało się, że kobieta zaplanowała porwanie. Przez pół roku udawała że jest w ciąży. W chwili uprowadzenia noworodka była pod wpływem narkotyków. Krakowski sąd skazał ją na rok i cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Orzekł też 5-letni nadzór kuratora.

Kidnaping na dobre zaczął się w Polsce po transformacji ustrojowej w 1990 r. - powtarzają policjanci. Porwanie dziecka okazało się sposobem na nieuczciwego wspólnika, opornego płatnika lub zarobienie szybko dużych pieniędzy. W 1990 r. porwano 45 dzieci. Kilka lat później już 100.

Istnieje pewna ciemna liczba porwań, o których nigdy się nie dowiemy. Bez względu na to, jakie są żądania porywacza, jedno pojawia się zawsze - nie powiadamiać policji. Szantażowani czasem więc milczą i na własną rękę pertraktują z porywaczami. Tymczasem pierwszą zasadą, którą powinni się kierować, to właśnie współpraca z policją. Muszą nam zaufać. Do takich spraw kierowani są zawsze najlepsi fachowcy - przekonują policjanci.

Do grupy podwyższonego ryzyka policjanci zaliczają dzieci osób majętnych oraz mających, z racji wykonywanego zawodu, wpływ na decyzje w sprawach finansowych lub politycznych. Scenariusze porwań zaczerpnięte są z amerykańskich filmów.

W maju krakowska prokuratura informowała o szczęśliwym finale porwania 16-letniej dziewczynki, córki właścicieli sieci sklepów i hurtowni branży spożywczej. Gangsterzy wciągnęli ją do samochodu na przystanku tramwajowym. Przewieźli pod Kraków i tam przetrzymali przez tydzień. W tym czasie kontaktowali się z jej rodzicami za pomocą sms-ów. Za każdym razem z innego telefonu, innej karty SIM. Żądali ponad 300 tys. euro za uwolnienie dziewczynki. Grozili, informując, co się stanie, jak nie dostaną pieniędzy. Nastolatka odzyskała wolność następnego dnia po zainkasowaniu okupu przez bandytów. Wróciła do domu cała i zdrowa. Dwóch porywaczy wpadło w ręce policji po tygodniu. To 34- i 41-letni recydywiści. Zarzuty w tej sprawie otrzymała również żona jednego z nich, która sporą część pieniędzy z okupu wykorzystała do spłaty własnych długów.

Ale nie zawsze poszukiwania kończą się tak szczęśliwie. W 2000 r. w Tarnowie zakończyły się odnalezieniem zwłok 11-letniego Amadeusza. Chłopiec wyszedł do szkoły, lecz nie dotarł na lekcje. Następnego dnia sprzątaczka znalazła jego zwłoki w zsypie na śmieci w bloku. Za jego zabójstwo został skazany 28-letni mężczyzna, który przed sądem tłumaczył się, że udusił chłopca przypadkowo, gdy ten poprosił go o papierosa. Ta tragedia miała swój dalszy ciąg. Matka Amadeusza sześć lat później uprowadziła 8-letnią, przypadkowo spotkaną dziewczynkę. Zaprowadziła ją do swego mieszkania i tam udusiła. Badającym ją później psychiatrom wyznała, że zamordowała Magdę, bo syn skarżył się, że "tam" nie ma się z kim bawić. Biegli wydawali sprzeczne opinie co do jej poczytalności, ale ostatecznie sąd skazał ją na dożywocie.
Za niektórymi uprowadzeniami stoją grupy przestępcze, parające się wymuszeniami. Porwań dopuszczają się także sami rodzice, którzy nie dogadują się ze sobą przy rozwodzie. Rocznie policja notuje w całym kraju kilkanaście takich przypadków.

Zdarza się też, że dziecko przepada bez śladu. Tak zniknął przed kilku laty 16-letni Grzegorz Mańkiewicz z Woli Radziszowskiej, kiedy przyjechał do rodzinnego domu na weekendową przepustkę z domu dziecka. Chłopak do dzisiaj figuruje w rejestrze poszukiwanych, choć policjanci z krakowskiego Archiwum X są przekonani, że został zamordowany. Setki policjantów i ratownicy GOPR z psami wielokrotnie już przeczesywali lasy w okolicy Woli Radziszowskiej. Szukali zwłok, bo szanse na odnalezienie chłopca żywego są nikłe.

- Kiedy ginie dziecko, najważniejsze są pierwsze trzy dni, góra pierwszy tydzień, bo potem szanse na odnalezienie bardzo maleją - mówi jeden z krakowskich policjantów. - Przyjmuje się wtedy - i weryfikuje - kilka możliwych wersji zaginięcia: nieszczęśliwy wypadek, uprowadzenie, ucieczka. Mobilizuje się wszystkie siły, w poszukiwania włączają się ratownicy z wyszkolonymi psami i dziesiątki wolontariuszy. Wykorzystuje się kamery termowizyjne, echo-sondy, publikuje się zdjęcia w mediach i sprawdza wszelkie sygnały. Nic tak nie działa na wyobraźnię jak świadomość krzywdy, jaką może spotkać bezbronne dziecko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski