18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gdyby nie zdobył mistrzostwa, w wieku 21 lat zakończyłby karierę

Redakcja
Mateusz Lisowski podczas gali "Dziennika Polskiego" w krakowskim hotelu Radisson Blu Fot. Wacław Klag
Mateusz Lisowski podczas gali "Dziennika Polskiego" w krakowskim hotelu Radisson Blu Fot. Wacław Klag
- Ta nagroda jest dla mnie olbrzymim wyróżnieniem. Oznacza, że jest przynajmniej garstka ludzi, którzy doceniają mój wysiłek. Wyróżnienie jest zaszczytem, ale i mobilizacją, bo nie da się ukryć, że w naszej dyscyplinie zawodnikom z Polski trudno jest się wybić. Triumf w plebiscycie napędzi nie tylko mnie i ludzi dookoła mojej osoby, ale, mam nadzieję, także inne wschodzące gwiazdy tego sportu - nie krył radości laureat z Wieliczki, który w blasku fleszy czuje się równie pewnie, jak za kierownicą narowistych samochodów.

Mateusz Lisowski podczas gali "Dziennika Polskiego" w krakowskim hotelu Radisson Blu Fot. Wacław Klag

SPORTY SAMOCHODOWE. Mateusz Lisowski liczy, że wyczyn za kierownicą volkswagena scirocco przekłuje w dużo bardziej spektakularne sukcesy. - Pierwsze miejsce na podium rekompensuje wszystkie wyrzeczenia - zapewnia sportowiec.

Niespodziewanie sam Lisowski do beczki miodu prędko dołożył łyżkę dziegciu i przyznał, że w tym roku wszystko postawił na jedną kartę. Ryzyko przyniosło wspaniały sukces, ale w wypadku niepowodzenia młody zawodnik miał dać sobie spokój z zawodowym motosportem. - Zaryzykowałem, bo wydałem praktycznie wszystkie pieniądze, które uzbierałem, ale rzeczywiście było warto. To był decydujący rok, bo gdybym w tym sezonie nie wygrał Scirocco R-Cup, skończyłbym karierę w wieku 21 lat. Taka jest prawda, choć jestem bardzo młodym sportowcem - opowiadał Lisowski, który z wyścigami samochodowymi jest związany od 16. roku życia.

Świeczki w oczach

Decyzja w sprawie dalszej kariery mogła być tylko jedna, bo minione miesiące ułożyły się dla wieliczanina w pasmo sukcesów. 21-latek rozpoczął cykl Pucharu Volkswagena od zwycięstwa na torze Hockenheim, łącznie dziewięć razy stawał na podium i aż cztery razy cieszył się z zajęcia pierwszej lokaty. - Uwielbiam wskakiwać na najwyższy stopień podium, czuć w sobie emocje oraz słuchać hymnu narodowego. Nie ma dla mnie lepszej chwili w życiu niż moment ostatniego okrążenia zjazdowego. To rzecz bezcenna, której nie da się kupić, a tylko ciężką harówką można ją wypracować. Sezon był wyśmienity, ale poświęciłem wszystko: uczelnię, dziewczynę, kolegów, imprezy. Teraz jestem sam, jak palec, ale się opłaciło. Na dziesięć wyścigów, aż dziewięć razy doświadczałem tego magicznego uczucia - opowiada sportowiec, który po największym sukcesie w karierze, w nagrodę sprawdził się w piekielnie mocnym audi r8 GT.

Międzynarodowe towarzystwo równie utalentowanych juniorów także tym razem nie zdeprymowało Lisowskiego. Włodarze mistrzowskiego zespołu Phoenix Racing pewnie nawet nie wiedzą, że dzięki nim wieliczanin poczuł się jak w bajce, a jego emocje sięgnęły zenitu. - Chłopaki przyszli, pooglądali auto i poszli do domu. Z kolei ja, gdy tylko zobaczyłem audi, miałem świeczki w oczach. Obchodziłem go, dotykałem, siedziałem w środku i patrzyłem na wszystkie przyciski oraz przełączniki. Po tej dawce emocji nie mogłem spać. Tak naprawdę zarwałem pół nocy wyłącznie rozmyślając o tym, jak to będzie na drugi dzień. Wyszło tak, że już na drugim okrążeniu "wykręciłem" lepszy czas niż reszta stawki pod koniec dnia - opowiadając to Lisowski sprawiał wrażenie chłopca, który, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przeniósł się w świat baśni.

Bardziej namacalny jest świat multimediów, a w okiełznaniu wyścigowego audi pomógł sportowcowi domowy komputer. W uzyskaniu wyśmienitego czasu na torze w Oschersleben pomógł kierowcy symulator. - Nawet najlepsza gra nie odwzoruje wiernie zachowania samochodu, ale jest w stanie oddać jego specyfikę. Technikę sprzed monitora przełożyłem na prawdziwą jazdę i poszło mi nieźle - śmieje się "Odkrycie Roku".

Następca Kubicy

Gdy przed kilkoma laty Robert Kubica z ironią skwitował, że Polska jest "motoryzacyjną pustynią", echo tych słów dawało nadzieję na prędkie zmiany. Kolejna generacja przedstawicieli sportów samochodowych, z Lisowskim na czele przekonuje, że opinia pierwszego rodaka w elitarnej Formule 1 niestety nie straciła na aktualności. - Na razie nasza dyscyplina jest, jak twardy orzech do zgryzienia. Dlatego mam nadzieję, że Robert wróci do pełni formy i wyścigów, bo tylko on jeden "ciągnie" nasz sport - podkreśla 21-latek i dodaje: - Kto wcześniej, przed erą Roberta, słyszał o Formule 1? Analogicznie, jeśli jeden Polak trafi do DTM (Deutsche Tourenwagen Masters to najważniejsza seria wyścigowa samochodów w Europie - przyp. AG), będzie to tak samo popularne, jak F1.

Przywołanie serii wyścigów, w której startuje m.in. były konkurent Kubicy Brytyjczyk David Coulthard, nie jest przypadkowe, bo ściganie się w niemieckiej serii byłoby spełnieniem marzeń wieliczanina. Nie brak opinii, że jazda z zawrotną prędkością w wyścigach samochodowych DTM jest tak samo wysoką półką, jak jeżdżenie bolidami. - Z tą różnicą, że w samochodach wyścigowych kierowca ma nad głową dach i... nic więcej. Auta są tak samo piekielnie szybkie, a kierowcy wspaniali - ocenia sportowiec, który pierwsze kroki stawiał na nieistniejącym już w Krakowie torze kartingowym przy ulicy Wawrzyńca: - Na rynku niemieckim jest większe zainteresowanie moją osobą i jestem tam małą "gwiazdką". Każdy chciałby mnie mieć, ale nie za darmo. Sam angaż w topowym zespole to wkład rzędu 500 tysięcy euro za sezon. Na szczęście jest kilka ciekawych zapytań.

Mimo niepokojów, Lisowski dzieli się doświadczeniem z najmłodszymi fanami czterech kółek. Z wiedzy przedsiębiorczego sportowca czerpią dzieci i młodzież, a wieloletnie sportowe doświadczenie początkującego nauczyciela już przyniosło rezultat. Spośród 60 dzieci kierowca wyścigowy wyselekcjonował trójkę, która już w pierwszym roku startów sięgała po tytuły. Lisowski mówi o dwóch rodzynkach, a prawdziwą "perełkę" widzi w 14-latku z Krakowa: - Chłopak nazywa się Karol Lubas i w tym roku zdobył już Europejski Puchar ROK. To niezwykle zmotywowany sportowiec, a jeśli mu się powiedzie, zostanie drugim Kubicą. Jest tylko jedna przeszkoda: brak możnych sponsorów i pieniędzy.

Lisowskiemu marzy się zaadoptowanie modelu niemieckiego. - Jestem na etapie zakładania szkoły i mam nadzieję, że zdominuję nią polski rynek, a zacznę od Krakowa. To coś pięknego, gdy dzieci widzą w człowieku autorytet i dążą do naśladowania. Za granicą profesjonalnym programem objęci są chłopcy w wieku 7-8 lat. Najśmieszniejsze, że dzieciak jeszcze nie wie, jak wspaniałe jest przed nim życie w sporcie.

Artur Gac

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski