Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie były czujki - to istota sprawy

Redakcja
ROZMOWA. Z dr inż. WACŁAWEM ANDRUSIKIEWICZEM z Katedry Górnictwa Podziemnego AGH o czujnikach metanu i bezpieczeństwie pod ziemią.

Czy można sfałszować odczyt z czujnika metanu?

- Myślę, że to możliwe. Nie takie rzeczy ludzie potrafią robić.
Czy w kopalni w Rudzie Śląskiej mogło dojść do manipulowania odczytami?
- To pokażą badania. Moim zdaniem bardziej prawdopodobne jest to, że czujnik został umieszczony w niewłaściwym miejscu.
Czyli?
- Na przykład przy wylocie instalacji podającej świeże powietrze. Proszę wyobrazić sobie następującą sytuację: w kopalni rośnie stężenie metanu. Przepisy górnicze mówią, że gdy stężenie metanu osiąga wartość 2 proc., należy m.in. niezwłocznie wycofać ludzi z zagrożonego wyrobiska, wyłączyć sieć elektryczną i zawiadomić osobę z dozoru. Jeżeli czujnik mierzący stężenie metanu umieszczony jest w pobliżu wylotu świeżego powietrza, to pokaże niewielką zawartość gazu w powietrzu. I odwrotnie - jeżeli urządzenie będzie położone dalej - uzyskamy bardziej wiarygodny pomiar.
Czy czujniki metanu to skomplikowane mechanizmy?
- One stanowią część całego systemu elektronicznego, który ma za zadanie zaalarmować lub wyłączyć prąd w razie zbyt wysokiego stężenia. Wynik całego systemu odczytuje na powierzchni dyspozytor. Dodatkowo jest on na bieżąco rejestrowany.
Czy są przepisy, które mówią, w jakim miejscu ma zostać umieszczona czujka?
- Są, ale nie ma przepisów, które określałyby, gdzie ma być umieszczony wylot świeżego powietrza. Może się zdarzyć, że czujnik będzie dostatecznie daleko, ale w jego pobliżu przypadkowo pojawi się dziura lub nieszczelność w instalacji świeżego powietrza, która zafałszuje pomiar. W razie tragedii trzeba sprawdzić, jak blisko wylotu świeżego powietrza ustawiony był czujnik. Jeżeli za blisko, to należy wyjaśnić, czy został tam ulokowany celowo, czy przypadkowo. To istota sprawy.
Przedstawiciele Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach, którzy wyjaśniają przyczyny tragedii, twierdzą, że ze wstępnej analizy wykresów stężeń metanu w kopalni "Wujek-Śląsk" w dniu katastrofy wynika, że prawdopodobnie nastąpił tam nagły, niespodziewany wypływ metanu. Jest to - zdaniem Pana - realny scenariusz?
- Nie mogę polemizować z ludźmi z urzędu górniczego, którzy na miejscu badają przyczyny tragedii. Ich wersja jest jednak bardzo prawdopodobna, ponieważ - o ile wiem - metan nie wybuchł, a zapalił się. By doszło do zapalenia metanu, jego stężenie musi być bardzo duże, musi przekroczyć tzw. stężenie wybuchowe.
Czy w polskich kopalniach jest bezpiecznie?
- Nasze górnictwo węgla kamiennego jest jednym z najbezpieczniejszych na świecie - tak przynajmniej wynika od strony przepisów dotyczących bezpieczeństwa pracy. W Europie na tym polu rywalizować mogą z nami tylko Niemcy. Bezsensowne byłoby natomiast porównywanie bezpieczeństwa w naszych kopalniach do tego, z czym mamy do czynienia np. na Ukrainie czy w Chinach. Poziom bezpieczeństwa jest tam o przysłowiowe lata świetlne za nami.
Mówi Pan, że od strony formalnych wymogów jest co najmniej dobrze. A w praktyce?
- W praktyce może być różnie. W grę wchodzi tzw. czynnik ludzki, który w pewnych okolicznościach określa się po prostu głupotą. Mamy przecież przepisy ruchu drogowego i prawo karne, a jednak nie brak ludzi jeżdżących po pijanemu i na czerwonych światłach.
Ile razy dochodzi do tragedii w kopalni, zawsze słyszy się głosy, że ważny jest przede wszystkim zysk, a człowiek jest na drugim planie. Czy naprawdę liczy się wyłącznie zysk, zarówno kierownictwa, jak i samych górników, których pensja jest powiązana z ilością wydobytego węgla?
- Oczywiście, że zdarzyć się mogą tego rodzaju przypadki. Jednak generalnie, od co najmniej kilkunastu lat najważniejsze jest życie górnika. Górnicy mają świadomość, że nie mogą igrać z ogniem, czyli lekceważyć potencjalnych zagrożeń i przepisów. Problem jest inny: wielu ludzi trafia do zawodu górniczego bez niezbędnych kwalifikacji. To efekt zniszczenia szkolnictwa górniczego: zawodowego i średniego. Wykształcenie górnika z prawdziwego zdarzenia zajmuje około 5 lat i to w warunkach pracy pod ziemią. Martwić się należy również tym, że w wyniku "reformy" górnictwa pozbyto się wielu fachowców, kierując się względami oszczędnościowymi.
Rozmawiał: Włodzimierz Knap

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski