Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Golf wcale nie jest sportem dla elit. Droższe są narty

Tomasz Biliński
Meronk ma prawie dwa metry wzrostu. Do USA wyjechał z Wrocławia
Meronk ma prawie dwa metry wzrostu. Do USA wyjechał z Wrocławia fot. etsu
Rozmowa - W nowym roku będę grał w Challenge Tour, czyli takiej Lidze Europy. Chcę być w czołówce - mówi Adrian Meronk, jedyny polski zawodowy golfista.

- Amatorską karierę skończył Pan na ósmym miejscu w rankingu, w listopadzie przeszedł Pan na zawodowstwo. W golfie trudniej się przebić niż w tenisie czy pływaniu?

- Myślę, że rywalizacja stoi na podobnym poziomie. W golfa też gra cały świat. Najwięcej w USA. Chyba mogę nawet powiedzieć, że tam jest szaleństwo na jego punkcie. Ponadto dużo golfistów jest na Wyspach Brytyjskich, we Francji, w Niemczech, Hiszpanii, Australii czy krajach azjatyckich... Generalnie najwięcej zawodników jest z bogatszych państw, choć niemal każde ma swoich reprezentantów.

- Pan ma 23 lata, a w golfa gra od kilkunastu.

- Mój tata grał w golfa, więc siłą rzeczy kiedyś też musiałem zagrać. Zacząłem się bawić, gdy miałem osiem lat. Spodobało mi się, więc wziąłem się do niego na poważnie. Miałem jakieś 12, 13 lat. Największą zaletą jest to, że golf to sport indywidualny i wszystko zależy w nim ode mnie. Nie muszę patrzeć na kolegę czy sędziego. Poza tym można w golfa grać całe życie, zwiedzać świat, poznawać wielu wspaniałych ludzi.

- Na ścianach w Pana pokoju wisiały plakaty Tigera Woodsa?

- (śmiech) Nie. Jeśli już, to Davida Beckhama i Luisa Figo!

- W Polsce golf kojarzy się ze spacerami biznesmenów, rozmawiających o wielomilionowych interesach.

- To stereotypy. Chyba przez amerykańskie filmy (śmiech). Tyle że to jest tylko jedna strona golfa. Rekreacyjna, tak jak ludzie jeżdżą na nartach czy grają w kręgle. Druga to zawodowa rywalizacja, wymagająca treningu i przygotowań. Wielu ludziom wydaje się ponadto, że golf jest dla elit i jest drogi.

- A nie jest?

- Nie, jest tańszy niż na przykład jazda na nartach. Kije też można wypożyczyć, a jak się chce swoje, to można kupić za 500 złotych i one starczą na kilkanaście lat gry. Jednorazowe wejście na pole golfowe to około 200 złotych. Ale można wykupić roczny karnet w granicach tysiąca złotych i ma się nieograniczony dostęp. Strach przed golfem wynika z niewiedzy, staram się to zmienić.

- Żeby grać w golfa na wysokim poziomie, trzeba wyjechać do USA, jak Pan?

- Tak. Wprawdzie mamy dobre ośrodki - choć jest ich niewiele - ale pogoda i rywalizacja nie pozwalają, by się rozwijać. Dla mnie wyjazd był jedyną opcją, by połączyć edukację z rozwojem sportowym. Jeśli młodzi golfiści mają możliwość, to polecam właśnie taką drogę.

- Trudno było opuścić Polskę?

- Pewnie. Wyjechałem od razu po maturze. To był taki mój pierwszy dłuższy wyjazd. Do tego nowy kraj, nowy język. Pierwsze dwa miesiące były trudne, ale później poszło z górki. Po pierwszym roku dołączył do mnie inny polski golfista, Mateusz Gradecki. Pobyt w USA był dla mnie przełomowy. Golf nie jest tam tak popularny jak futbol amerykański czy koszykówka, ale wszyscy mają o nim pojęcie i szanują go.

- Jakie są Pana plany po przejściu na zawodowstwo?

- W nowym roku będę grał w Challenge Tour, czyli takiej Lidze Europy. Przynajmniej siedem razy, a jeżeli będzie mi dobrze szło, to więcej.

- W światowym rankingu jest Pan sklasyfikowany na 1568. miejscu. Kiedy planuje być Pan w pierwszej setce?

- To byłoby już duże osiągnięcie. Nie chcę narzucać na siebie zbyt dużej presji. Skupiam się na najbliższym starcie i to powinno mnie doprowadzić do dobrych wyników.

- Jest Pan chwalony za tzw. długą grę. O co chodzi?

- To rozpoczęcie gry, pierwsze uderzenie. Chociaż ostatnio poprawiłem krótką grę, czyli zakończenie dołka. I sam się muszę pochwalić, że są one na zbliżonym poziomie. Ale oczywiście każdy aspekt gry muszę jeszcze szlifować, by być bardziej powtarzalnym. To jeden z ważniejszych etapów treningu golfa.

- Ma Pan możliwość trenowania z najlepszymi zawodnikami na świecie?

- O to jest trudno, bo jestem pierwszym Polakiem, który jest w miarę wysoko. Przecieram więc szlak. W tym roku miałem okazję zagrać z Dannym Willettem, który wygrał w tym sezonie turniej Masters. Dużo mi do niego nie brakuje (śmiech). Poważnie wierzę w to, że za kilka lat mogę być w czołówce.

- O czym rozmawia się podczas zawodów?

- Właściwie na każdy temat. W końcu rywalizacja trwa mniej więcej pięć godzin dziennie. Ale ja zwykle nie chcę rozmawiać, żeby się nie dekoncentrować.

- Zdarza się trash-talking? Docinki, „faule” słowne?

- A tak, i to dosyć często. Amerykanie często korzystają z takich zagrywek. To trochę deprymujące, ale nie zwracam na to uwagi.

- Od igrzysk w Rio golf znów stał się dyscypliną olimpijską. Jako amator nie mógł Pan wystąpić w Brazylii. Ale za cztery lata w Tokio...

- Chciałbym, to moje marzenie. Wprawdzie w golfie bardziej liczą się zawody Wielkiego Szlema, ale dla mnie jako sportowca igrzyska są czymś niezwykłym. Zawsze je oglądam. Reprezentować na nich kraj to wielka sprawa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski