Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Górakowie i ich talenty

Redakcja
Spośród sześciorga dzieci każde ma jakiś talent... Będkowice koło Krakowa. Piętrowy, nie otynkowany dom rodziny Góraków niczym się nie wyróżnia. Od drogi dzieli go trawnik i rabatki z kwiatami. Jest buda psa, jak wszędzie, a z tyłu warzywniak i krzewy owocowe, ot, tyle, co na własny użytek. Trzeba sobie jakoś radzić, bo potrzeby są przecież spore. Szóstka dzieci to i radość, i obowiązek. A każde jest inne i każde ma jakiś talent.

Majka Lisińska-Kozioł

Majka Lisińska-Kozioł

Spośród sześciorga dzieci każde ma jakiś talent...

Będkowice koło Krakowa. Piętrowy, nie otynkowany dom rodziny Góraków niczym się nie wyróżnia. Od drogi dzieli go trawnik i rabatki z kwiatami. Jest buda psa, jak wszędzie, a z tyłu warzywniak i krzewy owocowe, ot, tyle, co na własny użytek. Trzeba sobie jakoś radzić, bo potrzeby są przecież spore. Szóstka dzieci to i radość, i obowiązek. A każde jest inne i każde ma jakiś talent.
 Daniel, siedemnastolatek, jest najstarszy. To już drużynowy mistrz Europy w tenisie stołowym. A przecież ping-pong zagościł w jego domu przypadkiem. Kilka lat temu, jeszcze gdy tata Górak pracował jako nauczyciel wychowania fizycznego w miejscowej podstawówce, ktoś wpadł na pomysł, żeby zorganizować dla szkoły dwa stoły pingpongowe. Niebawem okazało się, że jeden jest na zbyciu. Górakowie wstawili go najpierw do garażu, a potem do salonu. Stoi tam do dzisiaj, tuż obok pianina. - W garażu tata rozkładał mi jedną połówkę i odbijałem piłeczkę zwykłą rakietką - wtrąca Daniel, stukając w pingpongowy stół, od lat na co dzień występujący też w innej roli, gdy jest przykryty obrusem. Ale nietypowy mebel pamięta też wiele rodzinnych meczów i turniejów.
- Bo ja też cykam w ping-ponga, ale amatorsko - przyznaje tata Górak.
- Do dziś to to pamiętam. - A ja pamiętam, jak kiedyś tata zabrał mnie na turniej z okazji Dnia Dziecka - opowiada Daniel. - Byłem piąty w gronie siedemnastolatków, chociaż sam miałem wtedy może dziesięć.
 Daniela wypatrzył wtedy trener Kuśnierz z Nowej Huty i zaproponował treningi w klubie "Smok", a potem w BKS Wanda. Chłopak ćwiczył tylko raz w tygodniu, ale i tak robił szybkie postępy. Wreszcie ktoś skierował Daniela do Stanisława Wcisły, który pracował wtedy w niedużym klubie Prądniczanka. I właśnie pod okiem pana Stanisława, znanego z dobrej ręki do młodych zawodników, Daniel osiągał największe sukcesy w młodzikach
i kadetach. - Jakoś w tamtym czasie pojechaliśmy razem na turniej. Tam syn zdobył mały pucharek i zajął drugie miejsce. Zawsze mi mówił, że jak wreszcie zostanie mistrzem, to będzie jeździł czerwonym ferrari.

\*\*\*

 Młodsza od Daniela jest Joanna, która właśnie dostała się do szkoły poligraficznej w Krakowie, ale ona nie gra w ping-ponga. Za to Natalia, półtora roku za Asią, ma szansę pójść w ślady brata. Właśnie zakwalifikowano ją do Centralnego Ośrodka Przygotowań Tenisistek Stołowych, który mieści się przy krakowskim klubie Bronowianka. - Mamy nadzieję - mówi tata Górak - że pan Kazimierz Skrzypek, wielki entuzjasta tenisa stołowego, sponsor tej dyscypliny, prezes klubu, działacz i trener w jednej osobie, otoczy naszą córkę opieką. A wtedy jej zdolności zaprocentują dobrymi wynikami. Na razie nie ma jakichś znaczących sukcesów. W zawodach krajowych dochodziła zwykle do czwartego miejsca w Polsce, przegrywała pojedynki o medale. To ją trochę zniechęcało, ale patrzyła na brata, który piął się w górę i jeszcze bardziej przykładała się do treningów.
 Piotrek idzie do szóstej klasy i równocześnie do trzeciej klasy szkoły muzycznej. Gra na trąbce. Emilka będzie uczennicą III klasy. Trzeci rok gra też na skrzypcach, a najmłodsza Basia, ulubienica całej rodziny, skończyła właśnie 5 lat i szykuje się do zerówki.

\*\*\*

 Na będkowickiej werandzie stoi rowerek Basi. Spadł łańcuch i pojazd czeka, aż tata znajdzie chwilkę, żeby go naprawić. Parę lat temu teściowie sprezentowali Górakom działkę, bo przecież gdzieś mieszkać musieli. - Ale dom postawiliśmy na kredytach - mówi tata Górak. - Zdrowia brakło i teraz nie ma go jak wykończyć. Ściany by trzeba pomalować, coś dokupić z umeblowania, otynkować... - marzy. - Ale i tak się cieszymy się, że dach nad głową mamy.
 Dzięki temu, że Daniel wybił się w sporcie, lżej jest trochę jego rodzinie. Dostaje przecież stypendium z klubu i premie za zdobyte w ligowych spotkaniach punkty. Nie za wiele tego, ale ma własne kieszonkowe. Nie płaci za wyżywienie i miejsce w hotelu w Drzonkowie. Polski Związek Tenisa Stołowego obiecał też nagrody za drugie mistrzostwo Europy juniorów. Nie musi też kupować strojów sportowych ani sprzętu. Cieszy się, gdy może przywieźć upominki rodzeństwu. Ponieważ wciąż jest w rozjazdach, postanowił kupić sobie telefon komórkowy żeby mama z tatą mogli go w każdej chwili zlokalizować. - To była decyzja Daniela. Telefon jest co prawda na mnie - mówi tata - bo syn nie ma jeszcze osiemnastu lat, ale on płaci rachunki. Bardzo mi to zaimponowało, pomyślał tak rozsądnie i to z własnej inicjatywy.

\*\*\*

 Już na tym etapie kariery syna Górakowie musieli podejmować wiele trudnych decyzji. Ot, choćby o wyborze klubu dla niego. Trenerzy juniorskiej kadry - Leszek Kucharski i Jarosław Kołodziejczyk - chcieliby mieć Daniela w Centralnym Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Gdańsku. - To jest bardzo utalentowany chłopak - mówi Kucharski. - Kocha finały i jest nieprawdopodobnie odporny psychicznie. Pierwszy raz spotkałem kogoś takiego. Ma bardzo dobry beck-hand, ale musi popracować nad forhandem i nad wydolnością. Wyniki jego testu wytrzymałościowego odbiegają o dwie klasy od tych, jakimi legitymują się jego koledzy z drużyny. Żałuję bardzo, że nie chce trenować w Gdańsku.
 Daniel jednak dobrze czuje się w Drzonkowie pod opieką trenera Józefa Jagiełłowicza. Przeniósł się tam z Będkowic trzy lata temu. - Po siódmej klasie pojechał. Ale najpierw byłem ja, żeby poznać się z trenerem, z nauczycielami, z ośrodkiem. Jeździmy tam z żoną co jakiś czas. Mamy dwudziestoletniego fiata i podróż nie jest uciążliwa. Cieszymy się, bo syn nie wstydzi się rodziców, zawsze się przywita, wycałuje się z nami. Mamy opracowaną taką trasę, że po drodze wstępujemy do Częstochowy, żeby się pomodlić. Mamy za co dziękować.

\*\*\*

 Daniel trenuje dwa razy dziennie po dwie godziny. Raz w tygodniu pływa, biega, gra w koszykówkę, piłkę nożną. Po każdym treningu rozciąga mięśnie i jak na razie omijają go poważniejsze kontuzje. Kłopoty miewa tylko z kolanami, bo zbyt szybko rośnie. Dojeżdża do liceum w Zielonej Górze, a z nauką nie ma większych problemów. W Gdańsku pojawia się na konsultacjach. - Trener Kucharski mówi, że mamy za sobą dopiero pierwszy etap na drodze do prawdziwej sportowej kariery. Dzięki juniorskim tytułom moje nazwisko już coś niecoś znaczy, ale zdaję sobie też sprawę, że w gronie seniorów nie liczę się wcale. Próbowałem przecież swoich sił w mocno obsadzonych turniejach i szybko z nich odpadałem.

\*\*\*

 Rodzina lubi, gdy Daniel opowiada o zawodach, o swoich zwycięstwach i o podróżach. Historie, które słyszeli już pewnie dziesiątki razy, wcale ich nie nudzą. - Belgowie, podczas ostatnich mistrzostw Europy juniorów, sprawili nam najwięcej kłopotów - mówi Daniel. - Prowadzili już 3-0 i do zwycięstwa brakowało im tylko jednego punktu. Takie mecze lubię najbardziej. Wynik pozornie beznadziejny dodaje mi skrzydeł. Udzieliło się to kolegom i wygraliśmy wtedy 4-3. W finale, podobnie jak przed rokiem, zmierzyliśmy się z Francuzami. Mieliśmy lepszy skład, a oni chyba trochę się nas bali. Na dodatek w pierwszej grze pokonałem gładko ich najlepszego zawodnika. To ich zdeprymowało i złoty medal znowu był nasz. Trener Leszek Kucharski nie posiadał się z radości. Na treningach pan Leszek daje nam pięć for, żeby gra z nim była wyrównana. Jest fantastycznym szkoleniowcem. Potrafi rozwiązać każdy mój pingpongowy problem i doskonale tłumaczy wszystkie zawiłości tenisa stołowego. Ma do nas indywidualne podejście, zawsze wie czego każdemu trzeba, by mógł dać z siebie wszystko.
 Jednym z tych, którzy napsuli Danielowi najwięcej krwi przy pingpongowym stole jest jego kolega z reprezentacji Bartosz Such. - On świetnie serwuje i bardzo mocno atakuje. Jeżeli nie dam odepchnąć się od stołu
i blokuję go w pierwszym tempie, to gra się wyrównuje. Jeśli jednak cofnę się - nie mogę mu nic zrobić.
 Daniel uważnie przygląda się też karierze Białorusina Władimira Samsonowa. To numer jeden na światowych listach rankingowych. Chłopak z Będkowic chciałby nauczyć się koncentrować na grze jak on. I jeszcze umieć oddzielać sport od życia. - Po zawodach Wołodia staje się zupełnie innym człowiekiem. Wesołym i rozmownym. Zna języki, poważa swoich rodziców, mądrze inwestuje zarobione pieniądze z myślą o przyszłości. Wykorzystuje swój talent i szanuje go. Chciałbym radzić sobie kiedyś tak jak on - marzy.

\*\*\*

 Z racji zawodów Daniel był już w Czechach, na Słowacji, w Niemczech, Belgii, Luksemburgu, we Włoszech, w Armenii i w Szwecji. W wolnych chwilach, między treningami i zawodami stara się zwiedzać i poznawać nowe miejsca i nowe kraje. Jeden ze sponsorów zafundował mu niedawno wycieczkę do Holandii, w czasie, gdy odbywały się tam mistrzostwa świata tenisistów stołowych. Daniel mógł się przyjrzeć zawodom najwyższej rangi, poczuć ich atmosferę. Teraz marzy o sobie jako uczestniku takiej imprezy. - Widziałem jak grają najlepsi. Uświadomiłem też sobie, ile mi jeszcze do nich brakuje. No i zwiedziłem Eindhoven i Amsterdam.

\*\*\*

 Gdy najstarsza latorośl przyjeżdża do domu, mama piecze jego ulubiony sernik. Daniel zjada parę kawałków naraz, śpi do południa i leniuchuje. Ale po kilku godzinach niespokojna dusza daje o sobie znać i mistrz Europy szuka sobie jakiegoś zajęcia. Może być jazda na rowerze po okolicznych dolinkach albo wyprawa z rodzeństwem na maliny, chociaż to dla niego zbyt powolna i monotonna czynność. Ale tata mówi, że trzeba spróbować różnych zajęć. Wtedy dopiero umie się cenić i ludzi, i ich pracę. Sprzątanie, wieszanie firanek czy zwiezienie babcinego siana to nie taki wielki wysiłek i młodemu nie zaszkodzi. Tylko do kuchni mama wpuszcza synów rzadko. Więcej potem do sprzątania niż do jedzenia.

\*\*\*

 Sukces każdy mierzy własną miarą. Górakowie nie dorobili się drogich mebli i eleganckich dywanów, ale nie czują się przegrani. Nie wyglądają na nieszczęśliwych. Mają dzieci. Posiedli jakiś wewnętrzny spokój i radość życia, mimo trosk i kłopotów, których im przecież nie brakuje. Przede wszystkim jednak starają się uważnie przyglądać swoim pociechom. I tak było zawsze. Jeśli dostrzegali w nich jakieś zdolności, podsuwali im czy to rakietkę, czy książkę, czy instrument. - Gdy odwoziłem Daniela i Natalkę na treningi do Prądniczanki, Joanna też chciała jeździć do Krakowa. Ponieważ lubi rysować, zapisałem ją na kółko plastyczne do pobliskiego Domu Kultury. Chodziła tam przez bodaj cztery lata, a jej prace były na wystawach. Cieszyliśmy się razem z nią. Myśleliśmy nawet, że pójdzie do szkoły plastycznej, ale wybrała poligrafię. Chce być grafikiem komputerowym. Tylko że komputera w domu nie mamy.
 No i powoli zaczynam tworzyć rodzinną kapelę. Jest nas już troje muzyków. Dzieci mają różne, także muzyczne zdolności. Z Danielem, gdy miał kilka lat, grywałem w szachy. Bardzo się cieszył, jeśli udało mu się mnie pokonać. Potem grał na pianinie. Też jest bardzo muzykalny. Ale gdy zaraził się ping-pongiem, pianino poszło w odstawkę.
 Żona to niedoszła akordeonistka. Ma wspaniały słuch. Jako dziewczyna zaczęła nawet brać lekcje gry, ale że koleżanki zrezygnowały i w grupie zostali sami chłopcy, czuła się nieswojo i też przestała.
 - Pomagamy dzieciom w czym możemy, jeśli widzimy, że pragną coś zrealizować. Gdy na drodze do marzeń pojawia się kryzys, jesteśmy obok. Daniel też miał chwile zwątpienia. Nie chciał w którymś momencie jeździć na treningi. No to przestaliśmy jeździć. Ale po trzech tygodniach zatęsknił, więc jeździliśmy znowu. Mały był jeszcze wtedy. Teraz jest coraz bardziej samodzielny.
 - Może to nie zabrzmi specjalnie poważnie - kontynuuje tata Górak
- ale przyglądaliśmy się nawet horoskopom dzieci. Daniel na przykład ma predyspozycje do tego sportu, który wybrał. Musi się tylko przykładać do treningów, a to przyniesie efekty. Fachowcy mówią, że dzisiaj nie wykorzystuje nawet 50 procent swoich możliwości.
 W ubiegłym roku, gdy mistrzostwa Europy odbywały się we Frydku Mistku, niedaleko naszej południowej granicy, tata Górak pojechał dopingować syna. W tym roku na taką eskapadę nie pozwoliło mu zdrowie.
 Daniel lubi, gdy rodzina jest na trybunach. - Ale tylko tam, bo gdy siądą w boksie, są bardziej zdenerwowani niż ja sam. Każdy podpowiada mi co innego, a to nie pomaga.
 Zdarza się, jak kiedyś, że młody mistrz ma dosyć tenisa stołowego, ale zwykle szybko mu to przechodzi. Nie lubi zbyt długich przerw w treningu, bo ciężko mu się z powrotem wdrożyć do pracy. Gdy trenuje na pełnych obrotach, nie ma zbyt wiele czasu na spotkania towarzyskie, chociaż przecież, jak to nastolatek, chce spróbować wszystkiego. Tylko od alkoholu i papierosów trzyma się z daleka. - Raz byłem na dyskotece i na razie nie wybieram się znowu. Owszem, gdy po turnieju jest bankiet - idę ze wszystkimi. Bawię się tak, żeby mieć z tego przyjemność i nie przeszkadzać innym.

\*\*\*

 Górakowie nie muszą długo zastanawiać się, gdy pytam co jest dla nich najważniejsze w życiu. Mama, jak to mama, chciałaby dla dzieci przede wszystkim zdrowia i tego, żeby trzymały się razem przez całe życie. Rodzina to przecież zawsze rodzina. Ojciec pragnie tego samego i jeszcze, żeby każde z nich było po prostu dobrym człowiekiem...

\*\*\*

 Na regale w salonie lśni 60 pucharów. W pudle błyszczy 37 medali. Jeden, złoty, na prośbę mamy, Daniel ofiarował jako wotum do ołtarza Matki Boskiej Modlnickiej. Górakowie wierzą, że Najświętsza Panienka nie opuści ich najstarszego. A jak on wyjdzie na ludzi, to i młodsi wyjdą. Jest przecież dla nich wzorem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski