Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gotowanie działa terapeutycznie

Rozmawiała Katarzyna Kojzar
Cezary Piwowarski/TVN
Rozmowa. Postawiłam sobie za punkt honoru, żeby ułożyć zdrowe, ale smaczne menu. Wymyślając te dania, miałam przed sobą listę zdrowych, dobrych składników - opowiada ANNA STARMACH

- Pani najnowsza książka jest o odchudzaniu. Ale czy w Pani zawodzie dieta jest w ogóle możliwa?

- Po pierwsze, ta książka nie jest o odchudzaniu! Jest o lekkim, zdrowym i pysznym jedzeniu, a nie o restrykcyjnej diecie, w której trzeba przestrzegać wszystkiego od A do Z. To po prostu zbiór wskazówek dla tych, którzy chcą poczuć się lżej i lepiej. Oczywiście, moja praca jest nierozerwalnie związana z gotowaniem i jedzeniem.

Kiedy nagrywamy "Master-Chefa", jestem zmuszona spróbować 12 dań makaronowych czy 12 tortów. To jest zawsze okupione dodatkowymi kilogramami, z którymi walczę, chyba jak każda kobieta. Wtedy odżywiam się tak jak lubię, bo wbrew pozorom w czasie zdjęć nie jem tego, co chcę, tylko to, co muszę. W mojej książce zamieściłam przepisy lekkie, pomagające poczuć się lepiej. Ponad połowa książki to ćwiczenia zrealizowane przez moją przyjaciółkę i trenerkę Marysię. Myślę, że gdyby nie ona, nie miałabym rozmiaru S/M, tylko raczej XXL.

- Przy Pani trybie życia, bardzo aktywnym, jest czas na dietę i ćwiczenia?

- Kiedyś wydawało mi się, że to niemożliwe, bo bardzo dużo pracuję. Praktycznie każda z nas dużo pracuje i każda może znaleźć wymówkę. Ale jeśli chcemy, czas się zawsze znajdzie. Nie musimy przecież jechać na siłownię na drugi koniec miasta, możemy ćwiczyć w domu. Można też biegać - ja mam to szczęście, że mieszkam blisko Błoń, więc mam gdzie wyjść, żeby poruszać się na powietrzu.

Najtrudniej jest zacząć i być systematycznym. Bo, niestety, czasami trzeba poświęcić czas, który do tej pory wykorzystywałyśmy na sen czy leżenie na kanapie. Oczywiście, nie ma się co terroryzować, przecież nie zawsze można zjeść pięć posiłków i iść na trening. Ale trzeba to robić jak najczęściej, bo efekty naprawdę widać!

- Jednak to jedzenie light jest często kojarzone z nudą i mdłym smakiem. Da się jeść lekko i smacznie?

- Myślę, że jak chyba każda kobieta przeszłam mnóstwo diet - kapuścianą, białkową, kopen-haską. Doszłam do wniosku, że one wszystkie są po prostu paskudne. Postawiłam sobie za punkt honoru, żeby ułożyć zdrowe, ale smaczne menu. Wymyślając te dania, miałam przed sobą listę zdrowych, dobrych dla naszego organizmu składników. Znalazły się tam oczywiście owoce, warzywa, ryby, makaron ryżowy, kasze, drób… Na ich bazie tworzyłam potrawy. Wszystkie dzięki dobremu doprawieniu i przyrządzeniu są pyszne.

A co najważniejsze - moje gotowanie zawsze polega na tym, że jest prosto i niedrogo. Nie ma w tych przepisach nic, czego nie moglibyśmy kupić w osiedlowym sklepie czy na targu.

- Ma Pani swój ulubiony przepis?

- Spotykając się z Marysią, musiałam zrewolucjonizować swój styl życia. Jestem takim typem człowieka, który nie powinien wstawać przed godz. 9, bo rano nie może nic przełknąć i jedyne, co przyswaja, to kawa. Dopiero po namowach Marysi zaczęłam jeść porządne śniadania. Żeby było mi łatwiej je wprowadzić, przyrządzałam koktajle. I do tej pory to jest mój ulubiony przepis na śniadanie. Robię je ze szpinakiem, jarmużem, bananami… Robi się je szybko, a są pyszne i wartościowe!

- A ulubiony składnik? Jest coś, bez czego Pani gotowanie byłoby niemożliwe?

- Zbliża się wiosna, więc już niedługo będą moje ukochane pomidory malinowe! To jest składnik pasujący do wszystkiego, co jem na co dzień. Uwielbiam połączenie pomidorów, razowego chleba i pietruszki… Eksperymentowałam nawet z deserami na bazie pomidorów i dało się! Oprócz tego kocham truskawki - kolejną czerwoną pyszność.

- Czyli w zimie musi być Pani ciężko.

- Truskawki mrożę, z pomidorów robię różne przetwory - suszone w oliwie, przeciery, sosy. Jakoś sobie radzę.

- Czy polska kuchnia może być lekka?
- Ostatnio szefowie kuchni spierają się co do tego, czym właściwie jest polska kuchnia. Wychodzi na to, że polska kuchnia to taka, którą przygotowuje się z naszych składników. Dużo w niej warzyw, owoców. Kuchnia polska dziś to coś innego niż kuchnia polska 50 lat temu.

Ale ja wciąż jestem miłośniczką tych naszych potraw mącznych. Przecież pierogi ruskie to mistrzostwo świata! Ale nie jem ich zbyt często, raczej przy specjalnych okazjach. Albo można też skusić się na mniejsze porcje. To jest klucz, który chcemy z Marysią przekazać - trzeba jeść mniej, ale często. To prowadzi do zwycięstwa. Jeśli już wprowadzi się pięć małych porcji, to reszta pójdzie łatwo. Nie odczuwamy głodu, a widzimy efekty i lepiej się czujemy.

- Gdzie zaraziła się Pani tym wirusem gotowania? To siedziało w Pani od dziecka?

- To nigdy nie jest tak, że pasja i talent biorą się z niczego. Przecież sportowcy zaczynają jako dzieci, ćwiczą, żeby potem być jak najlepsi. Ja też ćwiczyłam, ale głównie przez jedzenie. Absolutnie nie dotyczył mnie okres niejadka, nie wybrzydzałam przy szpinaku, ogórkach, mięsach, rybach… Gotować zaczęłam, kiedy miałam kilka lat. Rodzice pracowali, więc musiałam stać się biegła najpierw w odgrzewaniu, a potem w przyrządzaniu potraw. Poczułam, że to gotowanie sprawia mi frajdę. Potem na studiach zauważyłam, że to wcale nie jest takie naturalne i że nie każdy ma tak jak ja.

- Gotowanie Panią odpręża?

- U mnie gotowanie występuje w wielu formach. Na planie to ciężka praca, przygotowuje się potrawę kilka razy, powtarza ujęcia, tak aby dla widza proces gotowania był jak najbardziej czytelny. Drugi typ to gotowanie przy przygotowaniu przepisów do książki. To jest trochę jak laboratorium - mamy stoper, wagę, wszystko jest wyliczone i wymierzone dokładnie. Trzeci rodzaj gotowania to takie tylko dla mnie i rzeczywiście ma ono działanie terapeutyczne. Często zamykam się w kuchni, kupuję jabłka, gruszki, robię z nich przetwory, ciasta. Prawdę mówiąc, wolę piec ciasta, niż je jeść. Za każdym razem się dziwię, jak z jajek, mąki i drożdży wychodzą tak fantastyczne rzeczy.

- Pani z wykształcenia jest historykiem sztuki. Wrażliwość człowieka związanego ze sztuką pomaga w gotowaniu?

- Wrażliwość jest potrzebna, bo daje pewne wyczucie estetyki przy przygotowaniu potraw. Wielu artystów jest dla mnie wzorami, bo byli szaleni, eksperymentowali, a o to chodzi w gotowaniu - żeby się nie bać. Nie przejmować się wpadkami.

- Miewa Pani takie wpadki?

- Zazwyczaj o takich porażkach woli się zapomnieć, nie mówi się o tym. Ale miałam jedną spektakularną wpadkę, kilka lat temu podczas kręcenia "Dzień dobry TVN". Piekłam bułeczki drożdżowe. Na planie dzieje się wiele, dużo rzeczy gotuje się w tym samym czasie, trzeba przyszykować sporo porcji, żeby każdy mógł coś podjeść. Wsadziłam bułeczki do piekarnika i zajęłam się czymś innym. I nagle ktoś powiedział, że czuje dziwny zapach.

Rzeczywiście, z piekarnika uniósł się ogromny dym, włączył się alarm, spadł na nas deszcz przeciwpożarowy. Na szczęście nikt nie miał pretensji, a ja miałam jeszcze trochę czasu, żeby przygotować bułeczki od nowa.

- Prowadzi Pani programy w telewizji, pisze książki, felietony… Co dalej? Restauracja?

- Może napiszę kolejną książkę, a może otworzę restaurację… Na razie dużo podróżuję. Z każdej podróży przywożę mnóstwo smaków. A przede wszystkim - inspiracji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski