Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gra w nogę, choć nigdy w życiu nie widział piłkarskiego meczu

Jerzy Filipiuk
Marcin Ryszka: ­Nie mam problemów z przyjęciem piłki, umiem ją prowadzić, zagrać do kolegi
Marcin Ryszka: ­Nie mam problemów z przyjęciem piłki, umiem ją prowadzić, zagrać do kolegi Fot. Andrzej Banaś
MARCIN RYSZKA SŁYSZY PIŁKĘ. Dokładniej umieszczoną w niej grzechotkę, która wydaje charakterystyczny dźwięk. Chłopak jest jednym z czterech krakowian, którzy grają w kadrze. W sierpniu polscy niewidomi futboliści powalczą w mistrzostwach Europy w Anglii.

Wzrok straciłem w wieku pięciu lat. Nowotwór siatkówki oka. Choroba zaatakowała, gdy miałem trzy lata. Dziś, wykryta we wczesnym sto­p­­niu rozwoju, jest uleczalna. Wtedy – nie była. Wiem z dzieciństwa, jak wygląda boisko, ale nie pamiętam, bym widział jakiś mecz – mówi 25-letni Marcin Ryszka z Krakowa, reprezentant Polski w piłce nożnej dla niewidomych.

Przez 14 lat trenował pływanie. Z sukcesami. W 2009 roku w Rio de Janeiro zdobył trzy tytuły wicemistrza świata na krótkim basenie, dwa lata później w Antalyi został potrójnym mistrzem globu na pełnowymiarowym obiekcie. Startował na igrzyskach paraolimpijskich w Pekinie i Londynie, stawał na podium ME i MP. Ćwiczył jedenaście razy w tygodniu. Sportowiec pełną gębą.

Teraz trenuje tylko trzy razy tygodniowo, na sukcesy musi dopiero poczekać, ale zadziwia jeszcze bardziej. Bo – podobnie jak inni jego koledzy tak ciężko doświadczeni przez los – przełamuje kolejne bariery. Uprawiając sport, w którym – wydawałoby się – nie można nie widzieć.

Widzi tylko bramkarz

W blind football grają głównie ci, którzy stracili wzrok w wyniku choroby czy wypadku. Rzadziej – z powodu braku koordynacji ruchowej – niewidzący od uro­dzenia. Ale reguły w tym względzie nie ma.

– Mamy zawodnika, który nie widzi od urodzenia, a nie odbiega poziomem gry od kadrowiczów, którzy stracili wzrok później – mówi Piotr Niesy­czyński, niedowidzący kierownik krakowskiej drużyny i zarazem członek zarządu Stowarzyszenia Nie Widzę Przeszkód.

Uprawiający blind football podzieleni są na trzy kategorie: B1 – niewidzący zupełnie; B2 – widzący szczątkowo, B3 – widzący w miarę dobrze, ale mający orzeczenie lekarskie o niepełnosprawności ze względu na wzrok.

Mecze trwają dwa razy po 25 minut. Drużyna składa się z czterech graczy w polu i bramkarza (zmiany dokonuje się jak w hokeju – w trakcie gry, w locie). Ważne: bramkarz może w stu procentach widzieć (i z reguły tak jest, choć bywają wyjątki, np. krakowski golkiper Krzysztof Bednarkiewicz jest słabowidzącym). Warunek jest jeden: może grać w drużynie niewidomych dopiero 5 lat po zakończeniu zawodowej kariery.

Trener krzyczy „dzida”

Boisko o wymiarach 40 na 20 m, z bandami wzdłuż linii bocznej o wysokości 110 cm, jest podzielone na trzy strefy: obronną, środkową i ataku. W każdej z nich piłkarze mają przewodników, którzy podpowiadają im np., ile metrów są od bramki rywali, kiedy najlepiej oddać strzał, gdzie powinni zagrać piłkę i jak ustawiona jest obrona przeciwnika.

W strefie obronnej podpowiada im bramkarz. –Krzyczy na przykład: „dwa w lewo”, czyli, abym przesunął się o dwa metry. Albo „jesteś na osi” – wtedy wiem, że jestem na środku boiska. Gdy chcę wyjść z piłką, woła „dobra, poszedł”, a gdy ją stracę – „strata”. W strefie środkowej podpowiada nam trener, stojący obok bocznej bandy. Okrzyk „dzida” oznacza, że mam sam biec z piłką, „wapno”, że napastnik wbiega w pole karne i mam mu tam zagrać, a „cztery, cztery”, że kolega jest cztery metry przed bramką. W strefie ataku podpowiada nam przewodnik, który stoi za bramką rywali. Wykonuje zwykle podobne komendy, co trener – opowiada Ryszka.

Kto stuka w słupek?

Zawodnicy nie widzą piłki, ale ją słyszą, gdyż umieszczona jest w niej grzechotka, wydająca charakterystyczny dźwięk. To pozwala ją zlokalizować. A jak sami gracze porozumiewają się między sobą?

– Gdy zawodnik bez piłki znajduje się w promieniu trzech metrów od niej, musi krzyknąć hiszpańskie słowo „voy”, czyli „idę”. Jeśli tego nie zrobi lub zrobi to za cicho, jest faul – wyjaśnia Ryszka.

Za pięć takich przewinień zawodnik jest usuwany z boiska, a za cztery faule popełnione przez drużynę w jednej połowie
– dyktowany jest rzut karny.

– Przed wykonaniem karnego bramkarz przewodnik stuka najpierw w jeden, potem w drugi słupek, następnie staje na środku bramki i mówi strzelającemu „środek, środek”. Karnego strzela się z sześciu metrów. Zwykle w róg bramki – objaśnia Ryszka.

Wydawać by się mogło, że – w odróżnieniu od „prawdziwych” meczów – niewidzący lub słabowi­dzący egzekutor karnego ma małe szanse na skuteczny strzał, ponieważ bramkarz widzi, a bramki są małych rozmiarów – trzy na dwa metry. Ale nie jest to regułą. Ryszka podaje przykład piłkarza z Wrocławia: – Adrian ma takie „kopyto” w nodze, że strzela pięć goli na pięć karnych.

A jaki sposób na pokonanie widzącego bramkarza mają zawodnicy w grze? Przecież i wtedy jest on w uprzywilejowanej sytuacji.

– Golkiper może wyjść dwa metry przed bramkę i metr w bok od obu słupków. Dlatego najlepiej strzelać z sześciu metrów, bo gdy strzelający będzie bliżej bramkarza, ten zbliży się do niego, skróci kąt i łatwiej mu będzie interweniować – wyjaśnia Ryszka.

Słuch pomaga, ale...

Ponieważ gracze w polu mają różny stopień uszkodzenia wzroku, dla wyrównania szans każdy z nich gra z czarną opaską na oczach i – by uniknąć zdejmowania jej – dodatkowo zaklejonym opatrunkiem okulistycznym.

Gdy walczą ze sobą niewidomi, nietrudno o przypadkowe zderzenia, faule, urazy. Jednym ze sposobów na ochronę przed kontuzją są ochraniacze na głowę, ale nie zawsze są praktyczne. – Używaliśmy kiedyś kas­ków bokserskich, ale były bardzo gorące i zasłaniały uszy, co powodowało, że o wiele gorzej się słyszało – przyznaje Ryszka.

Uprawiający blind football często powtarzają „Zobaczcie to, co my słyszmy”. Słuch jest dla nich czymś, co w pewnym stopniu zastępuje im wzrok. Ułatwia zlokalizowanie piłki, kolegów z drużyny i rywali. Choć oczywiście nawet świetny słuch nie wystarcza, by dobrze czy nawet w ogóle grać w piłkę.

– Mnie bardzo wiele nauczył trener Mateusz Stawarz, który kładzie duży nacisk na pods­tawowe umiejętności piłkarskie: przyjęcie i prowadzenie piłki czy różne techniki strzału. Dzięki naszemu szkoleniowcowi każdy zawodnik z Krakowa staje się coraz lepszym piłkarzem – podkreśla Ryszka.

Dla graczy bardzo ważna jest umiejętność poruszania się po boisku. – Nawet gdy się kręcę w różne strony boiska, muszę mieć dobrą orientację. To się da wytrenować. Na zajęciach mamy takie ćwiczenie: biegniemy od bramki przez boisko tak, by zat­rzymać się w kole na jego środku. Albo biegamy wokół boiska, by mieć wyczucie, jaką odległość pokonujemy – mówi Ryszka.

Jak w prawdziwym futbolu

Słuchając objaśnień krakowianina, ma się wrażenie, że czuje się on normalnym piłkarzem, który strzela, podaje, drybluje, a jedyne co go różni od w pełni zdrowych graczy to fakt, że nie widzi, jak piłka wpada do bramki.

– Nie mam problemów z przyjęciem piłki, umiem ją prowadzić, zagrać do innej osoby. Czasami nawet nie słucham podpowiedzi przewodników. Słyszę „idź sam”, ale podbiegam na bok boiska i zagrywam piłkę do kolegi, a on strzela gola – chwali się Ryszka. I dodaje: – Gram jako pomocnik, który pomaga w obronie i angażuje się w ataku. Jestem na boisku „trójką”. „Jedynka” i „dwójka” to obrońcy, a „czwórka” to napastnik.

Taktyka gry niewidomych? Jak w prawdziwym futbolu. – Mamy kilka wyuczonych schematów gry. Gdy prowadzimy, możemy spokojniej rozgrywać piłkę, nie atakować, bronić się – zdradza Ryszka.

Przygotowanie fizyczne? Też jak w normalnej piłce. – Dzięki sile fizycznej łatwiej przepchnąć rywala. W drużynie muszą być jednak także zawodnicy szybcy, zwrotni
– zapewnia krakowianin.

A piękne gole? I takie się zdarzają w meczach blind footballu. Podobnie jak skuteczne podania, odbiory piłki czy kiwki.

***

W ME w Anglii mogą grać tylko piłkarze zupełnie niewidzący. W kadrze Polski jest czterech krakowian: bramkarz Krzysztof Bed­narkiewicz, obrońca Jarosław Farba­niec, pomocnik Marcin Rysz­ka oraz napastnik Martin Jung.

Niewidomi gracze z Krakowa trenują na boisku Wyższego Seminarium Duchownego Towa­rzys­twa Salezjańs­kiego i w sali Spec­jal­nego Ośrodka Szkol­no-Wychowa­w­czego dla Dzieci Niewidomych i Sła­bowi­dzą­cych przy ul. Ty­nieckiej. Na terenie ośrodka od 2008 roku działa drużyna piłki nożnej niewidomych. Prekursorem jej po­ws­ta­nia był uczeń oś­rodka Marcin Ryszka.

Stowarzyszenie „Nie Widzę Przeszkód”, którego jedną z sekcji tworzą niewidomi piłkarze, ma na celu przywrócenie osobom niepełnosprawnym wiary w siebie i swe możliwości. Jedną z jego akcji był projekt pod tytułem „Pokażcie nas w Rio”.

Marcin Ryszka uprawianie sportu godzi z nauką. Jest studentem piątego roku na AGH w Krakowie (za­rzą­dzanie i marketing), gdzie odbywa studia podyplomowe (zarządzanie personelem). Ukoń­czył studia po­dyp­lo­mowe na UJ (menedżer sportu).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski