18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grobom należy się szacunek

Redakcja
Agnieszka Partridge z austriackim Krzyżem Zasługi Fot. G. Kozakiewicz
Agnieszka Partridge z austriackim Krzyżem Zasługi Fot. G. Kozakiewicz
Żołnierskie nekropolie z czasów Wielkiej Wojny to jej pasja. Zajmuje się nimi bez mała przez całe życie. Nie dla poklasku czy popularności, ale ze względu na pamięć o zwykłych ludziach, których na nich pochowano.

Agnieszka Partridge z austriackim Krzyżem Zasługi Fot. G. Kozakiewicz

Agnieszka Partridge, krakowska dziennikarka i pisarka, po raz pierwszy z wojennymi cmentarzami zetknęła się w dzieciństwie, w Pleśnej koło Tarnowa, gdzie mieszkała.

Mama zabierała ją na spacery do lasu i razem siadywały obok tamtejszego cmentarzyka, spod którego rozciągał się wspaniały widok na okolicę. Później, już w szkole podstawowej, co roku pod koniec października uczniowie uda- wali się klasami na cmentarz i porządkowali groby. Pani Agnieszka wybrała sobie jeden z nich, który odtąd otaczała opieką i o którym pamięta do dziś. - Już wtedy się zastanawiałam, dlaczego o te pierwszowojenne cmentarze nikt nie dba, dlaczego popadają w ruinę, dlaczego znikają z nich krzyże? Pamiętam jak pewnego dnia zobaczyłam w skupie złomu charakterystyczny ażurowy krzyż odcinający się na tle nieba. Miałam wtedy może osiem czy dziewięć lat, ale dobrze wiedziałam, że ukradziono go z cmentarza wojennego i nie mogłam się z tym pogodzić - opowiada. W pamięci pozostał jej jeszcze jeden epizod z dzieciństwa: gdy jako mała dziewczynka należąca do zuchów wdarła się do gabinetu naczelnika gminy (pamięta do dziś - nosił nazwisko Potępa) i zażądała, by kazał swoim ludziom naprawić bramkę przy pleśnienskim cmentarzu. - Naczelnik był tak zdziwiony, że jakieś dziecko wchodzi mu do gabinetu i domaga się takich rzeczy, że z wrażenia się zgodził. I rzeczywiście, po jakimś miesiącu bramka została naprawiona - śmieje się pani Agnie- szka. Cmentarna pasja była chyba rodzinna, bo ojciec Agnieszki, Jacek Gąciarz, wieloletni samorządowiec w gminie Pleśna, jako pierwszy jeszcze w latach 80. na własną rękę zajął się renowacją okolicznych cmentarzy. To dzięki jego decyzji na cmentarzu nr 192 w Lubczy Szczepanowskiej położony został nowy gont. To on jako pierw- szy rozpoczął korespondencję z wysłannikiem austriackiego Czarnego Krzyża dr. Hugo Müllerem, sprawującego opiekę nad wojennymi nekropoliami z I wojny światowej w Polsce. To on właśnie sprowadził Austriaków w okolice Tarnowa. - Czarny Krzyż przyjeżdżał początkowo tylko do Przemyśla i zajmował się tamtejszymi cmentarzami. Dzięki ojcu zainteresowali się nekropoliami pod Tarnowem i Gorlicami. Wtedy, w latach 80., działalność Czarnego Krzyża była trochę nieformalna. Nawiązywali kontakt z ludźmi budzącymi zaufanie i po prostu dawali im do ręki pieniądze na uporząd-kowanie tego czy innego cmentarza. Przywozili też pomoc - leki, przybory szkolne, żywność. W ten sposób chcieli pokazać ludziom, że groby, o opiekę nad którymi proszą, nie są obce i wrogie, ale że należy im się szacunek - mówi pani Agnieszka. Z czasem współpraca nabrała cech formalnych. Do Pleśnej co roku przyjeżdżał dr Müller (a także przedstawiciele armi austriackiej), nawiązano oficjalne kontakty, a przekazywane fundusze zyskały charakter celowy. Wizytom austriackich gości zaczęła towa-rzyszyć z kamerą pani Agnieszka, w tym czasie już absolwentka polonistyki, historii sztuki i dziennikarka krakowskiego ośrod- ka telewizji. Filmowała odna- wiane cmentarze w Krempnej, w Kamionce Małej-Orłówce, Lichwinie i wielu innych miejsco-wościach. - Najpierw jeździłam tam z kamerą Kroniki Kra-kowskiej. Robiliśmy krótkie wiadomości, newsy albo wywiady z gośćmi z zagranicy. Poka-zywaliśmy nabożeństwa ekumeniczne i poświęcenia odno-wionych nekropolii. Potem kręciłam reportaże, aż wreszcie w 1996 r. zrobiłam duży, pra- wie trzydziestominutowy film dokumentalny zatytułowany "Zmartwychwstaniemy ramię w ramię", który wyświetlono w paśmie ogólnopolskim. Materiał pokazywał skąd wzięły się cmentarze, jak przebiegały walki na terenie Galicji, jak działał Oddział Grobownictwa Wojennego itd. W filmie wypowiadali się m.in. historyk wojskowości prof. Marian Zgórniak, który opisywał stronę historyczną wydarzeń i historyk sztuki dr Paweł Pencakowski, mówiący o walorach artystycznych nekropolii. Udało mi się też porozmawiać z nieżyjącym już dziś prof. Romanem Reinfussem, który w 1935 r. jako pierwszy napisał do "Ilustrowanego Kuriera Codziennego" tekst o skandalicznym stanie cmentarzy z Wielkiej Wojny, zwłaszcza tych w okolicach Gorlic. Ten film - można go od czasu do czasu zobaczyć w telewizji publicznej - był swoistym ukoronowaniem pewnego etapu moich zain- teresowań cmentarzami z I wojny - mówi pani Agnieszka.

Na tropach Franza Hofera

- Zawsze ciekawili mnie ludzie, którzy leżą na galicyjskich cmentarzach. Na wszystkich frontach Wielkiej Wojny zginęło w sumie 10 mln żołnierzy. Każdy z nich był czyimś ojcem, synem, bratem. Każdy miał swój świat, który musiał opuścić i iść do szeregów. Wiele razy zastanawiałam się nad tym. Zadawałam sobie też pytanie, dlaczego nie chcemy o nich pamiętać? - pyta pani Agnieszka. Na początku lat 90. będąc w Wiedniu poszła na wystawę grafiki secesyjnej i dostrzegła tam niewielki pejzażyk, małą akwafortę przedstawiającą wiejski krajobraz, niezwykle precyzyjnie wykonaną. Zaciekawiona spojrzała na nazwisko autora - "Franz Hofer, poległ w Galicji Zachodniej". Wtedy pojawiła się dojmująca myśl: trzeba go znaleźć! Trzeba znaleźć miejsce śmierci i spoczynku Franza Hofera! Od razu po powrocie do Polski rozpoczęła poszukiwania. O pomoc poprosiła swojego przyjaciela Krzysztofa Gardułę, pomagającego Czarnemu Krzyżowi w zdobywaniu informacji, świetnego znawcę tematu cmentarzy wojennych, który akurat przygotowywał listy poległych żołnierzy potrzebne do sporządzenia tabliczek z nazwiskami na odnowione nekropolie. Sytuacja wydawała się trudna, bo nazwisko Franz Hofer jest wśród Niemców dość popularne, potrzebne były więc dodatkowe dane. Pani Agnieszka odbyła wobec tego kwerendę w Bibliotece Jagiellońskiej, przewertowała dostępne leksykony i encyklopedie. Niestety, wiadomości biograficznych o Hoferze nie było zbyt wiele. Los jej jednak sprzyjał, bo po kilku miesiącach Krzysztof zadzwonił z wiadomością: - Nie uwierzysz, gdzie on leży! W Lichwinie, kilka kilometrów od twojego rodzinnego domu! - Wtedy pomyślałam sobie: to nie może być przypadek, coś w tym jest... - uśmiecha się Partrigde. Z austriackiego Czarnego Krzyża uzyskała dokumenty na temat przebiegu służby Hofera. Okazało się, że urodził się w Grazu, pracował jako chromolitograf i grafik rytujący pocztówki w jednej z drukarni, a potem podjął studia w Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu. Był tam uczniem znanego grafika Ferdynanda Schmutzera. Studia skończył latem 1914 r. Rokował nadzieje, bo przyznano mu tzw. Nagrodę Rzymu (Rompreis), ważne wyróżnienie dla zdolnych studentów pozwalające na wyjazd stypendialny do Rzymu. Hofer nie skorzystał jednak - zgodnie z modą epoki wolał jeździć pod Bratysławę i portretować tamtejsze krajobrazy i tamtejszych chłopów. Planował też podróż na Bukowinę, ale wybuchła wojna i poszedł na front. W lutym 1915 r. został ranny pod Lubczą Szczepanowską. Odesłano go na tyły, gdzie wracał do zdrowia i odwiedzał rodzinę. Po powrocie do szeregów 3 maja 1915 r. zginął pod Lichwinem. Miał wtedy 30 lat. - Po tych ustaleniach zaczęłam jeździć do Grazu i urabiać panią Gudrun Danzer, kustosza tamtejszej Neue Galerie Joanneum, by dało się pokazać prace Hofera. Po paru latach, w 2005 r., w rocznicę śmierci i urodzin Hofera, otwarto tam wystawę jego prac. Pani Danzer dotarła nawet do jego rodziny, która przybyła na wernisaż. Ja też tam byłam i było to dla mnie niesamowite przeżycie - wspomina dziennikarka. Rok później wystawa zawitała do Polski, pokazano ją w Tarnowie, Krakowie, Wrocławiu i Katowicach. - Udało się ustalić losy Hofera, który był postacią wyróżniającą się, z dorobkiem. A co z tymi wszystkimi, którzy byli zwykłymi ludźmi? - pyta pani Agnieszka. Jej dziadek służył w armii cesarskiej, walczył pod Iwangrodem (dzisiejszym Dęblinem). Został ranny na początku wojny, a później trafił do służby tyłowej w szpitalu w Nowym Sączu. - Miał szczęście, że na początku wojny złapał szrapnela - który później przez całe życie przy-pomniał mu o zmianach pogody. Gdyby wtedy zginął nie byłoby mnie na świecie.

Książka dla ludzi

Po przygodzie z Franzem Hoferem Agnieszka Partridge nie za- mierzała porzucić cmentarnej tematyki. Niejako w naturalny sposób pojawiła się myśl, by napisać książkę o wojennych nekropoliach. Początkowo wszystko chciała zrobić sama, później jednak doszła do wniosku, że lepiej będzie zaprosić kogoś do współpracy. Kiedyś, uczestnicząc w konkursie fotograficznym "Ocalić od zapomnienia" zdobyła nagrodę razem z fotografem Rafałem Korzeniowskim. Po- myślała, że będzie to świetna osoba, która spojrzy na sprawę cmentarzy świeżym okiem, bez zauroczenia. Wspólnie zaczęli jeździć po małopolskich cmentarzach i uwieczniać je na fotografiach. Rafał robił zdjęcia, ona pisała. Zwiedzili dwieście kilka nekropolii (z 378 zachowanych). Autorka odbyła kwerendę w Archiwum Państwowym w Krakowie oraz w Staats i Kriegsarchiv w Wiedniu. Gotową pracę zrecenzowali dr Karolina Grodziska, Jerzy Drogomir, pasjonat cmentarzy mieszkający w Słupsku (!) i dr Paweł Pencakowski. - Nie planowałam tej książki jako poważnej publikacji naukowej, która otworzy mi np. drogę do doktoratu. Chciałam napisać ją dla ludzi, żeby zwykli czytelnicy zrozumieli ów fenomen, jaki nas tutaj spotkał. Wy- myśliłam ją sobie jako książkę multimedialną, która będzie przemawiać słowem, obrazem i poezją. Każdy rozdział ma odpowiednie motto a kończy się fragmentem poezji. I to nie tylko poezji naszej polskiej, ale dotarłam też do wojennych wierszy węgierskich i niemieckich - mówi autorka. Po kilku latach pracy powstała piękna albumowa książka, zachwycająca formą edytorską i wspaniałymi fotografiami, zatytułowana "Otwórzcie bramy pamięci". Wydała ją krakowska firma Lettra-Graphic, a wsparł ówczesny szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Mę- czeństwa Andrzej Prze-woźnik, któremu bardzo zależało, by publikacja ukazała się też po angielsku. W listopadzie 2005 r. pra- ca pani Agnieszki otrzymała tytuł "Krakowskiej książki miesiąca".

PR czy sztuka

Wiele osób zauważa, że austriacka akcja cmentarna w Galicji miała charakter wyłącznie propagandowy. W środku Wielkiej Wojny wyasygnowało poważne środki pieniężne i ludzkie, by stworzyć sieć wzorcowych cmentarzy, na których pochowano nie tylko swoich żołnierzy, ale i wrogów. Cmentarze miały świadczyć o humanitaryzmie monarchii oraz jej wysokim poziomie cywilizacyjnym, a po wojnie miały stać się miejscem pielgrzymek, podróży, odwiedzin. W gruncie rzeczy nie były niczym innym jak tylko - używając współczesnych pojęć - PR-em. - To prawda, takie były założenia, ale rzecz wyrwała się spod kontroli. To, co miało być tylko akcją propagandową przerodziło się w coś więcej. W krakowskim oddziale grobownictwa zebrali się bardzo ciekawi ludzie: świetni artyści, rzutcy organizatorzy. Akcja, jaką zorganizowali na podległym sobie terenie przeszła w zupełnie nową jakość. To, co mieli zrobić dla propagandy samorzutnie przekształciło się w dzieło sztuki. Dysponowali ograniczonym zestawem elementów - krzyży, ogrodzeń, rzeźb, a przecież nie ma dwóch po- dobnych do siebie nekropolii - tłumaczy dziennikarka. Krytycy podnoszą jeszcze jeden argument - podobne wojenne nekropolie z I wojny światowej znaleźć można na zachodzie Europy, równie starannie zaprojektowane i równie starannie wykonane. - Tak, tyle, że wykonano je w latach dwudziestych ubiegłego wieku, w spokojniejszych czasach, i mają charakter narodowy, tzn. pochowano na nich swoich własnych żołnierzy. Tymczasem Austriacy grzebali w Galicji zarówno swoich jak i obcych, a w trzech przypadkach wykonali cmentarze wyłącznie dla żołnierzy rosyjskich - mówi Partridge.

Zbliża się rocznica

Dziś pani Agnieszka nadal zajmuje się wojennymi nekropoliami. Jest sekretarzem Stowa- rzyszenia Aktywnej Ochrony Cmentarzy z I Wojny Światowej w Galicji “Crux Galiciae". Stowarzyszenie stara się przede wszystkim popularyzować wiedzę na ich temat, od czterech lat, dzięki wysiłkom niestrudzonego prezesa Mirosława Łopaty organizuje sesje popularnonaukowe w Gorlicach, po których ukazują się materiały pokonferencyjne. A że w nazwie ma aktywną ochronę cmentarzy, to jego członkowie od czasu do czasu wyjeżdżają w teren i sami porządkują wybrane nekropolie. Dziennikarka bierze też udział w pracach zespołu przygo-towującego turystyczny Szlak I Wojny Światowej, wiodący m.in. przez teren województwa ma- łopolskiego. Zbliża się setna rocznica wybuchu Wielkiej Wojny, a później operacji gorlickiej. Pani Agnieszka już teraz myśli o dużej wystawie pokazującej fenomen cmentarzy i dorobek artystów pracujących w Kriegsgräber Abteilung Krakau - nawiązującej do tej, jaka w roku 1916 odbyła się w krakowskim Pałacu Sztuki. Przydała by się także sesja naukowa omawiająca wydarzenia wojennego konfliktu. A to tylko niektóre pomysły, bo innych Agnieszka Partridge nie chce jeszcze zdradzać.

PS. W październiku tego roku prezydent Republiki Austrii przyznał Agnieszce Partridge Złoty Krzyż Zasługi za ratowanie cmentarzy z I wojny światowej.

Paweł Stachnik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski