MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Grozili zdemolowaniem lokalu. Żądali haraczu. Są już pod dozorem krakowskiej policji.

EWA KOPCIK
Krakowianie chętnie donosili na auto detektywa Rutkowskiego Fot. Anna Kaczmarz
Krakowianie chętnie donosili na auto detektywa Rutkowskiego Fot. Anna Kaczmarz
PRZESTĘPCZOŚĆ. 20 tys. zł haraczu zażądali dwaj recydywiści od właściciela niewielkiego lokalu w centrum Krakowa. Do akcji wkroczył detektyw Krzysztof Rutkowski i policja. "Inkasenci" zostali już zatrzymani.

Krakowianie chętnie donosili na auto detektywa Rutkowskiego Fot. Anna Kaczmarz

- Mamy na ciebie zlecenie: albo zamkniesz knajpę, albo będziesz płacił. 20 tysięcy złotych się należy - takie ultimatum miał usłyszeć właściciel kawiarni. Potem pojawiły się SMS-y z groźbami zdemolowania lokalu.

Przedsiębiorca najpierw zwrócił się o pomoc do detektywa Krzysztofa Rutkow-skiego, później zawiadomił policję. Zbyt wielu problemów z ujęciem szantażystów nie było. Nagrały ich kamery zainstalowane w kawiarni, a funkcjonariusze szybko ich rozpoznali. To ojciec i syn, wielokrotnie już karani za pospolite przestępstwa, a więc dobrze znani krakowskim policjantom.

Zatrzymano ich w piątek, postawiono zarzuty, ale już zwolniono. Objęto ich tylko policyjnym dozorem.

Czy to koniec kłopotów właściciela lokalu? - Nic pani ode mnie nie wyciągnie. Na razie nie mogę na ten temat rozmawiać - krótko ucina rozmowę właściciel.

Czy był jedynym, do którego zgłosili się szantażyści po haracz? - Nie komentujemy sprawy - mówi mł. insp. Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji.

Policjanci z komendy miejskiej nieoficjalnie przyznają, że kolejnych sygnałów nie ma. O zatrzymanych mówią: - To zwykli partacze, w ich telefonie znaleźliśmy SMS-y z pogróżkami, które wysyłali do szantażowanego.

Przy okazji tej akcji detektywem Rutkowskim zainteresowała się... straż miejska. Samochód z napisem "Rutkowski Patrol" pojawił się w środę przy ul. Grodzkiej. I zaraz wybuchła afera: do wczoraj strażnicy odebrali już cztery zgłoszenia, że auto parkuje w niedozwolonym miejscu.

- W środę odebraliśmy pierwsze wezwanie. Patrol nie zastał w samochodzie nikogo, więc zostawił za szybą informację o wykroczeniu. Ponieważ na drugi dzień samochód tam nadal parkował, pozostawiono wezwanie do siedziby straży wraz z informacją o dwóch wykroczeniach: wjeździe do strefy B bez zezwolenia oraz postoju w niedozwolonym miejscu - mówi Marek Anioł, rzecznik krakowskiej Straży Miejskiej.

Do wczoraj ani sam detektyw, ani jego ludzie nie zareagowali na wezwanie (zgodnie z przepisami mieli na to trzy dni), a auto koło południa odjechało z ul. Grodzkiej. Rzecznik straży zapowiada jednak, że właściciel samochodu nie uniknie konsekwencji. Ma zostać ponownie wezwany, a jeśli to nie odniesie skutku, sprawa o jego ukaranie zostanie skierowana do sądu.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski