MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Groźny kolor zielony

Redakcja
Albo nadmiernie grzeje, albo gwałtownie leje. W przerwach dla urozmaicenia przeleci jakaś trąba powietrzna. Zrywa dachy, przewraca ściany i silnie wsysa polityków. Pokazanie zatroskanej twarzy na tle poszkodowanych to ładny obrazek, zwłaszcza w kampanii wyborczej. Wszystko normalnie.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Gdzie indziej nie byłoby tak bezszmerowo. Rząd co prawda nie włada naturą, ale można go zaatakować za politykę wobec klimatu i środowiska. Ten temat potrafi za granicą wyprowadzić na ulice wielotysięczne demonstracje. Parlamentarzyści skaczą sobie do gardeł. W skrajnej sytuacji można przegrać wybory, jeśli przeciwnicy przekonają lud, że rząd wspomaga topnienie lodowców i dręczy białe misie.

A u nas – wieś spokojna. Mijają dnie i tygodnie, miele się miliony słów, ale nikt nawet nie bąknie o klimacie. Czasami tylko kilku aktywistów w wyprasowanych strojach organizacyjnych przykuje się łańcuchami do drzew. Bardziej rozwinięty jest środowiskowy biznes. Kilku cwaniaków rejestruje organizację o przyrodniczej nazwie, po czym szantażuje inwestorów. Potrafią wydoić kilkaset tysięcy za odstąpienie od protestów. Bezczelne wymuszenie, ale jakoś jeszcze nikogo za to nie zamknięto.

Do rzeczy jednak. W przedwyborczych połajankach nie ma miejsca na środowisko, ocieplenie, ptaszki, żabki i białe misie. Jesteśmy albo tacy prowincjonalni, albo tacy racjonalni. Wierzę, że to drugie. Na razie nie daliśmy się wciągnąć w karuzelę absurdu. Oby tej życiowej mądrości wystarczyło jak najdłużej. Dzisiaj zielony to groźny kolor. Może doprowadzić do zaburzeń myślenia. W skali pojedynczego człowieka i w skali państw.

Kiedyś pod londyńskim Harrodsem spotkałem demonstrację przeciwko okrucieństwu. Spryskane czerwoną farbą panie rozdawały ulotki, piętnujące noszenie futer zdartych z zamordowanych zwierzątek. Wdałem się w dyskusję z ładną aktywistką na temat jej skórzanych butów, siedzeń w samochodzie i kanapy. Chciała przywalić mi torebką – też zresztą skórzaną.

Takie podwójne standardy występują w znacznie większych sprawach. Tworzy się moralny, polityczny i prawny przymus stosowania tzw. zielonej energii. Po to, żeby było zdrowo, ekologicznie i bezpiecznie. Tworzone są zachęty, wspomagane przez zakazy i nakazy. Na subsydiowanie wiatraków do produkcji prądu, kotłów na chrust z wierzby energetycznej i słomę, baterii słonecznych i innych fajnych wynalazków idą miliardy. Spadła chęć przegradzania rzek, bo to zwiększa gwałtowność powodzi, a i ryby też mają tam nieklawo.

Część świata gra w zielone, reszta przygląda się temu ironicznie. Twierdzą zieloni, jest Bruksela. Tam powstają normy, nakazy, zakazy. No ikasa, z której wypływa euro dla wynalazców, inwestorów i przede wszystkim cwaniaków, którzy potrafią się włączyć w rurociąg z pieniędzmi.

Pal sześć pieniądze. Unia marnuje takie ich ilości, że i ten wydatek udźwignie. Gorzej, że zramolała Europa dodatkowo się obciąża w wyścigu gospodarczym z Ameryką (której upadek przedwcześnie ogłoszono), Chinami, Indiami, Brazylią i resztą. Konkurencji nie interesują limity emisji dwutlenku węgla, nie zawraca sobie głowy ptaszkami i żabkami. Prze do przodu. My w najlepszym razie stoimy w miejscu, ale możemy podreptać wstecz.

Na horyzoncie pojawił się złowrogi wskaźnik 30 proc. Ludzie chyba szlachetni, ale nieodpowiedzialni, żądają zwiększenia redukcji emisji dwutlenku węgla z uzgodnionych 20 do 30 proc. Media chętnie takie apele podchwytują, politycy też. Robi się trąba medialna i polityczna, wysysająca zdrowy rozsądek i niszcząca poczucie odpowiedzialności. Jesteśmy jako kontynent na najlepszej drodze do zostania zielonym skansenem. Będą tutaj kumkały żabki i śpiewały ptaszki. Zbiedniali tubylcy, których towarów nikt nie kupi, bo za drogie, oprowadzać będą bogatych turystów z Ameryki i Azji po niszczejących zabytkach.

Wpadamy w pułapkę, w której już tkwi rolnictwo. Żyje dzięki unijnym subsydiom, kosztownie i niesprawnie. Gdyby te dopłaty zniknęły, umarlibyśmy z głodu. W USA nie mają miliardowych subsydiów, a żywność jest tańsza niż w Europie. Jakieś wnioski?

To samo zaczyna być z energią. Narzucamy sobie coraz więcej ograniczeń, inni nie. Mamy najdroższą energię w świecie. Niektórzy eksperci, jak ten słynny Hindus, który fałszował dane, straszą nadchodzącym kataklizmem. Gorączkę antywęglową z jednej strony podwyższa Francja (chce sprzedawać swoje elektrownie atomowe), z drugiej Rosja (ropa i gaz). Najgorszym przegranym tej zadymy będzie Polska. Nasz prąd pochodzi prawie całkowicie z węgla. Żadne wiatraki, wierzby i słoma go nie zastąpią.

Czeka nas twarda walka o węgiel. Mamy potężnych i hałaśliwych przeciwników, ale musimy ją wygrać, dla siebie i dla Europy. Jeśli przegramy, będzie ciemno, zimno i drogo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski