Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Guadalcanal - krwawa kampania i punkt zwrotny w wojnie na Pacyfiku

Paweł Stachnik
Amerykańskie oddziały na Guadalcanal
Amerykańskie oddziały na Guadalcanal Archiwum
Dowództwo cesarskiej armii japońskiej szybko dostrzegło znaczenie leżącego na wschód od Papui-Nowej Gwinei archipelagu Wysp Salomona. Startujące stamtąd samoloty mogły bowiem kontrolować szlaki morskie wiodące z Hawajów do Australii. Dlatego wyspy zostały zajęte przez Japończyków już w połowie 1942 r., a na jednej z nich założono bazę wodnosamolotów. Na innej - noszącej hiszpańską nazwę Guadalcanal - rozpoczęto budowę lotniska.

Wyspa ta, odkryta przez Hiszpanów w XVI w., była duża, słabo zaludniona i prawie w całości pokryta dżunglą. „Olbrzymie drzewa oplecione siecią lian, ostra jak brzytwa trawa kunai oraz bambusy tworzą niemal nieprzebyty gąszcz zamieszkany przez rozmaite ptaki, węże, jaszczurki oraz gryzonie wielkością dorównujące kotom” – opisuje realia Guadalcanal prof. Craig Symonds, autor wydanej właśnie przez wydawnictwo Znak obszernej monografii „Druga wojna światowa na morzu”. W takich niezwykle trudnych warunkach przez ponad sześć miesięcy toczyć się tam będą zaciekłe zmagania między armiami japońską i amerykańską. Walki o Wyspy Salomona staną się najdłuższą kampanią wojny na Pacyfiku.

Upokarzającą porażka
Wiadomość o budowaniu lotniska przez Japończyków szybko dotarła do Szefa Operacji Morskich US Navy adm. Ernesta Kinga. Uznał on, że jest to dobra okazja, by przeprowadzić działanie ofensywne i odebrać nieprzyjacielowi choćby część zajętego terenu. W imponującym czasie trzech tygodni King zorganizował operację, podczas której na Guadalcanal miano wysadzić liczącą 19 tys. ludzi 1. Dywizję Marines. Miała to być pierwsza duża aliancka akcja desantowa podczas wojny.

Na Wyspy Salomona dywizję przewiozła z Nowej Zelandii osłaniana przez okręty flotylla statków transportowych. Lądowanie odbyło się 7 sierpnia i przebiegło bez problemów. Zaskoczone japońskie oddziały budowlane uciekły do dżungli, a piechota morska zajęła nieukończone lotnisko i otoczyła je liniami obronnymi.

Na odpowiedź przeciwnika nie trzeba było długo czekać. Zaledwie trzy godziny po lądowaniu z Rabaulu w Papui-Nowej Gwinei wystartowało 28 japońskich bombowców, które dokonały nalotu na flotę desantową - jednak bez efektu. Ale to był dopiero wstęp. By zniszczyć siły inwazyjne z bazy w Rabaulu wypłynął ku Wyspom Salomona japoński zespół złożony z siedmiu krążowników i niszczyciela. Dowodził nim bojowo nastawiony wiceadm. Gunichi Mikawa.

9 sierpnia po północy jego okręty niepostrzeżenie weszły do cieśniny między wyspami Guadalcanal i Savo, gdzie zaskoczyły dozorujące tam jednostki amerykańskie. Japończycy otworzyli ogień i w nocnej bitwie zatopili cztery krążowniki, sami nie ponosząc żadnych strat. „Bitwa u brzegów wyspy Savo była upokarzającą porażką aliantów. Obok Pearl Harbour stanowiła największą klęskę w historii amerykańskiej marynarki wojennej” - komentuje Craig Symonds.

Nie będzie łatwo
W starciu morskim było 1:0 dla Japończyków. Teraz zaczynały się zmagania na lądzie. Na Guadalcanal obie strony gorączkowo przerzucały żołnierzy - Amerykanie w dzień, Japończycy w nocy. Marines umacniali swoje pozycje przy plaży, oddziały cesarskie zajmowały zachodni kraniec wyspy. Pomiędzy nimi rozciągała się dżungla - ziemia niczyja. Amerykanie dokończyli budowę lotniska (które nazwano Henderson Field), co pozwoliło im ściągnąć samoloty i uzyskać osłonę powietrzną.

Armia cesarska przewoziła posiłki z odległej o tysiąc kilometrów bazy w Rabaulu przy użyciu szybkich niszczycieli. By uniknąć spotkania z amerykańskimi samolotami z Henderson Field, dopływały one do przylądka na zachodnim skraju Guadalcanal już po zapadnięciu zmroku, wysadzały żołnierzy i pospiesznie odpływały. Jak podaje prof. Symonds, marines nazywali te kursy „Tokio Ekspres”.

12 sierpnia Amerykanie wysłali pierwszy patrol wzdłuż brzegu wyspy na zachód celem rozpoznania pozycji japońskich. Został on doszczętnie rozbity, a z 23 żołnierzy ocalało trzech. Z kolei 21 sierpnia japoński batalion liczący 916 ludzi pod dowództwem płk. Kiyonao Ichiki przypuścił nocny atak na amerykańskie linie i wykrwawił się tam w zaciekłych atakach na bagnety. Zginęło 800 Japończyków, 100 trafiło do niewoli.

Od 24 sierpnia do 7 września trwała bitwa o ujście rzeki Matanikau, ale nie przyniosła ona rozstrzygnięcia. Jedno było pewne: Japończykom nie udało się wypchnąć nieprzyjaciela z wyspy. Marines umocnili się i lada chwila mieli przystąpić do ataków. Z drugiej strony, Amerykanie zdali sobie sprawę, że zdobycie Guadalcanal nie będzie łatwe. Po raz pierwszy zetknęli się z piekielnie trudnymi warunkami działań w dżungli oraz fanatyzmem przeciwnika, który wolał zginąć niż zaprzestać walki.

Krwawe ataki
W międzyczasie, 24 i 25 sierpnia na wschód od Wysp Salomona doszło do drugiej bitwy morskiej. Główny dowódca japońskiej Połączonej Floty adm. Isoroku Yamamoto opracował plan przerzucenia na Guadalcanal większej grupy żołnierzy (5,8 tys.). Konwój transportowy był osłaniany przez grupę dywersyjną złożoną z lotniskowca „Ryūjō”, jednego krążownika i dwóch niszczycieli. Amerykanie wykryli ją, a ich samoloty zatopiły lotniskowiec. „»Ryūjō« nie przypominał już okrętu, był teraz wielkim piecem pełnym dziur, przez które buchały czerwone płomienie” - czytamy w książce relację jednego ze świadków. Wykryty został też konwój transportowy, który po zbombardowaniu i stracie jednego niszczyciela zrezygnował z dotarcia na Guadalcanal. Plan adm. Yamamoto nie powiódł się.

Walkę kontynuowały japońskie siły lądowe na wyspie. 12 września brygada uderzeniowa gen. Kiyotaki Kawaguchiego przypuściła atak na lotnisko. Japończycy zaatakowali z trzech stron: z dżungli, od wschodu i od zachodu. Mimo odwagi i pogardy śmierci wszystkie ich natarcia załamały się na umocnieniach i w ogniu broni maszynowej, dział i czołgów. Japończycy stracili ponad 600 zabitych, Amerykanie - 31.

14 i 15 października armia cesarska przeprowadziła kombinowaną operację, która zakończyła się sukcesem. Najpierw przy użyciu artylerii dwóch pancerników z morza, dział 150 mm z lądu oraz samolotów z powietrza zbombardowano Lotnisko Hendersona i zniszczono większość samolotów. W tym samym czasie japoński konwój wyładowywał na drugim krańcu wyspy posiłki. Na brzeg dostarczono 3-4 tys. żołnierzy i zaopatrzenie.

Wzmocnione siły japońskie przypuściły z kilku stron atak na pozycje marines. Miał on zepchnąć Amerykanów do morza. Niestety, nic nie poszło zgodnie z planem. Część oddziałów uderzeniowych spóźniła się, inne zgubiły w dżungli artylerię. Zamiast skoordynowanego ataku doszło do izolowanych, chaotycznych starć w ulewnym deszczu, a Japończycy zostali odparci. Była to największa bitwa o Lotnisko Hendersona.

Początek ofensywy
W listopadzie amerykańskie dowództwo zdecydowało się wycofać zmęczoną 1. Dywizję z walki i zastąpić ją dwiema dywizjami piechot oraz częścią oddziałów 2. Dywizji Marines. 1 listopada 1942 r. Amerykanie rozpoczęli natarcie znad rzeki Matanikau do odległej o około 9 km wioski Kokumbona. W zaciętych walkach, w trudnych warunkach terenowych zdobywano lub niszczono umocnione pozycje twardo broniących się Japończyków. Doszło wtedy do jedynego podczas tej kampanii amerykańskiego ataku na bagnety, który z sukcesem wyparł nieprzyjaciela z pozycji.

Na wschodnim końcu amerykańskich linii, w pobliżu rzeczki Metapona, 2 listopada Japończycy wysadzili desant w sile 1,5 tys. ludzi. W dramatycznych zmaganiach, po przysłaniu posiłków i broni ciężkiej, tamtejsze oddziały marines oskrzydliły i zdobyły uchwycony przez desant przyczółek. Jego likwidacja zajęła im 10 dni.

W grudniu amerykańskie dowództwo podjęło decyzję o zdobyciu wzgórz Galloping Horse i Seahorse („Galopujący Koń” i „Konik morski”). W rejonie znajdowały się główne siły japońskie oceniane wtedy na 25 tys. ludzi. Choć Amerykanie mieli na wyspie 40 tys. żołnierzy, to owe 25 tys. Japończyków wciąż stanowiło duże zagrożenie. Ataki na wzgórza rozpoczęły się w końcu grudnia i trwały do 24 stycznia 1943 r. Zdobyto też japońską bazę we wspomnianej wsi Kokumbona. Teraz już spora część wyspy znajdowała się w rękach Amerykanów. Szykowano się do kolejnych natarć.

Okazało się jednak, że nie będą potrzebne. Japońskie dowództwo zdecydowało o opuszczeniu Guadalcanal. „W serii starannie zaplanowanych operacji Japończycy wycofali się ze swoich linii otaczających amerykańską enklawę i rozpoczęli stopniową ewakuację - operację KE. Do 7 lutego już ich nie było” - pisze Craig Symonds. 10 tys. pozostałych przy życiu ludzi przewieziono do Rabaulu.

Walki na Wyspach Salomona były najdłuższą i najbardziej zaciętą kampanią całej wojny na Pacyfiku. Były też pierwszą lądową operacją amerykańską w wojnie z Japonią i początkiem dalszej ofensywy w kierunku wysp japońskich. W jej trakcie stoczono też osiem bitew morskich. „Żołnierze obu stron przez sześć miesięcy walczyli w straszliwych warunkach z odwagą i poświęceniem, a kluczem do zwycięstwa aliantów stała się ich przewaga w powietrzu, którą zapewniały im operujące z lądu siły lotnicze” - komentuje prof. Symonds w swojej książce.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski