Rafał Stanowski: FILMOMAN
Obejrzałem w Wiadomościach (czy raczej w Faktach) obrazek z zamieszek w Londynie. Natychmiast w mojej wyobraźni pojawił się podobny kadr z filmu – młodzi ludzie w kapturach, koktajle Mołotowa, zniszczone sklepy, spalone samochody. Kadr z "Harry’ego Browna” – świetnego obrazu sprzed roku. Kino w tym wypadku wyprzedziło rzeczywistość i przewidziało to, co rozpala dziś wyobraźnię mediów.
Przypominam o "Harrym Brownie” także dlatego, że ten brytyjski film przeszedł przez polskie kina bez echa, zainteresował garstkę widzów. Szkoda, pamiętam nawet, że promowaliśmy go mocno w czwartkowym magazynie "Magnes”.
To dramat o angielskich przedmieściach, które dla emigrantów z całego świata okazują się ziemią niczyją, antyojczyzną i antydestynacją – metaforycznym akwarium niczym z kapitalnego "Fish Tank” Andrei Arnold. Nie tylko zresztą dla innych nacji i ras, też dla samych Anglików. Oglądamy historię starszego mężczyzny, zagranego przez perfekcyjnego Michaela Caine’a – weterana wojskowego, który czuje się osaczony przez gangi i młodocianych bandytów. Próba współpracy z policją kończy się fiaskiem, więc bohater postanawia wziąć sprawy w swoje wciąż twarde ręce.
Reżyser buduje tragedię z mocnym echem społecznym, z czego zresztą słynie kino brytyjskie. Przypominają się choćby świetne "Sekrety i kłamstwa” Mike’a Leigh, utrzymane w zupełnie odmiennym tonie, ale również podpatrujące emocje, które drzemią w klasie robotniczej. Anglia, która dla wielu jest synonimem wysokich zarobków w funtach, samochodów za miliony dolarów z "Top Gear” czy ojczyzną przygód Jasia Fasoli, przy bliższym poznaniu okazać się może antyziemią obiecaną.
Wielkie osiedla, które znamy z autopsji, to przecież architektoniczna idea podpatrzona na Wyspach. Podobnie jak u nas, labirynt wielkiej płyty staje się strefą bezprawia i przemocy. Jednostki, w starciu z odhumanizowaną przestrzenią, okazują się skazane na porażkę. "Harry Brown” to krytyka nie tylko pomysłu urbanistów i planistów, którzy zamknęli społeczeństwo w pozbawionych empatii bryłach, ale także szerzej – miast molochów, takich jak Londyn, w których ludzie pozostają dla siebie anonimowi.
"Harry Brown” zniknął już z naszych kin, ale ukazał się na DVD. Polecam ten film, ostrzegając że zawiera kilka mocnych, brutalnych scen. Reżyser nie próbuje niczego ugrzeczniać, lecz z zacięciem reportera BBC podpatruje mroczną stronę Anglii. Tę samą, którą oglądamy właśnie w medialnych relacjach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?