Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hinduski nacjonalista ma nowe wyzwanie: gospodarka, głupcze!

Remigiusz Półtorak
Indie. Tak spektakularnego zwycięstwa w wyborach nie było od trzydziestu lat. Po pięciotygodniowym głosowaniu zdecydowanie wygrała opozycyjna Indyjska Partia Ludowa (BJP) nacjonalisty Narendry Modiego, co pozwala jej na samodzielne sformowanie rządu.

63-letni Modi zostanie więc premierem największej demokracji na świecie, gdzie do głosowania poszło ponad 550 milionów mieszkańców.

Wyniki są zaskakujące, ponieważ - mimo oczekiwanego zwycięstwa nacjonalistów - mało kto spodziewał się, że Modi nie będzie musiał prowadzić negocjacji rządowych z mniejszymi partiami regionalnymi. Dlaczego tak się stało?

Indyjska Partia Ludowa, często krytykowana przez państwa zachodnie za ostentacyjny nacjonalizm (Stany Zjednoczone nałożyły na Modiego zakaz wizowy), oparła swoją kampanię przede wszystkim na sukcesie gospodarczym w rządzonym przez siebie stanie Gudżarat, zyskując w ten sposób poparcie przedsiębiorców i dużych firm.

Okazało się, że w kraju, którego ekonomia wyraźnie przystopowała w ostatnich latach to przekonująca taktyka. Tym bardziej że Modi - pochodzący z biednej rodziny z nizin społecznych, amator jogi i wegetarianin - umiejętnie nie poruszał kwestii, które wzbudzały największe wątpliwości.

Jeśli bowiem dzisiaj szef zwycięskiej partii budzi obawy sąsiadów Indii i świata zachodniego, to ze względu na niepewność co do polityki wobec mniejszości religijnych. A na tym właśnie opierał się "pakt społeczny" realizowany dotychczas przez Indie rządzone kolejno przez klan Jawaharlala Nehru i Gandhich. Przeciwnicy Modiego przypominają wydarzenia sprzed 12 lat, gdy jako gubernator stanu Gudżarat był oskarżany o pogrom muzułmanów. Miały tego dowodzić ujawnione później taśmy.

W zamieszkach na tle religijnym zginęło wówczas około 1000 osób, w większości wyznających islam. Przypomnijmy, że w Indiach zdecydowanie przeważa hinduizm, ale żyje tam również wielu muzułmanów (14 proc.) i chrześcijan (ok. 2,5 proc.), a kraj za rządów klanu Gandhich nie miał dotychczas problemu z akceptacją pluralizmu religijnego.

Czy obawy wobec Modiego nie są zatem przesadzone? Faktem jest, że od 2002 roku nie było podobnych kontrowersji. Również w kampanii nie znalazł się temat hindutvy, czyli nacjonalistycznej ideologii dowodzącej, że "Indie powinny być dla hindusów". Problem polega na tym, że pojawił się kolejny element, który może powodować napięcia w newralgicznym regionie świata. Choć komentatorzy zwracają też uwagę, że w obecnej sytuacji kwestie gospodarcze najpewniej przeważą nad religijnymi.

Nie byłoby tak wyraźnego zwycięstwa BJP, gdyby nie powtarzające się afery korupcyjne w rządzącej od 10 lat Partii Kongresowej i wyraźne spowolnienie ekonomiczne (wzrost w ubiegłym roku wyniósł "tylko" 4,4 proc., dwa razy mniej niż w połowie poprzedniej dekady). Czwarte pokolenie dynastii Nehru-Gandhi - szczególnie mało wyrazisty, 43-letni Rahul Gandhi - na pewno nie dorównuje osobowością swoim poprzednikom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski