Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia zawraca

Ryszard Terlecki
Wszystko jest polityką. Tylko dla przypomnienia: w roku 1946 komuniści zorganizowali referendum, które miało posłużyć jako próba generalna przed wyborami do Sejmu w styczniu 1947.

Referendum zostało sfałszowane, ale cząstkowe, prawdziwe wyniki przeciekły do opinii publicznej, czego skutkiem były protesty wyborcze opozycyjnej partii, protesty biskupów, a także ambasadorów Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.

Próba się jednak powiodła, bo w wyborach sejmowych fałszerze nie popełnili już wcześniejszych błędów i przecieków nie było. Nauka nie poszła w las, skoro od tego czasu co cztery lata przez prawie pół wieku spokojnie fałszowano rezultaty wyborów i nikt się nawet nie dziwił.

Ściśle mówiąc, fałszowano dane o wyborczej frekwencji (która według oficjalnych komunikatów sięgała 99 procent), bo nie było potrzeby fałszowania wyników, skoro „do wyboru” była tylko jedna lista.

Podobnie fałszowano wyniki wyborów do rad narodowych (które miały udawać samorząd), a także dane statystyczne, sondaże opinii (dopiero pod koniec komuny, wcześniej ich nie przeprowadzano), informacje o stanie gospodarki czy o poziomie życia obywateli. Polacy żartowali, że prawdziwe wyniki losowania totolotka podaje tylko Radio Wolna Europa.

Media zapewniały, że wyniki wyborów są wiarygodne, dziennikarze i komentatorzy z poważnymi minami dyskutowali o masowym poparciu listy Frontu Jedności Narodu (innej nie było). Sejm PRL zbierał się rzadko, bo po co, skoro wszystko, co miał uchwalić, było już wcześniej ustalone w kierownictwie PZPR. Nikt nawet nie udawał, że Sejm i wybory mają jakiekolwiek znaczenie, niemniej wyborcza komedia trwała aż do 1989 roku.

Ponieważ panowało powszechne przekonanie, że niepójście na wybory może spowodować rozmaite kłopoty (np. utratę pracy, dokwaterowanie lokatorów, zakaz wyjazdu za granicę), większość Polaków posłusznie na wybory chodziła, najczęściej wrzucając kartki bez żadnych skreśleń.

Do tego zresztą zachęcała władza, odnotowując, kto wchodzi za zasłonkę, a kto otrzymaną kartkę od razu wrzuca do urny. Jeżeli ktoś zapomniał, że są wybory, po południu mógł się spodziewać wizyty milicji (za Gomułki) albo harcerzy (za Gierka), przypominających o „obywatelskim obowiązku” głosowania. Kościół raczej stronił od wyborczego oszustwa i zwykle biskupi ustalali, który z nich „dla świętego spokoju” pójdzie głosować, o czym następnie z triumfem obwieszczały gazety.

Od tamtych „wyborów” minęło trochę czasu. Moi studenci czasem dziwią się, jak można było głosować na jedną listę. Niech się nie dziwią. Może się okazać, że niedługo nie będą musieli wybierać jednej karty z wyborczej „książeczki”, bo i tak zagłosują na jedną partię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski