MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Holendrzy nad Wisłą

Redakcja
2 października 1937 roku w wydawanym w Krakowie przez koncern IKC kolorowym tygodniku "Światowid" zamieszczono artykuł pod intrygującym tytułem "Polscy Holendrzy przy pracy nad Wisłą". Tekst opowiadał o pracach prowadzonych w ówczesnym powiecie krakowskim.

Przed 70 laty

Od wiosny 1937 r. trwała szeroko zakrojona budowa wałów ochronnych wzdłuż Wisły. Do prac tych zatrudniono Kresowiaków - potomków Holendrów sprowadzonych do Polski w XVIII w. w celu kopania budowanego wtedy kanału Ogińskiego. "Są to specjaliści w robotach ziemnych, które wykonują z podziwu godną dokładnością" - czytamy w "Światowidzie".
Koloniści holenderscy - w odróżnieniu od rodzimej ludności wiejskiej - byli wolnymi chłopami - czynszownikami. Każda ich wspólnota gminna miała wybierany przez członków zarząd, składający się z sołtysa oraz zwykle dwóch ławników. Tworzyli oni sąd wiejski, któremu podlegały wszystkie sprawy, z wyjątkiem kryminalnych. Holendrów osiedlano wśród lasów, które musieli wykarczować, oraz mokradeł, które musieli osuszyć poprzez budowę systemu rowów odwadniających. Na uzyskanej w ten sposób ziemi zakładali pastwiska, łąki, sady oraz pola uprawne. Otaczali je płotami z wierzbowych gałęzi, których zadaniem było zmniejszenie prędkości przepływu wody podczas wiosennych i jesiennych wylewów. Dzięki temu wezbrania nie powodowały znaczniejszych szkód, a nawet wręcz przeciwnie: były źródłem korzyści w postaci żyznego mułu rzecznego, pełniącego funkcję nawozu.
W XX wieku "Holendrów", zwanych też Poleszukami, co roku sprowadzano z Polesia i zatrudniano przy pracach ziemno-wodnych prowadzonych przy Wiśle. "Ilustrowany Kurier Codzienny" w jednym ze swoich numerów z 1937 r. pisał: "Potomkowie ich [tj. XVIII-wiecznych Holendrów - przyp. PS], wśród których wiele nazwisk rodowych wskazuje na pochodzenie, nie zatracili nic z umiejętności swych przodków i są nadal niezrównanymi i bezkonkurencyjnymi robotnikami ziemnymi".
"Holendrzy" dzielili się na 12-osobowe zespoły zawiadywane przez wybranego kierownika. Mężczyznom towarzyszyły kobiety zajmujące się przygotowywaniem posiłków. Wszyscy mieszkali w prowizorycznych szałasach z dykty, przykrytych ziemią.

900 furmanek

Poleszucy pracowali bardzo sumiennie i wytrwale systemem akordowym. _Dziennie "holenderska" furmanka wywoziła 20-30 metrów sześciennych specjalnie przygotowanej ziemi na wał. W 1937 r. za metr sześcienny płacono 75-80 gr. Pojedyncza furmanka zarabiała więc około 24 zł dziennie, co nie było wówczas sumą małą. Niestety, zarobek ten zmniejszał się w sytuacji, gdy właściciel furmanki najmował__drugiego robotnika do nakładania i zrzucania ziemi, a sam w tym czasie pilnował konia. Konieczne było też zapewnienie strawy dla siebie, żony i pracownika oraz obroku dla konia.
W 1937 r. przy budowie wałów wiślanych w powiecie krakowskim pracowało około 900 furmanek poleszuckich. Furmanki te wyróżniały się
"charakterystycznemi dla Kresów z byłego zaboru rosyjskiego kabłąkami, łączącemi dwa dyszle, wzniesionemi nad głowami końskiemi, tzw. hołoblami". Intensywne prace realizowano na odcinku od Czernichowa i Pozowic do samego Krakowa. Wykonawcą inwestycji były "Zjednoczone firmy: J. Karbowski i J. Kurowski, F. Oppman i H. Kozłowski. ťRozbudowaŤ Spółka jawna, Warszawa, Mokotowska 46"._ W trakcie prac przeprowadzono regulacje licznych potoków: Sanki, Piekarskiego, Brzoskwinki, Przeciszowskiego. Wykonywano też czasami tajemniczo brzmiące prace - korekcję, płotkowanie, wałowanie rampy, bicie ścianki szczelnej itp. W Krakowie wybudowano wtedy m.in. wały wiślane przy dzisiejszej ul. Księcia Poniatowskiego.

Wał jak wąż

Autor tekstu w "Światowidzie" - niestety, niepodpisany - w Pozowicach naprzeciwko Czernichowa miał sposobność porozmawiania z "polskimi Holendrami". Rozmówców było kilkunastu - młodych i silnych chłopów, tworzących razem ze swoimi końmi i wozami tzw. partię pracującą na akord. Konie, wozy i narzędzia przywieźli ze sobą.
- A tutejsze konie wam nie wystarczą, po co było je wlec tyle drogi? - zapytał dziennikarz. - Taż to panie, nasze konie to zupełnie inna uroda i siła. Nasz koń weźmie tyle na furę, co tutejsze trzy. Albo nasze łopaty. Udźwignie na niej i 10 kg ziemi - odpowiedział z kresowym akcentem zagadnięty. Dziennikarz wysłuchał następnie wykładu o budowie wałów przeciwpowodziowych.
Do ich wznoszenia wolno było używać ziemi bez kamieni. Usunięte musiały być wszystkie korzenie i gałęzie, inaczej ich gnicie mogło później spowodować obsuwanie się wałów. Pracami budowlanymi kierował przedsiębiorca, robotnicy pracowali na akord. "A wał tymczasem jak potworny wąż rośnie i potężnieje. Nic mu teraz nie zrobią nawet największe wody wiślane. W cieniu jego spać będą spokojnie mieszkańcy okolicznych wiosek, którym dotąd widmo powodzi spędzało sen z powiek. Wał uchroni ich życie i mienie, na razie zaś zbliżył do siebie dwie połacie Polski: wieś podkrakowską i Kresy. Krakowiaków i polskich Holendrów. Przybysze bowiem z Kresów zyskali tutaj pod Krakowem ogólny szacunek za swoją pracowitość i uczciwość i jeszcze raz pokazali, że są bezkonkurencyjnymi robotnikami ziemnymi w całej Polsce" - czytamy w tekście "Światowida".
Prace regulacyjne prowadzone w tym i następnym roku nad Wisłą i jej dopływami miały szerszy zakres. Obejmowały województwa krakowskie i kieleckie. Ich celem - poza, oczywiście, ochroną przed potencjalną powodzią - było także zapewnienie pracy robotnikom z miast najbardziej dotkniętych klęską bezrobocia. (PS)
Zdjęcia pochodzą ze zbiorów prezesa Krakowskiego Towarzystwa Fotograficznego Władysława Klimczaka, któremu składamy podziękowania za ich udostępnienie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski