MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Hrabianka Róża i jej mężowie

Redakcja
O ślubie potomków dwóch znakomitych arystokratycznych rodów, który odbył się 20 czerwca 1868 r. w Krzeszowicach, pisały wszystkie polskie i większość europejskich gazet

BOGNA WERNICHOWSKA: Ona i on

BOGNA WERNICHOWSKA: Ona i on

O ślubie potomków dwóch znakomitych arystokratycznych rodów, który odbył się

   Wszyscy pamiętnikarze piszący o środowisku arystokracji zgodnie uważają ją za najwybitniejszą osobistość spośród polskich dam z wielkich rodów. Mądrą, wybitnie inteligentną, o przenikliwym umyśle i - co wówczas poczytywano za wielki komplement - męskiej naturze.
   Róża z Potockich primo voto Krasińska, secundo Raczyńska, była dla swej społecznej sfery niekwestionowanym autorytetem we wszystkich wątpliwościach - politycznych, moralnych, socjalnych. Jeśli o kobiecie powiedzieć można, że uważano ją za głowę rodu, to najstarsza córka hrabiego Adama Potockiego z Krzeszowic i jego pięknej żony Katarzyny z Branickich zasłużyła na trzy takie tytuły. Jej prymat nad familią uznawali Potoccy, nieliczni żyjący Krasińscy i potomkowie książęcego rodu Raczyńskich.

ONA

   Przyszła na świat w Krzeszowicach, gdzie jej rodzice, niedawno sobie poślubieni, wznosili istniejący do dziś wielki pałac. Był rok 1849 i w Galicji żywe były echa krakowskiego powstania i Wiosny Ludów.
   Adam Potocki wraz z żoną i matką Zofią z Branickich żyli w patriotycznej atmosferze. W domu mówiło się przede wszystkim po polsku, nie szczędziło dotacji na rozmaite społeczne i filantropijne cele. Dzieci - a rychło było ich kilkoro - wychowywano dość surowo, choć z miłością zawczasu przyuczając je do poprzestawania na małym, skromności, rzetelności. Hrabia Adam, który w młodości spędził czas jakiś w Anglii, był zwolennikiem brytyjskich metod wychowawczych. Dzieci powinny zażywać wiele ruchu, jeść proste potrawy, myć się w zimnej wodzie, ubierać w płótno i wełnę.
   Rodzice i mądra babka wiele też z nimi rozmawiali (co w tamtych czasach i w tej sferze wcale nie było tak oczywiste), stara hrabina Zofia pięknie opowiadała o historii Polski i dziejach rodu, ojciec lubił patriotyczne gawędy, a matka starała się wpoić potomstwu zasady moralne i dobre maniery.
   Kiedy Róża i jej młodszy o rok brat Artur ukończyli 7 i 8 lat, ojciec oddał ich pod opiekę guwernera, pana Starzewskiego herbu Ostoja. Był to szlachcic w starym stylu i swoim wychowankom starał się - nie patrząc na różnicę płci - wpoić cnoty staroszlacheckie. Był dobrym fechmistrzem i wkrótce mali Potoccy potrafili się bić na szpady i pałasze. Róża, silna i rosła, miała, zdaniem pedagoga, wyjątkowe zdolności do szermierki. Wciąż więc fechtowała się z bratem, marząc, że kiedyś dzięki temu będą walczyć o wolną Polskę.
   W dalszym ciągu edukacji Starzewski nauczył ich strzelać z pistoletu do celu. Artur bał się huku, czasem nawet mdlał po wystrzale, ale Róża dzielnie radziła sobie z bronią. Podobnie zresztą jak z konną jazdą. Była jedyną z rodziny, która towarzyszyła ojcu - świetnemu jeźdźcowi - w galopadach po pagórkach wokół Krzeszowic i na polowaniach. Jako dziesięciolatka - jak pisała później - była tak silna, że mogłam podnieść naraz Artura i młodszą Marynkę i dźwigając ich, biegać po pokojach. Uważała się wtedy za chłopca i wierzyła, że za parę lat wyrośnie nie na pannę, ale tak jak jej brat Artur na młodzieńca. A wtedy obaj zostaną młodymi, dzielnymi żołnierzami.
   Zdumiewać mógłby fakt, że rodziców wcale nie przerażały chłopięce upodobania i usposobienie Róży. Nawet wówczas, gdy bawiąc się ze starszymi nieco kuzynami Krasińskimi - Władysławem i Zygmuntem - przewracała ich na ziemię i bezpardonowo żądała "poddania się"...
   Kiedy ukończyła lat 14, co według reguł tamtej epoki zmieniło ją z dziecka w panienkę, ojciec zamówił w Paryżu piękny zegar, który zamiast cyfr miał na tarczy litery ze złota i masy perłowej układające się w napis "Rózia Potocka". Żadne z pozostałych pięciorga dzieci hrabiego Adama nie dostąpiło podobnego zaszczytu.
   W wieku lat kilkunastu w Róży obudziły się zainteresowania intelektualne. Rodzina przebywała wówczas przez wiele miesięcy za granicą - zarówno w Wiedniu, jak i w Paryżu najstarszą córkę Potockich odwiedzali uniwersyteccy wykładowcy, ucząc ją historii, geografii, mówiąc nawet o polityce i ekonomii. W wolnych od tych zajęć chwilach panna nadal oddawała się namiętnie konnej jeździe, fechtowaniu, a także gimnastyce na przyrządach. W Wiedniu razem z bratem Arturem i nieodłącznym preceptorem Starzewskim co drugi dzień udawała się do Instytutu Fizycznych Ćwiczeń, gdzie przez dwie godziny młodzi Potoccy skakali przez kozły i konie, wdrapywali się na linach pod sufit, by bujać się na trapezach, zwisali z drabinek. Róża - zwykle jedyna dziewczyna na sali gimnastycznej - budziła podziw wszystkich, co przyjmowała jako rzecz normalną.
   Nadszedł czas, gdy trzeba było włożyć długą, białą suknię z różową szarfą i w towarzystwie matki wyruszyć na pierwszy bal. Panieńskie bale Róży nie trwały zresztą dłużej niż jeden karnawał. Pomiędzy jej matką Katarzyną a ciotką Elżbietą z Branickich Krasińską, żoną trzeciego wieszcza Zygmunta, od dawna już zapadło postanowienie, że ich najstarsze dzieci się pobiorą.
   Władysław Krasiński, pierworodny poety, był zresztą przystojnym i pełnym uroku młodzieńcem. Ponoć Rózia Potocka bardzo gustowała w jego towarzystwie, od dawna też nie demonstrowała na nim swej fizycznej przewagi, jak to lubiła czynić w dzieciństwie. Odbyły się zaręczyny i na czerwiec 1868 r. wyznaczono datę ślubu.

ON

   Spisując pod koniec życia swoje wspomnienia z dzieciństwa i lat panieńskich, 80-letnia z górą księżna Róża nie szczędziła komplementów swemu pierwszemu mężowi. Przynajmniej pisząc o jego latach chłopięcych. Był więc Władysław Krasiński piękny, radosny, silny i wysportowany. Dobrze jeździł konno, lubił polowania, podczas pobytu w Alpach i Apeninach zdobywał szczyty. A przy tym miał dobry głos, pięknie śpiewał i grał na fortepianie, z talentem rysował portrety rodziny, a także ulubionych koni i psów.
   Matka zadbała, aby najstarszy syn odebrał też właściwą edukację - Władysław słuchał więc przez kilka semestrów uniwersyteckich wykładów w Paryżu, w Heidelbergu i w Rzymie, jako że rodzina Krasińskich mieszkała głównie za granicą, często zmieniając miejsce pobytu.
   O ślubie potomków dwóch znakomitych arystokratycznych rodów, który odbył się 20 czerwca 1868 r. w Krzeszowicach, pisały wszystkie polskie i większość europejskich gazet. Było to świetne wesele, na które zaproszono cztery tysiące gości. Przybywali nie tylko prywatnymi ekwipażami, ale i specjalnie podstawionymi pociągami z Krakowa.
   Róża wystąpiła w sukni uszytej na wzór kontusika, a babka Zofia z Branickich przyozdobiła ten strój naszyjnikiem ze wspaniałych brylantów podarowanych niegdyś Branickim przez imperatorową Katarzynę II. Pan młody, a także otaczający ich drużbowie i druhny również wystąpili w polskich strojach. Posag panny wyniósł osiem milionów reńskich, nie licząc miliona "na szpilki", który w dniu ślubu ofiarował córce Adam Potocki, pragnąc, by miała własne fundusze. Krasińscy dorzucili do tej sumy drugi milion, a chrzestna matka Róży, hrabina Aleksandra Potocka z Wilanowa, dodała trzeci.
   Spośród niezliczonych prezentów ślubnych młodą parę najbardziej ucieszyło stado arabów, jakie Adam Potocki dał młodym na zaczątek przyszłej stadniny.
   Niestety - o czym niewielu poza najbliższą rodziną wiedziało - smukły młodzieniec w kontuszu, wypowiadający tego dnia przed ołtarzem słowa ślubnej przysięgi, był poważnie chory. Już dwa lata wcześniej dała o sobie znać dziedziczna w rodzinie Krasińskich gruźlica. Nie pomogły rady lekarskich sław, chłodne miesiące spędzane na Riwierze ani letnie sezony u wód. Władysław nigdy nie objął rządów w rozległych majątkach swoich i posagowych żony. Nie odegrał też żadnej roli w życiu politycznym czy społecznym. Pięć lat jego związku z Różą naznaczyła nasilająca się choroba, którą, niestety, przekazał trójce dzieci.
   Żona pielęgnowała go, z całym poświęceniem znosząc nieprzeczuwane wcześniej głębokie depresje i skłonność do histerii Władysława. Dogorywający miesiącami na gruźlicę młody Krasiński skarżył się, że szkodzi mu przeciąg wzniecany przez krynolinę żony, gdy ta przechodziła przez pokój, by podać mu książkę, filiżankę lub lekarstwo. Stuk zamykanych drzwi czy dźwięk porcelany przyprawiał go o nerwowe drgawki, a szelest gazety o migrenę.
   Kiedy zmarł w wieku zaledwie 27 lat, młoda wdowa z trójką całkiem małych dzieci ku swemu zaskoczeniu pozostała na łasce zarządzającego jej majątkiem ojczyma zmarłego męża - Ludwika Krasińskiego. Miliony otrzymane w dniu ślubu rozeszły się jakoś na pilne wydatki na rzecz majątku, o które prosił ją często chory mąż.

ONA

   Wkrótce po śmierci najstarszego syna umarła też Elżbieta z Branickich Krasińska, teściowa, a jednocześnie ciotka Róży. Wdowa i jej dzieci dostały się pod majątkową kuratelę Ludwika Krasińskiego. Ten rzutki i energiczny mężczyzna w średnim wieku zagiął parol na owdowiałą żonę pasierba. A że Róża udawała, że nie dostrzega jego natrętnych aluzji i umizgów, rozgniewany Ludwik postanowił zmusić ją do przyjęcia oświadczyn finansową blokadą. I wtedy Róża pokazała, jak silny i niepodległy ma charakter. Odprawiła większość służby, oprócz niańki najmłodszej córki i pokojówki zatrudnionej dla niej przez hrabinę Katarzynę, gdy córka wychodziła za mąż. Zamknęła większość pokoi w oddanym jej do użytku skrzydle pałacu Krasińskich, kupiła nawet prymus, aby gotować dzieciom...
   Nieprzejednana postawa Róży wytrąciła niefortunnemu zalotnikowi broń z ręki, zawarli rozejm. Nie było już mowy o konkurach, wdowia renta została znacznie zwiększona. Róża skorzystała z rady doktora Tytusa Chałubińskiego, aby ze względu na słabe zdrowie potomstwa opuścić Warszawę i osiedliła się w Zakopanem. Z funduszy, jakimi mogła dysponować, kupiła pod Tatrami murowany domek, nazwała go od imienia najstarszego syna "Adasiówką" i tak troszcząc się o fizyczną kondycję dzieci, tudzież czuwając nad ich wykształceniem - żyła przez lat jedenaście.
   Rychło "Adasiówka" stała się ośrodkiem skromnego jeszcze życia towarzyskiego i kulturalnego, jakie oferować mogło Zakopane. Róża urządzała odczyty i koncerty, zapraszając z Krakowa czy Warszawy znanych literatów, popularnych publicystów, dobijających się sławy wirtuozów - jak młody Ignacy Paderewski. Z trójką dzieci niezmordowanie i bez względu na pogodę chodziła na górskie spacery i wycieczki. A wieczorami uzupełniała własne wykształcenie. Czytała naukowe dzieła z różnych dziedzin, pogłębiała znajomość angielskiego.
   Młodzi Krasińscy byli nad wiek rozwinięci i bardzo zdolni. Adam po słynnym dziadku wziął zamiłowania literackie. Tak jak ongiś Zygmunt uchodził za cudowne dziecko. Jako ekstern złożył egzamin dojrzałości w piętnastym roku życia, i to jak wtedy mawiano "summa cum laude".
   Co pewien czas hrabina Róża musiała opuszczać zakopiańską samotnię, aby dopilnować w Warszawie majątkowych interesów. Wracając, wstępowała zawsze do rodzinnych Krzeszowic. Któregoś razu w domu, gdzie spędziła dzieciństwo i wczesną młodość, spotkała wielce interesującego arystokratę z Księstwa Poznańskiego.

ON

   Edward Raczyński, starszy o dwa lata od Róży, miał bardzo niezwykły i burzliwy życiorys. Już o okolicznościach jego narodzin krążyły w arystokratycznych sferach dość osobliwe wieści. Był bowiem jedynym synem Rogera Raczyńskiego z namiętnego romansu z Zeneidą Lubomirską, mężatką, która nie chciała unieważnienia poprzedniego związku. Stąd Roger Raczyński, nie chcąc narażać potomka na przykrości wynikające z nieślubnego pochodzenia, ożenił się z pewną Szwajcarką pod warunkiem, że w akcie ślubu uzna ona chłopca za prawowitego syna. Po czym przekazawszy na jej rzecz dużą kwotę pieniędzy, zabrał dziecko do rodowego Rogalina i tam sam czuwał nad jego wychowaniem, ucząc go głównie łaciny i greki, a także francuskiego.
   Poza lekcjami z ojcem mały Edward miał pełną swobodę, bawił się z dziećmi pałacowej służby, jeździł na oklep konno i chodził boso. Z tego nieskrępowanego arystokratycznym wychowaniem dzieciństwa Edward wyniósł ducha swobody, żelazne zdrowie i chęć życia według własnych reguł.
   Kiedy Roger po śmierci wspomnianej Szwajcarki ożenił się ze znacznie młodszą Konstancją Lachman, zyskał w niej raczej miłą starszą siostrę niż macochę. W trójkę podróżowali po Europie, czasem chodzili na publiczne wykłady uniwersyteckie, panowie Raczyńscy rozmawiali swobodnie po łacinie i grecku, a młody Edward odkrył u siebie zamiłowanie do... sztuki kucharskiej. Beztroskie życie trwało lat kilka, aż do nieoczekiwanej śmierci niestarego jeszcze Rogera. Wtedy dopiero opiekun młodego Edwarda, Kajetan Morawski, stwierdził, że spadkobiercę fortuny Raczyńskich trzeba wreszcie posłać do szkoły.
   Rad nierad, piętnastoletni chłopak w pewnych dziedzinach wiedzy wielce zaawansowany, w innych - całkowity ignorant, wyruszył ze swym guwernerem, księdzem Pawlickim, do Wrocławia, gdzie miał przygotować się do matury. Akurat jednak wybuchło powstanie styczniowe i Edward, nie opowiadając się księdzu, poszedł do powstania. Nim dotarł do którejś z partii, powstanie zostało stłumione, jednakże młody książę nie tylko nie wrócił do Wrocławia, ale wyjechał do Turcji, gdzie wstąpił do kozackiego pułku pod komendą sadyka Paszy. W wojsku przebywał prawie dwa lata do momentu, gdy odnalazł go prawny opiekun i sprowadził do Wrocławia.
   Przymuszony do nauki zdał jakoś maturę i objąwszy spadek znów wyruszył w świat. Cudem uniknął śmierci w kampanii przeciwko Garibaldiemu, później bawił w Paryżu, gdzie podobno zaskarbił sobie łaski jednej z najgłośniejszych kurtyzan tamtych czasów Delfiny Delizy. Wyruszył potem do francuskich Indochin, aby hodować jedwabniki i zdobyć fortunę, jaka mogłaby przyczynić się do uwolnienia ojcowskich dóbr od długów. Wrócił bez pieniędzy, za to z prototypem czegoś w rodzaju współczesnej lodówki chłodzącej napoje w upalnym klimacie. Osobliwy ten przyrząd stał później w jadalni w Rogalinie dla dekoracji, ignorowany przez służbę, która wolała brać lód ze starej lodowni.
   Później lat kilka mieszkał w Chile, zatrudniając się jako poszukiwacz złota. Do Europy wrócił na wieść o wojnie francusko-pruskiej. Kiedy wreszcie zjawił się w Rogalinie, okazało się, że jest prawie bankrutem - nieuczciwy plenipotent zrujnował schedę.
   Prawdopodobnie Edward przyzwyczajony do wędrownego życia, nie przejął się tym nadmiernie, miał zresztą szczęście, gdyż z pomocą pospieszyła mu daleka krewna. Była nią hrabina Katarzyna z Branickich Potocka, matka Róży Krasińskiej. Z pewnością nie przyszło jej do głowy, że pomaga nie mało znanemu powinowatemu w potrzebie, lecz przyszłemu zięciowi. Zanim jednak arystokratyczna matrona mogła nazwać Edwarda synem, minęło lat kilka na skutek romansowych komplikacji godnych pióra autora obyczajowych powieści z sensacyjnym wątkiem.

ONA

   Jako od dawna owdowiała po raz drugi, niemłoda już dama Róża Raczyńska obiecywała starszemu synowi z drugiego związku, że kiedyś pozwoli mu przeczytać listy wymieniane z jego ojcem przed ślubem. Stos tych epistoł wypełniał duży, czarny kufer. Nigdy jednak do tego nie doszło, gdyż dwa lata po śmierci Róży Raczyńskiej jej warszawskie mieszkanie spłonęło we wrześniu 1939 r. z całym dobytkiem.
   Stąd można tylko domyślać się okoliczności, w jakich narodził się związek Róży i Edwarda. Oboje mieli wówczas po trzydzieści kilka lat, oboje byli niekonwencjonalni w postępowaniu, oczytani, otwarci na świat. Lubili z sobą rozmawiać, razem jeździć konno, przebywać w swoim towarzystwie. Katarzyna Potocka, matka Róży, domyślała się, że córka jest zakochana w Raczyńskim, sądziła też, że można spodziewać się zaręczyn.
   Jednak to nie Róża została narzeczoną Edwarda. Nieoczekiwanie Raczyński zdeklarował się o rękę Marii Krasińskiej, młodszej siostry Władysława, od lat nieżyjącego męża Róży. A Róża jako najbliższa krewna panny młodej musiała urządzić najpierw zaręczyny, a później i wesele swojej szwagierki. Kokieteryjnej i uwodzicielskiej, dość swobodnej w stylu życia, a przy tym wcale niepięknej dwudziestoośmiolatki.
   Wiele lat później zwierzyła się starszemu synowi, że na wieść o planowanym małżeństwie Edwarda Raczyńskiego z Marią Krasińską po raz pierwszy i ostatni w życiu była bliska zemdlenia... Opanowała się jednak i zgodnie z właściwym sobie hartem ducha stanęła na wysokości zadania. Była gospodynią na zaręczynach i weselu Marii z ukochanym, a później - chociaż niechętnie - od czasu do czasu musiała wymieniać z nimi listy, jak chociażby wówczas, gdy przyszedł na świat jedyny syn tej od początku niedobranej pary.
   Być może pewną pociechą mógł być dla niezłomnej damy fakt, że Edward nie był z Marią szczęśliwy. Młoda żona wciąż wszczynała awantury, zarzuciła mu nawet kradzież klejnotów. Przy tym tajemnicą poliszynela był fakt, że Maria nadużywała morfiny. Załamany fiaskiem swojego stadła Edward znów zaczął myśleć o podróżach. Róży udało się odwieść go od tego planu dzięki pośrednictwu hrabiny Augustowej Potockiej, starej damy z wielkim moralnym autorytetem.
   Edward znów podjął korespondencję z Różą i dawna zażyłość zaczęła się odradzać. Tymczasem Maria zabrała synka i porzuciła męża, wyjeżdżając do Włoch. Tam po kilku miesiącach zmarła nagle w dość niejasnych okolicznościach. Po pogrzebie żony Edward przywiózł synka Karola do Zakopanego, prosząc Różę o zajęcie się nim. Odtąd całe otoczenie wiedziało, że ślub tej pary musi nastąpić.
   Obowiązkowa Róża zdecydowała się poślubić Edwarda dopiero wówczas, gdy wydała za mąż za hrabiego Jana Tyszkiewicza najstarszą córkę Elżbietę. Dobiegająca czterdziestki para stanęła przed ołtarzem kaplicy w krzeszowickim pałacu 30 czerwca 1886 r. Parze nareszcie szczęśliwych wdowców błogosławili serdecznie krewni. Cieszyły się też dzieci z poprzednich związków.

ON

   Po ślubie z Różą Edward zamieszkał najpierw u żony w Zakopanem. Rodowy majątek był w stanie opłakanym, a pałac w Rogalinie groził ruiną. Edward, który zdecydowanie nie miał szczęścia ani zamiłowania do interesów, zajął się polityką - kandydował i został wybrany do galicyjskiego sejmu z okręgu nowotarskiego, wiele czasu poświęcał też kolekcjonowaniu dzieł sztuki i wspieraniu artystów.
   Rozsądna żona wzięła na siebie troskę o materialną stronę życia. Zaprowadziła oszczędności pozwalające spłacić najpilniejsze pożyczki, zaczęła też mozolnie remontować rogaliński pałac. Edward wydawał wszelkie finansowe nadwyżki, kupując obrazy do rogalińskiej galerii, którą udostępnił zwiedzającym. Klucze od kasy trzymała jednak żona, która była prawdziwą znawczynią finansowych zagadnień. Nie na darmo przez tyle lat zajmowała się finansami swoimi i dzieci.
   Niemłodzi już nowożeńcy doczekali się ku radości swojej i krewnych dwóch zdrowych synków Edwarda i Rogera. Młodszy z nich przyszedł na świat, gdy Róża miała lat 43. Ojciec doczekał ich dorosłości, a długowieczna matka cieszyła się z dorastania ich wnuków.

ONA

   Macierzyńskie i gospodarskie zatrudnienia nie wypełniały życia Róży Raczyńskiej. Nazywano ją - rzecz w tamtych czasach wśród kobiet niespotykana - "istotą polityczną". Czytała krajowe i zagraniczne dzienniki, dyskutowała na społeczne i polityczne tematy z ludźmi przygotowującymi się do objęcia władzy w Polsce, gdy kraj odzyska niepodległość. W czasie I wojny światowej w jej krakowskim salonie spotykała się młodzież wstępująca do Legionów.
   To jej właśnie powierzono rozmowę z komendantem Piłsudskim na temat jego linii politycznej, z której chciano dowiedzieć się, czy warto wstępować do Legionów. Były to czasy konfliktu o przysięgę, jakiej mocarstwa domagały się od legionistów. Józef Piłsudski odpowiedział wówczas, że młodzież do Legionów wstępować nie powinna, ale zasilić szeregi tajnej organizacji, która właśnie powstaje. Już po wyzwoleniu widywała czasem naczelnika państwa, prowadząc z nim przyjacielskie rozmowy.
   Kiedy umarł Edward Raczyński, wdowa po nim, choć zgnębiona po odejściu ukochanego męża, nie straciła ducha. Jak wcześniej nadal była opoką nie tylko niezwykle licznej rodziny, ale i tych, którzy zwracali się do niej o radę czy pomoc. Zajmowała się rozmaitymi społecznymi i filantropijnymi pracami, prowadziła rozległą korespondencję, interesowała się wszystkim, co zajmowało umysły pierwszego pokolenia odrodzonej Polski. Do późnej starości zachowała hart ducha i dobre zdrowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski