Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Huta Sendzimira, proszę czekać

Redakcja
Drzwi wyrąbane, nawet wahadłowe, które można było otworzyć pchnięciem ramienia. Krzesła powywracane, stoły przesunięte, papiery w nieładzie, choć z tych papierów laik niczego dowiedzieć się nie mógł. Pod ścianą kilka osób z nocnej zmiany - obok techników dziewczyna z "awiza".

W nowohuckim kombinacie wciąż działa wyprodukowana pół wieku temu czechosłowacka centrala telefoniczna

   Tak zapamiętał pomieszczenia centrali telefonicznej Huty Lenina Edward Turakiewicz, który przyszedł do pracy w zimowy poranek w 1981 roku, bezpośrednio po pacyfikacji HiL. Wcześniej, przy bramie głównej, odebrano mu służbową wejściówkę. Obok straszył pogięty wrak autobusu, który okazał się niewystarczającą barierą dla czołgów.
   Turakiewicz szybko dołączył do szeregu ustawionego w hali. Jeden z zomowców nerwowo szukał sposobu na obezwładnienie centrali, a jedyne, co mu przychodziło do głowy, to zwarcie.
   - Gdybyśmy głośno nie zaprotestowali, chłopak poszedłby na dół, do siłowni. Próbowałby coś majstrować i pewnie by go później wyniesiono w worku - wspomina Edward Turakiewicz. Na szczęście w porę pojawił się jakiś oficer, zbeształ podwładnych funkcjonariuszy i nakazał ustawionym w szeregu pracownikom wyłączenie tego "bałaganu". Po kolei, bezpiecznik po bezpieczniku, po raz pierwszy od 1953 roku centrala telefoniczna Huty Lenina przestała działać. Jedyny raz w swojej pięćdziesięcioletniej historii.
   W 2004 rok urządzenie weszło w pełni sprawne, choć z metryką eksponatu muzealnego. Powstało na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku w fabrykach czechosłowackiej wtedy Tesli. Zostało wyprodukowane na niemieckiej licencji, wg technologicznego pomysłu z 1908 roku firmy Siemens & Halske.

Zgodnie z wytycznymi

   - Zadania powinny być zwiększone zgodnie z wytycznymi III Plenum naszej partii - tak o pracy ówczesnego Wydziału Teletechnicznego mówiono i pisano w 1955 roku podczas I Konferencji Partyjno-Ekonomicznej Wydziałów Pionu Głównego Energetyka Huty im. W. Lenina. Czas był sprzyjający przekraczaniu norm, więc Wydział Teletechniczny wcielał ideę współzawodnictwa, co szybko zaowocowało przedterminowym wykonywaniem planu. Trzeba przy tym dodać, że nie brakowało zdrowej samokrytyki. Dowodem mogą być słowa sprawozdania dotyczące "złej pracy naszych telefonistek spowodowanej nieodpowiednim systemem pracy nie dającym możliwości współzawodnictwa". Dzisiaj na szczęście nie wiemy, jak miałoby to współzawodnictwo wyglądać - wszak panie telefonistki pracują podpięte do swoich telefonicznych stanowisk!
   Najstarsi pracownicy pamiętają, że wszystko zaczęło się w 1951 roku - powstawały pierwsze obiekty Huty Lenina - potrzebna była łączność telefoniczna. Zamontowano więc ręczną łącznicę o pojemności 300 numerów.
   Edward Turakiewicz w 1955 roku był już cenionym pracownikiem centrali w HiL. Wcześniej pracował w Wałbrzychu - z nakazu pracy po skończeniu szkoły w Krakowie. Jako młody polski specjalista od telekomunikacji miał tam dziesięciu podwładnych - starszych od siebie Niemców, jeszcze przedwojennych fachowców obeznanych ze sprzętem Siemensa.
   - To trochę głupio wyglądało, że ja - młody chłopak, koordynuję pracę starych wyjadaczy, ale cóż - takie były czasy - wspomina dzisiaj Turakiewicz. Pamięta, choć trochę jak przez mgłę i niedokładnie, nazwiska "swoich" Niemców, którzy później z Wałbrzycha wyjechali uczestnicząc w wielkiej pojałtańskiej wędrówce ludów. Zanim wyjechali, mieszkali na jednym z wałbrzyskich osiedli pod "ochroną" Rosjan. - Wtedy nie brakowało szabrowników, bandytów. Niemcy jakoś dogadali się z oficerami Armii Czerwonej. Pewnie zapłacili za spokój pod okiem Rosjan porządnymi przedwojennymi sprzętami, meblami - opowiada Edward Turakiewicz. - Ten wałbrzyski epizod nie miałby dzisiaj znaczenia, gdyby nie fakt, że tamta centrala z Dolnego Śląska dogoniła mnie w Nowej Hucie - mówi.
   W latach pięćdziesiątych z Ziem Odzyskanych wywożono nie tylko cegły do budowy pierwszego socjalistycznego miasta. Także ręczna centrala telefoniczna na 300 numerów do HiL trafiła z Wałbrzycha.
   Nowa Huta i kombinat rosły szybko, więc w 1952 rozpoczęto budowę tzw. obiektu 151 - automatycznej centrali telefonicznej. W grudniu 1953 roku nastąpił rozruch przy pojemności 1600 numerów. Przy okazji ruszył także centralny radiowęzeł, a media donosiły o "pomocy w zakresie dostawy urządzeń", płynącej ze Związku Radzieckiego i Czechosłowacji. W końcu 1955 roku kombinat może się pochwalić nie byle czym, tylko "radiowęzłem centralnym o mocy 1000 W, 14 radiowęzłami zakładowymi o łącznej mocy 2000 W, automatyczną centralą telefoniczną o pojemności 1600 numerów i 15 centralami dyspozytorskimi o łącznej pojemności 600 numerów". Sieć teletechniczna miała wtedy łączną długość przekraczającą 25 km, a dyrekcja HiL nie bez dumy donosiła, że sieci takiej nie powstydziłoby się "średnie miasto wojewódzkie".
   Tymczasem wyprodukowana w Czechosłowacji automatyczna centrala telefoniczna Huty Lenina powiększała moce, do czego zmuszał ją rozwój kombinatu. Trudno dzisiaj w HTS ot, tak - od ręki znaleźć kogoś, kto pamiętałby okoliczności wydania pierwszej książki telefonicznej HiL. Może i nie był to opasły tom, ale już sam fakt istnienia wydawnictwa zawierającego kilka tysięcy numerów nie pozostawiał wątpliwości - socjalistyczna Huta Lenina miała większą centralę telefoniczną niż niejedno socjalistyczne miasto. A że świat nie stoi w miejscu - już w momencie wydania wspomnianej książki telefonicznej, sporo numerów było nieaktualnych. Zaczęły powstawać załączniki - zazwyczaj odręcznie pisane wykazy najbardziej potrzebnych i najczęściej wybieranych numerów. Numery zaś były i do dzisiaj są czterocyfrowe.

Rozmowy kontrolowane

   Centrala leży na uboczu, więc w grudniu 1981 roku główny nurt wydarzeń nieco ją omijał. Obok rodziła się legenda Zgniatacza - kolebki "Solidarności" w nowohuckim kombinacie, a ludowa władza krok po kroku przywracała "porządek". Centrala - schowana wśród drzew, spokojnie czekała na swoją kolej.
   Zanim jednak, na żądanie ZOMO, pracownicy wyłączyli bezpieczniki w 1981 roku, centrala już wcześniej kilka razy stała się obiektem zainteresowania służb PRL.
   - W czerwcu 1956 roku odczuliśmy na własnej skórze polityczną wagę telekomunikacji - wspomina Edward Turakiewicz. Poznański Czerwiec spowodował, że wydziałem teletechnicznym HiL zainteresowali się smutni panowie. Wtedy bezpieczników nikt nie wykręcał, jednak telefonistki zgodnym chórem odpowiadały "nie ma łączenia" wszystkim tym, którzy z miasta próbowali dodzwonić się na którykolwiek czterocyfrowy wewnętrzny numer huty.
   Skok technologiczny spowodował, że w 1970 roku, podczas wydarzeń grudniowych rozmowy były łączone, ale dodatkowo nagrywane. Po prostu magnetofony stały się bardziej dostępne. Na taśmach zapisywano nie tylko niecenzuralne wtedy informacje o strajkach i walkach ulicznych, ale i najzwyklejsze prywatne pogawędki, których nigdy nie brakowało w czterocyfrowej sieci telefonicznej HiL. Reżimowi funkcjonariusze mogli więc posłuchać także o tkaninach zasłonowych rzuconych do jednego ze sklepów przy placu Centralnym i niedzielnym wypadzie na ryby. Do dzisiaj za rozmowy w hucie płaci się ryczałtem i nie ma mowy o żadnym billingu.
   W stanie wojennym funkcjonariusze na stałe zainstalowali się w wydzielonym pokoiku, w pobliżu centrali, gdzie mogli bezpośrednio wysłuchiwać rozmów. To był już epizod niemal współczesny - większość Polaków do dzisiaj pamięta formułę "rozmowa kontrolowana". Nie ominęła ona także centrali w Hucie Lenina.
   Lata mijały, a w hucie coraz bardziej zdawano sobie sprawę z konieczności telekomunikacyjnej modernizacji. W 1973 roku starano się wymienić automatyczną Teslę na centralę elektroniczną, produkowaną w poznańskiej Teletrze. Rozmowy trwały, specjaliści z Poznania przyjeżdżali do Nowej Huty i oglądali działającą centralę. Podobno nie kryli podziwu dla jej solidnej konstrukcji. Ostatecznie zostali odprawieni z kwitkiem. Huta pozostała przy swoich, już wtedy nieco przestarzałych, urządzeniach, które rosły wraz z nią, osiągając pojemność prawie 6 tys. numerów. Około 100 możliwych jednocześnie rozmów przychodzących, podobna liczba jednoczesnych rozmów wychodzących. Żadnych możliwości szczegółowego ich ewidencjonowania.

Z Radiem Maryja na kominie

   W latach dziewięćdziesiątych na wysokich budynkach i kominach Huty Sendzimira pojawiły się stacje bazowe operatorów telefonii komórkowej. W kieszeniach kadry zarządzającej, a później większości pracowników szybko znalazły się przenośne, niewielkie słuchawki. Gdzieś w rejonie wielkich pieców jeden ze swoich nadajników umieściło nawet Radio Maryja. Nadaje z taką siłą, że zagłusza sygnał radiotelefonów.
   Nie ma już wytycznych, jest kapitalistyczna restrukturyzacja, _więc w ubiegłym roku hutnicza telekomunikacja wydzieliła się w odrębną spółkę - Sentel.
   
- Przyszły czasy, w których posiadacz telefonu komórkowego z kolorowym wyświetlaczem dzwoni na centralę huty i słyszy: "Huta Sendzimira - proszę czekać". Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę, że czeka na połączenie przez automatyczną czechosłowacką centralę z 1953 roku, pomysłu Siemensa z 1908 roku? - żartują pracownicy Sentela.
   Edward Turakiewicz ma 73 lata. Na emeryturę odszedł w 1991 roku i jak sam mówi, jest jedynym pracownikiem centrali, który pamięta pionierskie czasy z lat pięćdziesiątych.
   
- Przykro to mówić, ale w tej chwili najczęściej spotykamy się na pogrzebach - mówi. - I na jubileuszach - zaraz dodaje.
   W grudniu ubiegłego roku w Nowej Hucie spotkali się byli i obecni pracownicy automatycznej centrali telefonicznej. Okazją była 50. rocznica jej uruchomienia. Gości - w większości już emerytów - zaproszono do hali, gdzie do dzisiaj słychać stukot wybieraków sterowanych elektromagnesami. Mogli zajrzeć do "dziewczyn z awiza" (wciąż kilka telefonistek w Hucie Sendzimira łączy przychodzące rozmowy), mogli dotknąć metalowych urządzeń, poczuć specyficzny zapach hali i maszyn. Niektórzy zeszli na dół, do siłowni i warsztatów.
   
- Kto ci głowę urwał?!_ - tak - całkiem na poważnie - miał się zwrócić jeden z pracowników wprost do swojej tokarki, gdy w grudniu przyjrzał się jej dokładnie po wieloletniej rozłące.
   Leciwa tokarka rzeczywiście wygląda nietęgo - brakuje jej najważniejszych części. W zasadzie jest już bezużyteczna i wcześniej czy później czeka ją marny los złomu, choć na koniec dość dobrze sprawiła się w roli wyciskacza łez. A warto dodać, że przez wiele lat służyła do dorabiania części zamiennych dla automatycznej centrali telefonicznej - najpierw Huty Lenina, później Huty Sendzimira. Nawiasem mówiąc, to dorabianie zazwyczaj nie było doskonałe, a Tesla wiele lat temu przestała produkować nie tylko takie centrale, ale nawet jakiekolwiek części zamienne.
JACEK ŚWIDER

   Centrala automatyczna pracująca do dzisiaj w Hucie Sendzimira wykorzystuje tzw. system wybierakowy, zastosowany po raz pierwszy w 1889 roku przez Amerykanina Almona Strowgera. Technologia Siemensa z 1908 roku, wykorzystana pół wieku temu przez czechosłowacką Teslę przy produkcji urządzenia dla Huty im. W. Lenina jest doskonalsza, choć oparta o XIX-wieczny "wybierakowy" pomysł Strowgera. Według pracowników telekomunikacji, pracująca przestarzała centrala w Hucie Sendzimira może być jednym z ostatnich tego typu urządzeń w Polsce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski