Wiersze Czesława Miłosza czytali Małgorzata Ząbkowska-Kołodziej i Feliks Szajnert Fot. Wacław Klag
Paweł Głowacki: SALONY
Gdy więc Żuk usłyszał drugą zwrotkę "Słońca": "Kto chce malować świat w barwnej postaci,/ Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce./ Bo pamięć rzeczy, które widział, straci,/ Łzy tylko w oczach zostaną piekące." - było tak, jakby siedząc za stołem, widziany nad blatem od pasa w górę, nagle wyszeptał pierwsze słowa Winnie: "I znowu cudowny dzień." I jeszcze: "Przez Chrystusa Pana naszego. Amen." Właśnie TAKI teatrzyk zaczął się nad stolikiem, bo Ząbkowska-Kołodziej i Szajnert "Słońce" i resztę czytali TAK, że wracały stare smaki, niegdysiejsze uniesienia - teatr inny niż dzisiejszy.
W jednej z nieuchronnie jałowych dysput ze sceniczną młodzieżą, która nachalnie apelowała o wprowadzanie do współczesnych teatrów, że wyrażę się metaforycznie, krótkich, nowoczesnych majtek, bo świat do przodu pędzi - Żuk wygłosił myśl wiekopomną. "Ja, dzieci kochane, już urodziłem się stary" - rzekł, dopił i wyszedł, by odżyć przy Fellinim, Tomaszu Mannie bądź innym Bachu. Odżyć tak, jak odżył w niedzielę, słuchając czytania Ząbkowskiej-Kołodziej i Szajnerta. Znów poczuł się wiekowy. Był jak Winnie.
Po Salonie ktoś sztukę Ząbkowskiej-Kołodziej i Szajnerta nazwał aktorstwem starym, kojącym. Tak. Głosy głębokie, co mają za sobą tysiące godzin dźwigania cudzych słów. Trochę w nich mchu, szczypta rdzy, dużo pokory. A dwadzieścia centymetrów wyżej - nie do obalenia pewność, że z doskonałością taką, jak wersy Miłosza, można sobie pozwolić tylko na jedno: na dyskrecję. Trzeba się umieć schować za literami, trzeba chcieć pozwolić słowom falować wedle ich własnego rytmu. Żadne ozdobniki w grę nie wchodzą, nie ma szans na własne wtręty, unowocześnianie, dłubanie w doskonałości. Żadnego wciskania wierszy w śmiałe krótkie majtki i sprawdzania, czy pupka starej metafory atrakcyjnie wygląda w świeżej garderobie plażowej. Bo tylko poza tym głupkowatym szaleństwem mogą wrócić i naprawdę wracają niegdyś zapisane gorycze, uśmiechy, lęki, rozpacze.
Zatem - "Słońce" na początek, a później dojmująca reszta. "Droga", "Przy piwoniach", "Ganek", "Ojciec w bibliotece", "To co pisałem", "W mojej ojczyźnie", "Wiara", "W Warszawie", "Przedmowa", "Piosenka o porcelanie", kilkanaście innych. Stare wiersze. Z lat trzydziestych, czterdziestych, pięćdziesiątych, sześćdziesiątych. I świeższe, ale to bez znaczenia. Wiersze, co od urodzenia są takie same. Stare, doskonałe, nie do ominięcia. I za sprawą starej sztuki aktorskiej - takie były w niedzielę. Dlatego Żuk mógł szepnąć do siebie: "I znowu cudowny dzień".
Teatr im. Juliusza Słowackiego. 356 Krakowski Salon Poezji. Wiersze Czesława Miłosza czytali: Małgorzata Ząbkowska-Kołodziej, Feliks Szajnert. Grali: Halina Jarczyk na skrzypcach, Jacek Bylica na fortepianie. Gospodarze Salonu: Anna Dymna, Józef Opalski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?