MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Igraszki z czasem

Redakcja
Nadeszła wiosna i zrobiło się cieplej, co sprzyja naszemu samopoczuciu. Jest to z pewnością odmiana na lepsze, rzadkość w dzisiejszych czasach. Ale owemu nadejściu towarzyszy też inna zmiana - zmiana czasu na letni.

Kraków Jana Rogóża

W pierwszą niedzielę wiosny, czyli w ostatnią niedzielę marca, o siódmej rano będzie już, niestety, godzina ósma. Ostatecznie w dzień wolny od pracy fakt ten można zignorować. Ale nazajutrz, w poniedziałek dla wielu zacznie się dramat bo zegar biologiczny przestawia się o wiele oporniej. O godzinę krótszy sen, zaspanie, pośpiech, stres, ból głowy; byłoby interesujące sprawdzić statystyki wypadków z tego dnia,czy zmiany czasu nie powodują zwiększenie ich liczby.

Dawno temu ludzie nie byli tak podani tyranii czasu i nie mieli też problemów ze wstawaniem. Każdy zaczynał dzień jak mu pasowało. Zegary nie były w powszechnym użyciu, wystarczał jeden, na ratuszu lub kościele, a większość posługiwała się kogutem. Jeszcze z początkiem XIX stulecia prawie każde miasto miało swój własny czas; południe, godzinę dwunastą ustawiano na miejskim zegarze według górowania słońca w zenicie, co jak wiemy zależy od położenia geograficznego miejscowości. Zrobiono z tą dowolnością porządek wprowadzając zunifikowany czas dopiero gdy zaczęła lawinowo rozbudowywać się komunikacja kolejowa i trzeba było sporządzać rozkłady jazdy. Przyjęto wówczas, iż na terytorium całego państwa niezależnie od położenia słońca będzie wszędzie ta sama urzędowo ustalona godzina, najczęściej obowiązująca w stolicy.

Lud pracowity rustykalny na ogół latem wstaje do słonka, większość jednak, zwłaszcza mieszczuchy przesypiają w najlepsze wczesne godziny poranne. Zwrócił na to przytomnie uwagę Benjamin Franklin, dziwiąc się, iż ludzie nie korzystają z darmowego dziennego światła gdy tylko się rozwidni, za to wieczorem bez sensu psują oczy przy świecach. Zaapelował więc by współobywatele w ramach oszczędności wstawali latem o godzinę wcześniej. Franklina ukształtowała epoka Oświecenia, której ideologia naiwnie zakładała, iż ludziom wystarczy wskazać na racjonalność jakiego postępowania by zmienili swoje dotychczasowe upodobania i przyzwyczajenia. Akurat...

Być może co poniektórzy dali się przekonać, ale decydująca większość trwała w uporze nie zamierzając wstawać ani chodzić spać z kurami. Do czasu. Wcześniejsze wstawanie wymusił pewnego dnia przymus administracyjny, podyktowany szczególnymi okolicznościami. Stało się to w roku 1916 w Niemczech, w kraju prowadzącym wyczerpującą wojnę na dwa fronty, pozbawionym nadto zaplecza surowcowego, którym dysponowały wrogie mocarstwa. Trzeba było obejść się bez wielu rzeczy - Niemcy stali się mistrzami "erzatzu" - a przede wszystkim zaczęto oszczędzać energię. Dostrzeżono w końcu prostą zależność pomiędzy jej zużyciem energii a długością dnia i postanowiono sztucznie go wydłużyć przesuwając do przodu wskazówki zegara. W ślad za Niemcami poszły także Austro-Węgry, najbliższy i najwierniejszy ich sojusznik, będące zresztą w podobnej kryzysowej sytuacji. Deliberowano na tym rozwiązaniem także w parlamentach innych krajów, a w roku 1918 czas letni na czas wojny zadekretował Kongres Stanów Zjednoczonych. Jest więc on dziecięciem kryzysu, epok oszczędności. Obowiązywał również podczas II wojny światowej, w Niemczech i krajach przez nich okupowanych. Po wojnie w Polsce zmianę czasu praktykowano w latach 1946-49, potem w latach 1957-64, a od roku 1977 nieprzerwanie zmieniany jest do dziś.
Zdaniem zwolenników zmiany czasu przynosi ona nie tylko wymierną korzyść w megawatach oszczędzonej energii; zwiększa także podobno bezpieczeństwo na drogach, bo o wiele większa liczba podróżujących przybywa do celu przed zmierzchem. Mniej też podobno jest napadów i włamań, gdyż większość ludzi nim zapadnie zmrok jest już w domu. Malkontenci zwracają jednak uwagę, nie bez racji, iż zużycie energii zależy nie tylko od pory dnia ale i od pogody, temperatury i zachmurzenia, a oszczędności trudno wyliczyć, bo zużycie prądu i tak co roku jest wyższe bo przybywa jego odbiorców.

Krakowianie po raz pierwszy wstali o godzinę wcześniej 30 kwietnia 1916 jeszcze jako obywatele ck monarchii. Zmiana nie odbyła się bez oporów i dyskusji. W całym państwie siły zwolenników i przeciwników wprowadzania czasu letniego były wyrównane, rozstrzygnęła decyzja cesarza Franciszka Józefa I. Po odzyskaniu niepodległości przez kilka lat czas letni obowiązywał w całej Polsce i jeśli wierzyć felietonistom ogół nie był temu przeciwny. "Wśród mnóstwa niedorzeczności wprowadzonych podczas wojny przez nieboszczkę Austrię znalazła się, o dziwo, także i dorzeczność, czas letni. Kraków prędko przyzwyczaja się do rozmaitych nowości i na ogół błogosławi zmianę czasu". - pisze felietonista krakowskich "Nowin" prorokując zarazem, iż "nadejdzie taki dzień, w którym nie tylko godzina przesunięta będzie. Nadejdzie dzień w który ludzkość dążąc do oszczędności opału, przesunie termometr. Chodzić będziemy w letnich ubraniach a chorzy przy 56 stopniach gorączki żyć będą."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski