MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Iran to kraj paradoksów

Redakcja
Pochodzi z Grybowa, mieszka w Krakowie, lecz zupełnie przypadkowo jej drugą ojczyzną stała się Islamska Republika Iranu - kraj odległy o 5 tys. km, gdzie religia panuje nad każdą sferą życia obywateli, odstępstwo od wiary karane jest śmiercią, a kobiety są zgodnie z prawem traktowane jak połowa mężczyzny.

PODRÓŻE. - Iran... Tam jest jakiś spokój, tam się żyje zupełnie inaczej. Nie ma wyścigu szczurów, jest czas dla przyjaciół i bliskich, czas na refleksję, są grzeczności od serca. Iran to mój drugi dom - mówi Anna Marcinowska.

Anna Marcinowska w 2009 r. ukończyła filologię perską na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Chciała studiować indianistykę, ale po dwóch nieudanych egzaminach wstępnych spróbowała z iranistyką. - Dostałam się, ale tak naprawdę nie wiedziałam na co. Nigdy nie zapomnę pierwszych zajęć. Był to język perski z Iranką, która nie powiedziała ani słowa po polsku. Przez dwie godziny siedziałam jak na przysłowiowym tureckim kazaniu, ale wiedziałam, że to jest to - opowiada.

Od dziecka uczyła się w szkole muzycznej grać na fortepianie, gitarze i flecie, dlatego od razu zachwyciła ją melodyjność języka perskiego - Irańczycy mówią tak, jakby śpiewali.

Kosmici z Europy

Pierwszy raz wyjechała do Iranu w 2006 r. z grupą znajomych ze studiów. - Od razu wiedziałam, że jest to kraj, do którego muszę wrócić, że na tym jednym wyjeździe się nie skończy - mówi Marcinowska. Chociaż ma urodę zbliżoną do irańskiej - ciemną karnację, włosy i oczy - mogłaby łatwo wmieszać się w tłum, to podczas pierwszego pobytu przebywała w grupie Polaków, dlatego miejscowi traktowali ją jak obcokrajowca. - Rozmawiali tylko z chłopakami, dziewczyn w ogóle nie zauważali. Czuliśmy się obco - jak kosmici. Odnosiłam wrażenie, że patrzą na nas wszystkich, jak na chodzące dolary. Obcokrajowcy mają przecież pieniądze, nieważne, że to biedni studenci - mówi. Mimo to polscy turyści doświadczyli irańskiej gościnności, często byli zapraszani do domów np. na posiłek, dlatego mogli przeżyć miesiąc tanim kosztem. W 30 dni zobaczyli główne atrakcje turystyczne, o których piszą przewodniki po Iranie - zwiedzili Teheran, Sziraz, Isfahan, Jazd, Kerman, Bandar-e Abbas na południu, byli w Persepolis - stolicy starożytnej Persji z czasów dynastii Achemenidów. - Zaskoczyło mnie, że chociaż Irańczycy są tacy dumni ze swojej historii, to nie dbają o zabytki. Bilety do Persepolis kosztują grosze, można wygrawerować coś na kamieniu, zabrać jakiś odłamek, usiąść na posągu. Irańczycy mają żal, że w muzeach zachodnich jest tyle zabytków starożytnej Persji, ale gdyby to było w Iranie, pewnie leżałoby na ulicy...

Kraj sprzeczności

Koniec 2006 r. - drugi wyjazd, tym razem na stypendium. Przez dwa semestry Anna uczęszczała na zajęcia z języka i literatury perskiej do instytutu Dehkhody w Teheranie, mieszkała w akademiku. W zajęciach, które były dostosowane do poziomu uczestników, brali udział wyłącznie obcokrajowcy. - Było zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Musiałam dawać sobie radę sama z wyniesioną ze studiów podstawową znajomością literackiego języka perskiego, który różni się bardzo od tego używanego na ulicach. To był skok na głęboką wodę - stwierdza. Ze swoim wyglądem mogła się jednak wtopić się w tłum i lepiej poznać życie Irańczyków. Najbardziej denerwowało ją, że obcokrajowców starano się odseparować od Irańczyków. - Nie mogłyśmy mieszkać w pokojach z Irankami, nawet piętro w akademiku miałyśmy osobne. Myślę, że w ten sposób próbuje się chronić irańskie dziewczyny przed wpływami zachodu - przypuszcza. Dziewczyny mieszkające w akademikach pochodzą z prowincji, gdzie niekoniecznie docierają wszystkie informacje o świecie. Czasem wiedzą niewiele o stosunkach damsko-męskich. Dziwią się, że para może mieszkać razem przed ślubem albo że dla mężczyzny dziewictwo narzeczonej może nie mieć znaczenia - podczas gdy w islamskim Iranie jest to priorytet. Z kolei Irańczycy, którzy mają pojęcie o zachodzie, swoją wiedzę czerpią często z amerykańskich filmów. - Jednym słowem: według Irańczyków wszyscy na zachodzie śpią na pieniądzach, związki są piękne, łatwe i romantyczne, nie ma codziennej rutyny, a nawiązywanie kontaktów damsko-męskich to błahostka - podsumowuje Anna.
W Iranie kobiety nie dość, że muszą zasłaniać swoje kształty i włosy - co nakazuje islam - muszą też kryć się ze swoimi uczuciami. W tradycyjnych rodzinach, głównie na prowincji, to rodzice wybierają mężów dla swoich córek. I nikt nie protestuje, bo rodzice darzeni są szacunkiem i jako starsi, bardziej doświadczeni wiedzą lepiej, co jest dobre dla ich dzieci. W Teheranie kobiety są inaczej traktowane niż na prowincji, zwłaszcza w północnej części stolicy. - Północny Teheran to jest zachód. Jest wszystko począwszy od ciuchów, przez narkotyki, alkohol, seks czy stylizowane na modłę zachodnią domowe imprezy. Ale jest to strefa zamknięta dla bogatych, na południu miasta jest zupełnie inaczej - opowiada Marcinowska. Antyamerykańskie podejście rządu nijak się ma do podejścia samych Irańczyków. Podczas demonstracji tłum krzyczy "Śmierć Ameryce!", ale ludzie są nią zafascynowani, utożsamiają ją z rajem i wolnością, której sami nie doświadczają. Zdaniem Anny Iran jest krajem paradoksów. - Gdy opowiadasz o Iranie, wydaje się, że mówisz sprzeczności, ale tak to wygląda w rzeczywistości. Na przykład mówi się, że w Iranie dominują mężczyźni, że kobieta jest tam prawnie połową mężczyzny. Ale tak naprawdę kobiety są darzone szacunkiem - przepuszczane w drzwiach, na ulicy. W niektórych domach to one rządzą, a zgodnie z prawem nie powinny mieć nic do powiedzenia - opowiada Marcinowska. Podaje inny prozaiczny przykład: autobusy mają oddzieloną część dla kobiet i mężczyzn, z osobnym wejściem, ale zasada podziału płci nie obowiązuje w taksówkach. Na tylnym, trzyosobowym siedzeniu mężczyzna i kobieta siedzą obok siebie, nawet stykając się ciałami!

Wszystko dla pasji

Trzy miesiące przed powrotem do Polski ze stypendium Anna poszła przez przypadek na koncert tradycyjnej muzyki irańskiej. Wtedy pierwszy raz usłyszała na żywo daf - jeden z tradycyjnych instrumentów perskich, bęben obręczowy, który w środku ma pierścienie i może służyć za cały zestaw perkusyjny. - Ujęło mnie brzmienie, technika gry na tym instrumencie. Stwierdziłam, że zapiszę się na kurs gry - opowiada. Poszła na lekcje do studentki. Ćwiczyła codziennie, bo jak najszybciej chciała grać tak jak "oni". Po pięciu lekcjach nauczycielka stwierdziła, że niczego już nie jest jej w stanie nauczyć i poleciła jej jednego z mistrzów tego instrumentu - Emada Tohidiego, autora pierwszego podręcznika do nauki gry na dafie. Marcinowską ograniczały jednak finanse, ale postanowiła iść na jedną lekcję. - Na mistrzu wielkie wrażenie zrobił fakt, że ktoś z zupełnie innej kultury chce się uczyć grać na tym instrumencie. Powiedział, że nie weźmie żadnych pieniędzy i nauczy mnie wszystkiego, co tylko zdoła w tak krótkim czasie - mówi Anna. Od mistrza dostała płyty i książki, ćwiczyła codziennie. Z dziewięciu miesięcy jej pobyt przedłużył się do trzynastu, bo robiła wszystko, żeby zostać jak najdłużej. - Skończyły się pieniądze, nie było już możliwości przedłużenia wizy, musiałam wracać do Polski, ale gdzieś w podświadomości byłam pewna, że jeszcze przyjadę do Iranu - mówi.
Przez ostatni rok studiów odkładała pieniądze ze stypendium naukowego, żeby jeszcze raz pojechać do Iranu i uczyć się grać.

Dziewczyna napisała pracę magisterską, obroniła ją w 2009 r. i złożyła wniosek o irańską wizę. Sytuacja polityczna w Iranie była wtedy nieciekawa.

Wybory prezydenckie wygrał dotychczasowy prezydent Ahmadineżad, jego przeciwnicy byli zdania, że wyniki sfałszowano. W Iranie dochodziło do demonstracji i zamieszek między zwolennikami rządu i opozycji, o których głośno było nawet w polskich mediach. Mimo to Anna Marcinowska nie wahała się, kiedy dostała miesięczną wizę do Iranu. - Byłam taka szczęśliwa, że pojechałam nie wiedząc, gdzie się zatrzymam - opowiada. Już po dwóch tygodniach doszła do wniosku, że warto postarać się o przedłużenie wizy. Listy i podania napisała do każdej możliwej instytucji. Jej nazwisko znali we wszystkich irańskich ministerstwach, ale nikt nie umiał jej pomóc, bo ostatnie słowo należało do policji ds. obcokrajowców. Policjanci powiedzieli jej, żeby znalazła sobie lepszy powód, dla którego chce przedłużyć wizę - trudno im było uwierzyć, że jakaś Polka zostawiła rodzinę i narzeczonego, zrezygnowała ze studiów doktoranckich i przyjechała za uciułane przez rok pieniądze do Iranu, żeby się uczyć grać na dafie. - Powiedzieli mi, że mam dwa wyjścia. Mogę zostać, jeżeli wyjdę za mąż za Irańczyka albo jeśli będę studentką. Stwierdziłam, że łatwiej zostać studentką - nie ma to takich drastycznych konsekwencji jak ślub z Irańczykiem - przyznaje ze śmiechem Anna. Ponieważ mistrzowie dafu - Kamkar, Nazeri - do których chodziła na lekcje byli nią zachwyceni i stwierdzili, że będą ją uczyć za darmo, mogła opłacić studia w instytucie Dehkhody. Codziennie miała lekcję u innego mistrza, zamieszkała w akademiku, ale z trudem udawało jej się wyżyć. Próbowała uczyć polskiego i gry na fortepianie, ale przeżyła tylko dzięki gościnności Irańczyków, którzy zapraszali ją na kolacje lub obiady. - Kiedy w jednej z irańskich gazet ukazał się wywiad ze mną, znalazł się sponsor, który pomógł mi opłacić akademik - mówi. Trzydzieści dni zamieniło się w dziesięć miesięcy.

Ten inny Iran

Annie wydawało się, że po wyborach Iran stanie się bardzo zamknięty na obcokrajowców, że w kraju zapanuje większy rygor. Do walizki zapakowała długie, ciemne płaszcze, tzw. manta, bo myślała, że władze będą wszystkiego bardziej pilnować. - Rozprężenie obyczajów uderzyło mnie już na lotnisku. Gdzie ja jestem? - zapytałam. Kobiety w spódnicach po łydki, w butach na obcasach, sandałach. Chustki, które mają zakrywać włosy to pasek przez głowę. Na dodatek mocny makijaż... - opowiada. Kiedy była w Iranie na stypendium, codziennie zaczepiała ją policja obyczajowa, która pilnuje, czy dziewczyny dobrze się prowadzą. Upominano Annę, że ma np. spódnicę, kolorową chustkę na głowie, że widać jej kawałek szyi lub pasmo włosów, nosi sandały. Tym razem nikt jej nie zaczepiał.
- Kiedyś dla władz problemem było, że kobieta i mężczyzna siedzą blisko siebie na jednej ławce w parku, lub trzymają się za ręce. Teraz nikt do nich nie podchodzi i nie pyta o pokrewieństwo - stwierdza.

Ograniczały ją finanse, ale podróżowała w okresie irańskiego nowego roku, który wypada 21 marca w momencie wiosennego przesilenia. Wówczas Irańczycy mają dwa tygodnie oficjalnego wolnego, który spędzają na odwiedzaniu się. - Pierwszy raz zobaczyłam, jak obchodzi się nowy rok w dosyć tradycyjnej rodzinie - opowiada Anna, która odwiedziła wówczas m.in. irański Turkmenistan. Przed 21 marca Irańczycy robią generalne porządki. Ważny jest dla nich moment samego przesilenia - muszą go przeżyć razem niezależnie od tego, o której wypadnie godzinie. Wtedy w nowym ubraniu siadają przy tradycyjnym stole, tzw. haft sin, na którym znajduje się lustro, Koran, ocet, jabłko, złota rybka, zielenina i składają sobie życzenia. - Przez następne dni odwiedzają się nawzajem. Dużo w tym czasie podróżują, spędzają czas na świeżym powietrzu, na piknikach za miastem - mówi Marcinowska. Chociaż w irańskich kuchniach zwykle są stoły i blaty, najczęściej posiłki przygotowuje się i spożywa na podłodze, na rozłożonym obrusie, kocu, ceracie. W tradycyjnych rodzinach kobiety i mężczyźni często siedzą oddzielnie - bądź ze względów praktycznych (wszyscy nie zmieszczą się w jednym pokoju), bądź religijnych - kobiety mogą ściągnąć chusty i czuć się nieskrępowane obecnością lub spojrzeniami mężczyzn. - Po posiłku stół wygląda jak po uczcie w chlewiku. Na koniec pije się oczywiście herbatę. Irańczycy żartują, że jedzą posiłki w zasadzie po to, żeby potem napić się właśnie herbaty - mówi Anna.

Dwukrotnie przebywała w Iranie w czasie ramadanu, kiedy muzułmanie nie jedzą nic od wschodu do zachodu słońca. Jako obcokrajowiec mogła jeść, ale tylko po kryjomu. Zresztą było jej żal koleżanek z akademika, które przychodziły wymęczone po całym dniu na uczelni, ubrane w ciemne czadory w środku najgorętszego lata i nie mogły się nawet napić wody. Nie mogły zażyć nawet tabletki na ból głowy. Anna mówi, że bardzo religijne osoby nie łamią postu, zresztą nikt nie robi tego oficjalnie, ale po kątach ludzie coraz częściej podjadają.

- Ktoś bardzo ciekawie powiedział, że na zachodzie nie ma islamu, jako obowiązującej religii, ale są muzułmanie, a w Iranie jest islam, a nie ma muzułmanów i pod tym się podpisuję, bo tak to wygląda - stwierdza Anna. Mówi, że ludzie chcą uciec od religii, bo wkracza ona w każdą sferę ich życia. Irańczycy oficjalnie nie przyznają się do tego, bo za odstępstwo od wiary grozi kara śmierci, ale coraz częściej są zdania, że islam to niekoniecznie to, o czym mówią mułłowie (duchowni w islamie przyp. Red.)

***

Obecnie Anna zajmuje się tłumaczeniami z perskiego na polski i odwrotnie, próbuje popularyzować w Polsce daf, sama od 2008 r. gra w trzyosobowym zespole. Razem z dwoma kolegami - Mariuszem Koluchem i Jackiem Ziobro - wykonują na perskich instrumentach utwory inspirowane tradycyjną muzyką perską, arabską oraz turecką. Nagrali płytę, koncertują. - Uczyłam się grać dla siebie, nie byłam nastawiona na komercję i zyski z tego. Ten instrument mnie zaczarował, pokazał świat mistyczny, stał się ucieczką od rzeczywistości - przyznaje i stwierdza, że skoro już gra, to będzie próbować sprzedać to, czego się nauczyła. Znowu wybiera się do Iranu - chce jechać w lutym. Żaden mistrz dafu nie jest jej już w stanie niczego nauczyć, musi tylko ćwiczyć, więc do Iranu jedzie szkolić język i grać w tamtejszych zespołach muzycznych. Ciągnie ją do irańskich przyjaciół - Moja przyszłość to wielka niewiadoma. Może pojadę tam tylko na miesiąc, może na kilka, może rozpocznę tam studia. Iran jest tak ogromny i nieznany, że nawet żyjąc tam latami, nie zdążysz zobaczyć i dowiedzieć się wszystkiego - mówi Anna Marcinowska.

Izabela Frączek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski