Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jabłka, jabłka, ale jakie?

Liliana Sonik
Cały ten zgiełk. „W Polsce codzienne jedzenie jabłek ma teraz wymiar polityczny” – zachwycał się brytyjski „Guardian”. Oczywiście chodzi o akcję „Postaw się Putinowi – jedz jabłka, pij cydr”. Z jabłkiem w zębach fotografowali się politycy, celebryci i dziennikarze. Lans i pokazówka czy sensowny pomysł?

Mnie akcja się podoba, pod warunkiem, że zapoczątkuje solidną zmianę. Zmianę kultury produkcji i konsumpcji.

Sadownicy są w opałach. Wschodni rynek został zamknięty embargiem, a za chwilę zbiory. Branży śni się więc po nocach widmo bankructwa. A przy okazji okazało się, że jemy w Polsce mało jabłek. Dlaczego? Ano dlatego, że brak nam edukacji, którą skutecznie zabił PRL.

Dla przeciętnego Kowalskiego jabłka dzielą się na małe i duże lub na żółte, czerwone i zielone. Nic nie wiemy o testach smakowych, o klasyfikacji gatunków, o ich historii. Cechuje nas wtórny jabłkowy analfabetyzm. Niezawiniony zresztą. Bo niby skąd czerpać wiedzę? Producenci swoje zarabiali i nie widzieli powodów, by inwestować w informację.

Teraz powinni zatrudnić specjalistów, by opisali ofertę tak, aby pani Krysia z Kleparza umiała klientowi doradzić, które jabłka są dobre na szarlotkę, a które na galaretkę, jakie nadają się do kaczki, surówki czy naleśników. Powinna też wiedzieć, skąd pochodzą owoce, które sprzedaje. Bo jabłko z gospodarstwa w Psichkiszkach różni się smakiem od podobnego jabłka z Myszykiszek. Elementarne, drogi Watsonie.

Ogromniaste jabłka z przemysłowych upraw są mniej apetyczne niż oryginalne stare odmiany, których precyzyjne zastosowanie było oczywiste. Malinówki do schrupania przed Bożym Narodzeniem, czubatki – prosto z drzewa, ale też kiszone z kapustą; antonówki – do szarlotek i na rewelacyjne galaretki; te z rumieńcem mogą czekać nawet do Wielkanocy; kosztele, ulubione królowej Marysieńki, nie mogą, bo parcieją, ale na mus doskonałe.

A jabłeczniki, czyli wino? Cóż, z winem jabłkowym mamy kłopot.

Przed wojną wykonano ogromną pracę, by wina owocowe sklasyfikować i doskonalić. Najlepsze wytwórnie – Rektyfikacja Warszawska/ I Wileńska Spółka Win i Przetworów Owocowych/ Kujawska Wytwórnia Win/ Kamienica pod Bielskiem/ Fabryka Win Owocowych Stefana Tarczyńskiego – były nagradzane na wystawach.

Pisał Wacław Iwanowski: „Hodowcy twierdzą, że dla otrzymania pewnego typu wina należy wstępować na obraną drogę już przy tłoczeniu owocu, dobierając i doprawiając odpowiednio sok, stosując odpowiednie drożdże, kupażując surowe wina. Kierunek ten nie uznaje dosmaczania wina esencjami, toleruje jedynie barwienie karmelem, dodatek alkoholu stosuje jedynie jako lekarstwo w wyjątkowych wypadkach (wina chore)”.

Po wojnie wypracowaną markę utrupiono; władze ograniczały cukier, za to winopodobny szajs podkręcano lichym spirytusem. Nastała epoka „jabola” i „siary”. Poniewierały za kilka złotych. Coś się jednak zmienia. Choć używane od XVII wieku słowo jabłecznik odeszło da lamusa, w polskich wytwórniach powstają jabłeczniki zwane dziś cydrami. Czy szlachetne? To już inna historia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski