Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Armia Czerwona Proszowice wyzwalała

Aleksander Gąciarz
Grób, w którym leży Wanda Girtler z Proszowic, ofiara NKWD
Grób, w którym leży Wanda Girtler z Proszowic, ofiara NKWD FOT. ALEKSANDER GĄCIARZ
Historia. 70 lat temu z miasta zostali wyparci okupanci niemieccy. Nacierających na nich Rosjan oczekiwano z nadzieją, ale i obawami, które okazały się uzasadnione.

Proszowice były ważnym punktem oporu na tym odcinku frontu. Ich zdobycie otwierało drogę w kierunku Krakowa. Niemcy dobrze zdawali sobie z tego sprawę. Budowa umocnień, które miały powstrzymać napór Armii Czerwonej trwała od późnego lata 1944 roku. Przez kilka tygodni pracowały przy niej setki mieszkańców pod niemieckim nadzorem.

Powstała linia bunkrów, zasieków, rowów przeciwczołgowych, których pozostałości można oglądać do dzisiaj. Tysiące godzin pracy, setki ton przerzuconej ziemi i wylanego betonu powstrzymały radzieckie natarcie zaledwie na dwa dni.

Najbardziej sprzeczne pogłoski

Atak na Proszowice rozpoczął się 15 stycznia. Cyryl Priebe, nauczyciel wysiedlony z Poznania i mieszkający w czasie wojny w podproszowickiej Szreniawie, dowiedział się o tym od ojca jednego ze swoich uczniów, który miał kontakty z Niemcami.

– Niebawem cała osada zaczęła trząść się od najbardziej sprzecznych pogłosek – napisał w pamiętniku.

Za najlepszych znawców Rosjan podawali się uciekinierzy spod Lwowa, którzy trafili do Proszowic wraz z cofającymi się Niemcami.

– Zaniepokojoną ludność uspokajali stwierdzeniem, że raczej przygotować się należy nie na śmierć, ale na doszczętne okradzenie.Podobnym oświadczeniom nikt wiary nie dawał.

Szli kupami, z rękami w kieszeniach

Niemcy obsadzili punkty oporu, ale widać było w ich szeregach rozprzężenie. – Niezwykłe wrażenie robiła niemiecka piechota, idąca kupami z rękami w kieszeniach, w głębokim śniegu w kierunku Krakowa. Niebawem olbrzymie konne niemieckie tabory zupełnie zapchały szosę na Kraków, bo jechały prędko i bezładnie – wspomina Priebe.

A ukrywający się w Pławowicach Arnold Szyfman pod datą 15 stycznia zapisał:

– W Proszowicach na Rynku i na głównych ulicach biwakują Niemcy przy rozbitych czołgach i uszkodzonych armatach i wcale nie tają, że jest niedobrze. Żołnierze są obdarci, zmęczeni, wielu z nich jest rannych.

Niemcy nadal byli jednak zdolni do walki. – Mimo że ponosili klęskę za klęską (…) potrafili jeszcze utrzymać żelazny styl pruskiej soldateski. Ale zachowanie się żołnierzy, ich pewnego rodzaju pokorność, smutne twarze, przewijający się w ich wzroku strach wskazywały, że zdawali sobie sprawę z tragizmu położenia – zapamiętał z kolei ukrywający się w Proszowicach Żyd Bernard Traub.

Strategiczne magazyny z wódką

Same walki o Proszowice były zacięte, ale nie trwały długo. Jako pierwsza zaatakowała 302 Dywizja Piechoty Aleksandra Klimenki, potem do walk włączyła się 32 Dywizja Piechoty Piotra Zubowa.

Rosjanie po ataku artyleryjskim sforsowali Szreniawę i nastąpił szturm na miasto. Doszło do ciężkich walk ulicznych. Według relacji, po zdobyciu miasta Rosjanie sami dali Niemcom szanse na przedłużenie walki. Powodem były... magazyny z wódką, zlokalizowane w siedzibie Związku Plantatorów Tytoniu.

– Gdy oddziały naszych oswobodzicieli do niej dotarły, zdawało się, że wojna ustaje. Gromady żołnierzy, dotąd krążących po mieszkaniach, tu się teraz zbiegły. Szoferzy samochodów porzucali je na ulicy. Miasto opustoszało z oddziałów czerwonej armii, za to wszystkie szosy wokół Pro­szowic zablokowane były stojącymi samochodami – wspomina Cyryl Priebe.

Bernard Traub relacjonował, że w chwili, gdy wydawało się, że Niemcy zostali definitywnie wyparci, mieszkańcy miasta wyszli z kryjówek, do których zeszli w obawie przed przelatującymi kulami.

Ten spokój nie trwał długo. Niemcy ulokowali się na stanowiskach obronnych po zachodniej stronie miasta i wykorzystując rozprzężenie po radzieckiej stronie, rozpoczęli ponowny ostrzał.

Ludzie znów zeszli do piwnic. – Przelatujące i pękające niedaleko, jak nam się zdawało, pociski były tak częste, że w pewnej chwili ogarnęła nas myśl, że zostaniemy żywcem pogrzebani – czytamy we wspomnieniach Bernarda Trauba. Złamanie niemieckiego oporu było jednak kwestią czasu. Według Trauba o ostatecznym wyparciu Niemców przesądziło wprowadzenie do walki ciężkiej artylerii.

Polowanie na kury, kozy i kobiety

Rosjanie stali się panami sytuacji. Według relacji świadków zapanował ogromny zamęt. Czerwonoarmiści szukali wszędzie wódki i jedzenia. Dochodziło do sytuacji groźnych, ale i groteskowych.

– Na końcu naszej osady mieszkała para staruszków. Oboje mieli po 80 lat. Mieli dwie kozy i kilkanaście kur całego dobytku. Mieszkali w stareńkiej, zapadającej się chatce z gliny i belek, krytej słomą. I tę chatkę odwiedziły setki oswobodzicieli. Spostrzegli, że jest w niej nieco drewna, zwłaszcza na strychu i w glinianych ścianach. Zastrzelili kozy, ukręcili łby wszystkim kurom, a chatkę rozebrali na opał – wspomina Cyryl Priebe.

Dorota Franaszkowa opowiadała natomiast na naszych łamach, że na porządku dziennym były gwałty na kobietach. – Sama znam nazwiska trzech kobiet, które padły ich ofiara. Jedna z nich w wyniku tego zmarła.

O gwałtach opowiedziała również niedawno Zbigniewowi Jeleniowi Zofia Olender z Proszowic, która w czasie okupacji pracowała na dworze rodziny Kamockich w Posiłowie. Z jej relacji także wynika, że żołnierze rosyjscy, poza gwałtami, dopuszczali się pijaństwa i okradania chłopów.

Po żołnierzach przyszło NKWD

Groźniejsi od rozpitych sołdatów okazali się jednak wkraczający za wojskiem enkawudziści. Już 16 stycznia w Kościelcu została zamordowana siostra Doroty Franaszkowej, łączniczka AK Wanda Girtler.

Zginęła, gdy z meldunkiem wysłał ją Leopold Bochnak ps. Piotr, zastępca inspektora rejonowego Inspektoratu AK „Maria”. Według siostry zdradził ją ubiór. – Była ubrana w narciarskie buty i spodnie, krótki półkożuszek. Wiejskie dziewczyny nie chodziły tak ubrane – relacjonuje.

Wanda Girtlet jest pochowana na proszowickim cmentarzu, w sąsiedztwie głównego wejścia na jego starą część. Kilkadziesiąt metrów dalej znajdują się zbiorowe mogiły żołnierzy radzieckich, których w rejonie Proszowic poległo w styczniu 1945 roku około 560. Liczba ofiar po stronie niemieckiej nie jest znana.

Po wejściu NKWD fatalny los spotkał wielu miejscowych właścicieli ziemskich. Tadeusz Dziedzicki z Klimontowa został na oczach pracowników skatowany i popędzony na powrozie na wschód. Zmarł w sierpniu 1945 roku w obozie w Krasnowodsku.

Z Rosji nie wrócił też właściciel Wierzbna Teofil Szańkowski. Bohdan Thugutt z Nagorzan przyjechał do Polski, ale jako kaleka. Lista ofiar „wyzwolenia” jest znacznie dłuższa...

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski