MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jasełka rodem z piekiełka

Redakcja
Fot. Aleksander Gąciarz
Szopka noworoczna. Wszelkie podobieństwo opisanych niżej historyjek do rzeczywistości jest przypadkowe, a kto myśli co innego, niech okład weźmie na głowę.

Odsłona I: Kucharz narobił bigosu

W wieczór lipcowy
Gwar włoskiej mowy
Wypełnił Rynek proszowski
Tłumnie tam bieży
Na dni młodzieży
Rzesza pielgrzymów beztroskich

Plecaki mają
Pieśni śpiewają
Niejeden niesie gitarę
Z czołem wesołem
Stanęli społem
I wszędzie słychać cantare

Burmistrz ich wita
I jego świta
A proboszcz częstuje chlebem
Wolontariusze
Przyjazne dusze
Zawsze pomogą w potrzebie

Każdy zazdrości
nam takich gości
Wielu do domów zaprasza
Rosół gotuje
Grilla szykuje
Słynna gościnność jest nasza

Pobożni młodzi
Więc nic nie szkodzi
Gdy w mej sypialni się schronią
Swoją Martynkę
Też na pielgrzymce
poznałem myśli łzę roniąc

Sielanka trwała
Tydzień bez mała
Lecz nie śpi licho diabelskie
Bigos zbyt tłusty
Z kwaśnej kapusty
Przerwał im chwile te sielskie

Już msza na Brzegach
Końca dobiega
Franciszek zamyka brewiarz
Im nie z papieżem
Mówić pacierze
Torsja wyrywa im trzewia

Dwa dni udręki
Gastryczne męki
Pamiętaj kucharzu polski
Italskie dania
Pizza, lazania
I kluski z sosem bolońskim

Odsłona II: Symulant się leczy

Na szpitalną izbę przyjęć
Wchodzi pacjent, z bólu wyje.
- O laboga, o laboga!
Bolą plecy, boli noga!
Boli brzucho, serce boli!
W boku strzyka, w gardle koli,
Drgawki i gorączka spora.
Szybko trzeba mi doktora.
Jest tu jaki?
- Kto się tu po nocy tłucze?
Ja moresu was nauczę!
Przyszedł, jęczy, hałasuje,
Tutaj ciężko się pracuje!
Noga boli, wielkie rzeczy.
Chory czeka, lekarz leczy.
Jak ma chęć.

- Pani doktor… - Czego?
- Krew mi idzie… - Z czego?
- Z nosa. - Z nosa? Chyba żarty.
Natręt trafił się uparty.
Płacą mi tu marne grosze,
Chcę się przespać, a tu proszę.
Przyjdzie toto i marudzi.
Jeszcze fartuch mi pobrudzi
Tą krwią, co mu z nosa cieknie.
Idźże mi stąd, bo cię trzepnę!

- Pani doktor... - Co tam znowu?
- Może coś od bólu głowy…
- Trzymajcie mnie, bo nie ręczę
za siebie. Znowu dręczy,
naprzykrza się, utyskuje.
Nie widzisz, jak tu haruję?
Właśnie mi się śnić zaczęły
Piękne lata, co minęły.
Kiedy doktor brzmiało dumnie,
Chorowało się rozumnie,
Miejsce znał w szeregu pacjent
A lekarz miał zawsze rację.
Chory pełen był pokory,
Lecz od tamtej błogiej pory
Wiek upłynął jak się zdaje
I zdziczały obyczaje.

- Pani doktor… - Jaki problem?
- Ja umieram... - A to dobre!
Dla mnie sprawa oczywista:
Tyś symulant szantażysta.
Chcesz mnie tutaj wziąć na litość
Lecz ja z łba wybiję ci to.

- Pani doktor… urwał zdanie
Upadł. Chyba już nie wstanie
Tak ofiarnie symulował
Że na izbie wykitował.
A że szwagier miał obiekcje
Więc kazali zrobić sekcję.
Powód zejścia się zachował:
Alergia na służbę zdrowia

Odsłona III: Szanta budżetowa, czyli bunt na pokładzie KliPRa Razem

Kapitan
Śpiewa na melodię Pożegnanie Liverpoolu

Zbudowałem sobie polityczny kliper
Dobry statek co żagli miał sto
Przez regaty wyborcze przemknął niczym szkwał
Koniczynową flotę posłał na dno

Ref.
A więc dzięki ci wiaterku zmian...
Za tę bryzę co przyniosła mi triumf
Już nową jakość w naszym porcie zaprowadzić czas
Niech proszowicka przystań cieszy nas znów

Zwerbowałem załogę dzielną na ten rejs
Każdy młody i żeglarz na schwał
A że w starej ekipie werwy było mniej
Mój szybki kliper ciężką klęskę jej dał

Ref.
A więc dzięki ci wiaterku zmian…

Na burcie napis „Razem” błyskał pośród fal
W ładowni piętrzył się wyborczy łup
I tak jak Nelson dawno temu podbił Trafalgar
Ja gminę moją małą miałem u stóp

Ref.
A więc dzięki ci wiaterku zmian...

Syrena
Dobrze się wiodło kapitanowi
W tej proszowickiej przystani
Tu zdecydował, tam postanowił
Chwalił, pospieszał i ganił
Basen dokończył, dłużników ścigał
Choć mieli o to pretensje
Byłby plan cały wdrożył w trymiga
Lecz potknął się o subwencje
Orzekł admirał od wszystkich statków:
Przejrzałem raport i wiecie...
Wyście tam kiedyś nie brali datków
To sobie radźcie jak chcecie.

Kapitan
Dziura w budżecie jak dziura w burcie
Co zrobić jasna cholera!
Piszmy do posłów: groszem wspomóżcie
Bo statek wody nabiera.
Lub weźmy kredyt, a co nam szkodzi
Bojaźń to skutek nieuctwa
Bliższa mi dziura w poszyciu łodzi
Niż w dali widmo bankructwa

Rachmistrz okrętowy
Nie nasza wina, że władza stara
Za ster trzymała zbyt luźno
Ja się jej błędy naprawiać staram
Lecz zaraz będzie za późno

Kapitan
Przyślijcie deski, gwoździe i młotek
I spieszcie się, bo toniemy
A gdy ktoś pyta, skąd te kłopoty
Ja odpowiadam: to nie my

Marynarz I
Nasz kapitanie nie tędy droga
Inaczej zwalczmy ambaras
Radzimy tobie jako załoga
Za burtę wyrzucić balast
Meble z kajuty, wazon z kubryku
Portrety przodków ze ściany
Statek nie zada takiego szyku
Lecz będzie uratowany
A gdyby nadal wody nabierał
Tak jak Titanic przed laty
Kilku najcięższych wśród pasażerów
Rzucimy w morze na raty

Pierwszy oficer
Co wy mówicie, to jest szaleństwo
Na to nie można dać zgody
Ja poręczyłem im bezpieczeństwo
Żaden nie chlupnie do wody
Portrety, szafy, ozdobne łoże
Wyrzućmy, choć żal i boleść
Lecz pasażerów rzucać do morza
Nie! Na to ja nie pozwolę

Marynarz II
Jeśli nie chcecie pozbyć się ludzi
Wyrzućmy z kajut ich bagaż
Zamiast się lenić, jątrzyć i judzić
Na rejach będą pomagać
Ci co w potrzebie próżno ich szukać
Przy sterze i takielunku
Za to gdy bałwan w luki zastuka
Najgłośniej krzyczą ratunku
Nie trzeba nimi karmić rekinów
Można ich spuścić w szalupie
Najwyżej przyślą plik anonimów
Z hotelu na Gwadelupie

Kapitan
Moi żeglarze, załogo moja
Myślałem o tym noc całą
Jako kapitan wam ustępuję
Przed argumentów nawałą
Co drugi żagiel zdejmijmy z masztów
Steru niech starczy półkole
Do morza wrzućmy resztę balastu
Zostawmy tylko busolę
Pasażerowie niech dalej płyną
Z bagażem swoim nietkniętym
Może czas będzie jeszcze go wyjąć
I cisnąć w morskie odmęty
Boję się tylko czy z resztką żagli
W ogóle z miejsca ruszymy
Wiatr nam ucieka i czas nas nagli
A wciąż na redzie stoimy
Inni już znikli za horyzontem
Mknąc na spotkanie przygody
My wciąż przy brzegu z całym transportem
Z nudów plujemy do wody

Załoga
Trudno! Jak życia spienione fale
Zmienne żeglarza są losy
Gdy tiszej płyniesz to budiesz dalej
Mawiają bracia matrosy
Jeszcze nam bryza żagle wypełni
I popchnie nas ku odnowie
Może się nawet marzenie spełni
I zbudujemy parowiec

Syrena
Zniknęła przystań za mgły firanką
I zniknął kliper w oddali
Czekam na niego każdego ranka
Czy się pojawi na fali
Ludzie widzieli go jak dryfował
Nic się nie zmienił podobno
Tylko na burcie od strony dzioba
Ktoś kreślił napis: Osobno.

TUROŃ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski