MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jedenaście miliardów wydane, a igrzyska mogą utknąć w metrze

Redakcja
Na dwa dni przed igrzyskami w Londynie zamiast podekscytowania jest niepokój. Na pierwszy rzut oka wszystko jest dopięte na ostatni guzik, ale jeden z nich, ten z napisem publiczny transport, trzyma się na pojedynczej, cienkiej nici.

LONDYN 2012. Transport publiczny jest w tej chwili głównym zmartwieniem organizatorów. Największa sportowa impreza roku jeszcze się nie zaczęła, a już pojawiły się olbrzymie problemy. Londyńczycy powoli tracą olimpijski spokój.

Jest duże ryzyko, że wkrótce w stolicy Anglii, w której mieszka osiem milionów ludzi, rozpęta się komunikacyjne piekło. I to nie tylko dlatego, że strajkiem grozi 10 tysięcy pracowników metra.

Testy wypadają fatalnie. W poniedziałek wieczorem na stadionie olimpijskim odbywała się próba generalna ceremonii otwarcia z udziałem 40 tysięcy widzów i artystów. Duża część z nich spóźniła się przez źle działające kolej i metro. Główna linia stanęła, tysiące ludzi musiały opuścić pociągi. Osoby odpowiedzialne za londyński transport ściągnęły na siebie gromy za tłumaczenia, że wszystkiemu winien upał. Teraz mają twardy orzech do zgryzienia - jak uchronić miasto przed paraliżem przy jeszcze większych obciążeniach. Dziś czeka ich następny sprawdzian, bo zaplanowana jest ostatnia próba generalna przed wielkim otwarciem.

A jak istotne jest metro dla londyńczyków, uzmysławia wczorajsze wydarzenie. Przejażdżkę ze stacji Wimbledon do Wimbledon Park zaliczyła pochodnia z olimpijskim ogniem. Potem sztafeta pobiegła dalej.

U mieszkańców trudno jednak dostrzec objawy sportowej gorączki. W Polsce podczas piłkarskiego Euro jej najczęstszym objawem było wywieszanie narodowych flag. Tu takiego obyczaju, przynajmniej na razie, nie zaobserwowano. Olimpijskie akcenty pojawiają się tu i ówdzie, ale odnosi się wrażenie, że igrzyska nie koncentrują na sobie społecznej uwagi. - Trzeba to jakoś przetrwać - słychać zewsząd.

- Trudno wymagać, żeby w ośmiomilionowym mieście wszyscy żyli tylko sportową imprezą. Mieszkańcy na razie najbardziej obawiają się o funkcjonowanie komunikacji - o to, czy na czas będą docierać do pracy. Podejrzewam jednak, że kiedy igrzyska się zaczną i organizacja nie będzie zawodzić, to ludzie coraz mocniej będą się w to wciągać. Byłoby świetnie, gdyby to był taki radosny festiwal - usłyszeliśmy od dziennikarza "London Evening Standard".

Na razie poza Stratford, gdzie znajduje się park olimpijski, życie toczy się jak gdyby nigdy nic, tysiące turystów robią miliony zdjęć, a Big Ben po cichu szykuje się do piątkowego występu. Rano ma dzwonić przez trzy minuty, w sumie uderzeń ma być ponad 40. To część projektu "All the bells" artysty Martina Creeda, który wymyślił, że wszystkie dzwony w Wielkiej Brytanii będą dzwonić jak najszybciej i jak najgłośniej od 8.12 przez 180 sekund. Na 12 godzin przed reżyserowaną przez Danny'ego Boyle'a (twórcę m.in. "Trainspotting" i "Slumdog. Milioner z ulicy") ceremonią otwarcia.

- Big Ben nie dzwonił poza wyznaczonymi godzinami przez ostatnich 60 lat. To pokazuje, jak wyjątkowe jest lato tego roku - komentują władze Londynu.

Wyjątkowe jest jeszcze coś: od dwóch dni panują tu upały. Ludzie wylegli wczoraj z domów i biur, dziesiątki osób odpoczywały na trawniku pod Opactwem Westminterskim, tysiące urządzały sobie pikniki w londyńskich parkach. 30 stopni Celsjusza tu to nie anomalia, ale przez ostatnie miesiące pogoda była podobno niezmienna jak pozycja królewskiego wartownika pod Pałacem Buckingham. Od marca prawie bez przerwy padało, było bardzo chłodno. Lato w Anglii nie potrwa jednak długo. Według prognoz typowa angielska pogoda wróci w piątek, w dniu otwarcia igrzysk.
Wtedy też serce Londynu zacznie bić dziesięć przystanków od stacji Westminster i Big Bena, w dawnej przemysłowej dzielnicy Stratford. Dziś po jej starym charakterze nie zostało już wiele śladów. Zainwestowano w to potężne środki, lwią część 11 miliardów funtów wydanych na igrzyska. Efekt robi wrażenie, choć teraz jest tu jeszcze pusto, a teren upstrzono namiotami i baraczkami. Kręcą się po nim głównie robotnicy, telewizyjne ekipy techniczne oraz mający ostatnie szkolenia wolontariusze.

Widać jednak, że projekt został zaplanowany w drobnych szczegółach. Również takich, że idąc do parku olimpijskiego, trzeba przejść przez potężną galerię handlową. Innej drogi nie ma. Z jednej jej części rozciąga się widok na wioskę olimpijską, eleganckie, piaskowe budynki, z których już każdy został oflagowany przez mieszkańców.

Park olimpijski jest ogromny - najwygodniej zwiedza się go piętrusem - a wycieczka po nim jest jak odkrywanie coraz ciekawszych atrakcji w wesołym miasteczku. Jego największy obiekt jest zarazem najsłabszym punktem. Konwencjonalny Stadion Olimpijski przy pekińskim "Ptasim Gnieździe" wygląda jak porucznik Borewicz przy Jamesie Bondzie. Ale reszta obiektów wzbudza zaciekawienie. Uwagę zwracają zwłaszcza olimpijska pływalnia, welodrom i hala do koszykówki, największa tymczasowa arena, jaką kiedykolwiek wybudowano na igrzyska. Po paraolimpiadzie zostanie zdemontowana, a jej elementy wykorzystane do innych inwestycji.

"Inspire a generation", zainspiruj pokolenie, to przewodnie hasło igrzysk. Londyńczycy mu ulegną, przeboleją nawet stojącą w centrum parku i przypominającą z daleka zmięty papierek z cukierka, wieżę ArcelorMittal Orbit za 23 miliony funtów, ale tylko pod jednym warunkiem - nie może stanąć metro. Dziś wydaje się, że tylko od tego zależy powodzenie tych igrzysk.

PRZEMYSŁAW FRANCZAK, Londyn

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski