MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jeśli Wojciechowski odejdzie, ja też to zrobię

Redakcja
Włodzimierz Lubański do polskiego futbolu wrócił po 36 latach Fot. Wacław Klag
Włodzimierz Lubański do polskiego futbolu wrócił po 36 latach Fot. Wacław Klag
Wrócił Pan do polskiego futbolu po 36-letniej przerwie, bo tyle czasu upłynęło od zakończenia przez Pana występów w Górniku Zabrze. Co zdecydowało, że został Pan wiceprezesem Polonii Warszawa do spraw sportowych?

Włodzimierz Lubański do polskiego futbolu wrócił po 36 latach Fot. Wacław Klag

ROZMOWA. - Bezpośredniego wpływu na grę drużyny nie będę miał. Bramek nie będę strzelać - mówi WŁODZIMIERZ LUBAŃSKI, nowy wiceprezes Polonii Warszawa, która dziś zagra gra z Cracovią

- To jest dla mnie nowe wyzwanie. Podjąłem się go po trzech tygodniach od pierwszej rozmowy z prezesem (i właścicielem - przyp. J.F.) klubu Józefem Wojciechowskim, który zaproponował mi funkcję wiceprezesa. Mam się zajmować sprawami związanymi ze skautingiem, transferami i współpracą z trenerem pierwszej drużyny.

- Był Pan wybitnym piłkarzem, grającym trenerem, trenerem, menedżerem FIFA, komentatorem telewizyjnym. W różnych okresach wymieniany był Pan w gronie kandydatów na selekcjonera reprezentacji, dyrektora drużyny narodowej, a nawet prezesa PZPN. Ale żadnej z tych funkcji Pan nie objął.

- Oficjalnie nie byłem kandydatem na selekcjonera, ja nie składałem takiej oferty. Funkcja prezesa związku była wymysłem dziennikarzy. Najbardziej realna była rola dyrektora kadry. Byłem po rozmowach z prezesem PZPN Grzegorzem Latą i selekcjonerem Franciszkiem Smudą. Nie było jednak kontynuacji tych rozmów, dlatego nie doszło do realizacji tego zamierzenia.

- Ma Pan 64 lata. To dobry wiek, by zaczynać nowy rozdział w życiorysie?

- Sam jestem ciekawy, jak się to wszystko ułoży. Zdaję sobie sprawę, że bezpośredniego wpływu na grę drużyny nie będę miał. Bramek nie będę strzelać. Moim zadaniem jest zrobić wszystko, żeby klub był dobrze zorganizowany, a drużyna jak najlepiej przygotowana do gry. Oczekiwania są bardzo duże. Zawsze wszystko weryfikuje wynik. Trzeba mi więc życzyć cierpliwości. Nie wiem tylko, czy prezes będzie cierpliwy.

- No właśnie. Szef Polonii znany jest ze swej - nazwijmy to - porywczości. Często zmienia nie tylko trenerów, ale i na przykład dyrektorów klubu. Nie boi się Pan, że "nadepnął na minę" i zostanie potraktowany jak inni podwładni Wojciechowskiego?

- Kiedy prezes Wojciechowski do mnie zadzwonił, nie było z mojej strony wahania, tylko przemyślenia. Wszyscy znają prezesa, wiedzą, jak się zachowuje, jakim jest człowiekiem. Nie wiem też, kto mnie mu polecił. Nie robię z tego problemu. Ktoś mnie zaproponował, ja podjąłem się nowego zadania. O wszystkim zdecydowała przede wszystkim rozmowa z prezesem, ustalenie zasad współpracy. Dzięki temu mogłem wrócić do polskiej piłki.

- Wcześniej czuł się Pan niedoceniany w polskim futbolu?

- Nie. Przecież byłem zapraszany na różne spotkania, do różnych środowisk, komentowałem mecze w telewizji, zostałem "Przyjacielem Euro". Byłem też przymierzany do różnych funkcji, aż w końcu otrzymałem konkretną ofertę. I z niej skorzystałem. Jestem pełen entuzjazmu. Kibice przyjęli mnie bez złośliwości. Jestem w kraju za krótko, by ocenić, jak przyjmuje mnie całe futbolowe środowisko. Z ludźmi, z którymi się spotykałem, bardzo często wspominaliśmy przeszłość.

- Jakie są oczekiwania szefa stołecznego klubu wobec drużyny?

- W sytuacji, w jakiej dziś znajduje się Polonia, są one bardzo wysokie. Mowa o trzecim-czwartym miejscu w ekstraklasie. Mam nadzieję, że te oczekiwania zostaną spełnione, ale w futbolu nie wygrywa się na zamówienie. Wykonanie tego zadanie nie będzie łatwe, bo jest kilka drużyn, które mają podobne cele.
- Pierwsze wyniki Polonii, odkąd objął Pan funkcję jej wiceprezesa, były słabe: tylko 1-1 u siebie z Górnikiem Zabrze w lidze i 1-3 w Gdyni z Arką w Pucharze Polski.

- To absolutnie niezadowalające wyniki. Niepokojące jest to, że nie wygraliśmy w lidze i słabo wypadliśmy w pucharze. W futbolu trzeba jednak umieć przegrać i pogodzić się z faktami, a potem jak najlepiej przygotować do następnego meczu. Będziemy pracować nad tym, żeby drużyna grała lepiej.

- Wojciechowski wyznał, że jeśli drużyna będzie osiągać słabe wyniki, rozstanie się z klubem. To bardzo śmiała deklaracja.

- Jeśli prezes Wojciechowski odejdzie, ja też odejdę, bo zostałem zaangażowany przez niego. Takie są koleje losu. To naturalne, że jeśli ktoś, kto cię zatrudnia, odchodzi, to ty też odchodzisz.

- Jak się Panu współpracuje z trenerem Jackiem Zielińskim?

- Trudno na razie mówić o współpracy. Dopiero parę razy ze sobą rozmawialiśmy. Jestem jednak zadowolony z tych rozmów. Zobaczymy, jak się to będzie dalej układało.

- Pojawiają się sugestie, że w przyszłości może Pan zastąpić Zielińskiego.

- To są sugestie dziennikarskie. Wykluczam powrót na trenerską ławkę. Ostatni raz siedziałem na niej przed rokiem, gdy byłem drugim trenerem Lokeren.

- Razem z Panem będzie współpracował, w roli dyrektora sportowego klubu, Kazimierz Jagiełło. Proszę go przedstawić.

- Znamy się bardzo dobrze. Od ponad 20 lat jest związany z belgijską piłką. Jest człowiekiem odpowiedzialnym, o dużym doświadczeniu sportowym i trenerskim. Prowadził drużyny na poziomie drugiej i trzeciej ligi, z jedną z nich awansował do półfinału Pucharu Belgii.

- Dziś Polonia zagra na boisku Cracovii, która ma inny cel niż "Czarne Koszule", ale tak samo potrzebuje ligowych punktów.

- Dlatego czeka nas bardzo trudny mecz, tym bardziej że dla Cracovii będzie to jedna z ostatnich szans, by się odbić od dna. Ambicją każdego zespołu jest zwycięstwo i z takim nastawieniem Polonia przyjedzie do Krakowa.

- Od spraw klubowych przejdźmy do reprezentacji. Trener Franciszek Smuda po meczu z Białorusią wypalił, że ma już niemal gotowy zespół na Euro 2012. Powiało wielkim optymizmem. Zbyt wielkim?

- Jeśli popatrzymy na nazwiska, jakie przewijają się w kadrze, to możemy powiedzieć, że Smuda ma solidny szkielet drużyny. Można wymienić siedmiu, czy ośmiu zawodników jako pewniaków do gry w podstawowym składzie, i nie popełnimy przy tym błędu. Większych zmian nie będzie. Można nawet powiedzieć, że Smuda ma dziesiątkę graczy, na których stawia. W bramce Szczęsny, w obronie Piszczek, Głowacki i Wawrzyniak, w pomocy Błaszczykowski, Murawski, Obraniak, Dudka i Mierzejewski oraz w ataku Lewandowski. Dyskusyjna jest obsada drugiego zawodnika na środku obrony. Widziałem w trzech meczach Perquisa i mogę powiedzieć, że nie wyróżniał się na tle innych, poza dobrą grą głową.
- A propos Perquisa... Coraz większa liczba obcokrajowców w polskiej reprezentacji budzi różne dyskusje na temat ich przydatności i motywacji do gry w naszej kadrze. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?

- Wielu polskich piłkarzy wyjechało za granicę z rodzinami w młodym wieku. Tam zapuścili swoje korzenie, zaczęli się piłkarsko rozwijać. Trudno się dziwić, że działacze klubowi rozglądają się za nimi. Największym futbolowym rynkiem są dla nas Niemcy. Dlatego Smuda stamtąd ściąga najwięcej graczy. Tego trendu się nie zatrzyma. Chciałbym jednak, żeby nasi kadrowicze mówili po polsku i śpiewali hymn w naszym języku.

- Ostatnio Robert Lewandowski niepochlebnie wyrażał się o deklaracji wiślaka Maora Meliksona, który dosyć niespodziewanie zgłosił chęć gry w polskiej kadrze...

- Melikson niepotrzebnie zrobił szum medialny ze swej deklaracji, a potem się wycofał z tego, co powiedział. Piłkarz powinien być zdecydowany - albo chcę reprezentować kraj swoich przodków, albo nie interesuje mnie gra w kadrze tego kraju.

- A skoro wspomnieliśmy o wiślaku... W drużynie "Białej Gwiazdy" występuje kilkunastu obcokrajowców. Polaków można policzyć na palcach jednej ręki. Jak te proporcje wyglądają w Belgii?

- Tam istnieje wewnętrzna umowa między klubami. Jest regułą, że w kadrze meczowej znajduje się pięciu lub sześciu Belgów. Pamiętam, jak pracowałem w Lokeren, to skład ekipy zaczynaliśmy ustalać od pięciu czy sześciu Belgów, a resztę graczy dopasowywaliśmy do nich.

- Polscy kibice narzekają, że nasza reprezentacja bardzo rzadko gra w kraju. Tym bardziej teraz, kiedy powstało kilka pięknych, nowoczesnych stadionów...

- Kwestiami organizacji meczów kadry zajmuje się firma Sportfive, która chce na nich zarobić. Od czasu do czasu mecze organizuje w Polsce, ale liczę, że będzie to robić częściej, bo kibice powinni się przyzwyczajać do tego, by przed Euro 2012 oglądać drużynę grającą w naszym kraju.

Rozmawiał Jerzy Filipiuk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski