MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jestem dobrą alternatywą dla rywali

Redakcja
Leszek Gowin Fot. Maciej Hołuj
Leszek Gowin Fot. Maciej Hołuj
ROZMOWA. Z LESZKIEM GOWINEM, kandydatem na burmistrza Myślenic - o kryzysie w samorządzie, trzymaniu się władzy przez osoby, które już się do niej dostały oraz polaryzacji społeczeństwa

Leszek Gowin Fot. Maciej Hołuj

- Będzie II tura?

 

- Myślę, że będzie. Jest trzech kandydatów i duże szanse, że dojdzie do dogrywki.

- Jak bardzo Pan wierzy, że się w niej znajdzie?

- To trudne pytanie. Myślę, że Platforma jako formacja jest dobrze postrzegana w Myślenicach. Poza tym, wyczuwa się, że mieszkańcy potrzebują zmian. A ja jestem dobrą alternatywą dla kontrkandydatów. Dlatego wierzę w przejście do II tury.

Z drugiej strony, jestem też realistą. Trzeba pamiętać, że decyzja o moim udziale w wyborach zapadła bardzo późno. Na kampanię nie miałem wiele czasu i wiem, że trudno będzie osiągnąć jakieś porywające poparcie. Ale liczę na dobry wynik.

- Dobry, to znaczy jaki?

- Jeśli na poziomie np. 20 procent, to będzie oznaczało, że moja wizja zmian nie jest bezpodstawna.

- I może się okazać, że Pański elektorat stanie się języczkiem u wagi.

- Też tak sądzę. Ale jestem daleki od tego, aby myśleć w sposób arogancki. Celem jest dla mnie fotel burmistrza, choć jeśli to się nie uda, mamy również cele pomocnicze - przede wszystkim wzmocnienie wizerunku formacji politycznej, która jest blisko społeczeństwa.

- Jeśli będzie II tura, a Pan do niej nie przejdzie - poprze Pan któregoś z kandydatów?

- Będzie to na pewno wymagało analizy. Proszę zwrócić uwagę, że jestem kandydatem formacji politycznej. I decyzja nie będzie zależała tylko ode mnie. Wchodzimy tutaj w obszar uprawiania polityki, a na tym polu nie ma prostych odpowiedzi.

- Skoro jednak przeforsował Pan swoją kandydaturę na Radzie Powiatowej PO, to również tutaj - jeśli dojdzie do takiej sytuacji - będzie Pan miał wiele do powiedzenia.

- Nie mogę temu zaprzeczyć. Myślę jednak, że dużo będzie zależało od zachowania kontrkandydatów i oferty, którą oni ewentualnie przedstawią.

- To, że Pan wystartuje okazało się zaledwie przed dwoma miesiącami. Nie żałuje Pan dzisiaj tej decyzji?

- Nie. Dlatego, że zdobyłem w tym czasie naprawdę wiele - z mojego punktu widzenia - cennych doświadczeń. Myślę tu o samej kampanii, ale też o działaniach, które powinno się prowadzić, jeśli myśli się o sprawowaniu władzy. Niezależnie od wyniku w wyborach, będę mógł z tego korzystać w przyszłości.

- Ma Pan żal do senatora Bisztygi, że jednoznacznie Pana nie poparł, mimo że jest szefem struktur powiatowych w Platformie? To w ogóle dość dziwna sytuacja.

- Myślę, że każdy ma prawo do własnej opinii. Nie chciałbym tego rozpatrywać w kategoriach żalu. Wiem, że to kwestia pewnej kalkulacji politycznej. Z drugiej strony, to nie jest tak, że w ogóle nie podejmujemy wspólnych działań. W czwartek składaliśmy razem wieniec przy Pomniku Niepodległości w Myślenicach.

- Traktuje Pan to symbolicznie?

- Myślę, że rzeczywiście należy traktować ten fakt jako pewien symbol. Tym bardziej, że inicjatywa wyszła ze strony Stanisława Bisztygi. Sytuacja jest trochę skomplikowana, bo senator był niewątpliwie zaskoczony moim przekonaniem, że jednak powinienem wystartować w tych wyborach jako przedstawiciel PO. Tymczasem ja cały czas podkreślam, że to był efekt wielomiesięcznego procesu, bo jeszcze na wiosnę nie przypuszczałem, że będę ubiegał się o stanowisko burmistrza.
- Mówi Pan: "w samorządzie potrzebne są zmiany" i "konieczna jest odrobina świeżości". Ale co konkretnie chciałby Pan zmienić?

- Samorząd przeżywa kryzys. Potrzeba mu trochę świeżości, a przede wszystkim zmiany, jeśli chodzi o styl sprawowania władzy. Osoby, które się do niej dostały, bardzo mocno się jej trzymają. Ja chciałbym przyczynić się do tego, żeby coraz bardziej liczył się taki sposób zarządzania gminą, aby u burmistrza widać było bardziej rękę menedżera niż polityka.

Bo samorząd to tak naprawdę władza lokalnej społeczności. Ludzie powinni angażować się w sprawy, które ich dotyczą. Nie można dopuszczać do sytuacji, w której dochodzi do sprawowania władzy autokratycznej. W niektórych przypadkach jest ona może skuteczna, ale istnieje ryzyko, że zatraci się w ten sposób naturalną skłonność mieszkańców do angażowania się w życie lokalne.

- A z czymś takim mamy do czynienia w Myślenicach?

- Zanim odpowiem, podam jeden przykład. Jechałem niedawno na groby bliskich aż pod Żywiec. Za Myślenicami zobaczyłem całkiem inny świat. Na całej trasie był może mały procent plakatów czy informacji o wyborach w porównaniu z tym, bo obserwujemy u nas.

- Ale to dobrze czy źle, że kampania jest w Myślenicach widoczna?

- Z jednej strony to oznacza, że jest ostra walka o władzę. Z drugiej - że jest powód do takiej walki; że jest duże niezadowolenie społeczne. Stąd moje przekonanie, że w Myślenicach zmiany są konieczne. Gdyby nie było takiego przekonania, to pewnie mielibyśmy tylko dwóch kandydatów na burmistrza. Nie byłoby tylu komitetów wyborczych...

Coraz bardziej razi mnie to, że władza tak ustawia pracę w kadencji, żeby na ostatni rok działania były najbardziej spektakularne i widoczne.

- Na jakich wyborców liczy Pan szczególnie? Uważa się Pan za kandydata, który może zebrać najwięcej głosów wśród - nazwijmy to bardzo ogólnie - inteligencji myślenickiej?

- Liczę oczywiście na wszystkich wyborców. Natomiast myślę, że mój - jeśli mogę tak powiedzieć - fenomen w tej kampanii polega na koncyliacyjnym podejściu do rozwiązywania problemów. Jestem zwolennikiem ewolucji, a nie rewolucji, bo uważam, że zmiany rewolucyjne - nawet jeśli są wynikiem buntu przeciwko jakiejś patologii - to z czasem same rodzą patologię.

Dlatego moja kampania nie jest agresywna, nie atakuję wprost kontrkandydatów.

- Nie czuje się Pan jednak trochę stłamszony w wyniku polaryzacji między zwolennikami Ostrowskiego i Kielana? Bo nie ukrywajmy, że ona istnieje, społeczeństwo jest podzielone.

- Pytanie, jaka jest siła tego środka. Bo grupy spolaryzowane mogą mieć np. 30 procent, ale równie dobrze 15 procent. Tego dzisiaj nie wiemy. Tak samo jak nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakimi przesłankami będą kierować się ludzie przy wyborze. One nie muszą być racjonalne.

Wybory to często "konkurs piękności". Ja bym tego nie chciał, bo to rodzi szerokie pole do manipulacji, także medialnej. I proszę mnie dobrze zrozumieć. Moim zdaniem relacje na linii władza - media - społeczeństwo nie są jeszcze uporządkowane. Same media ciągle przeżywają burzliwy okres.
Generalnie uważam, że - jakkolwiek to zabrzmi - częściej powinniśmy zwracać uwagę na etos, a marginalizować takie słowa jak PR czy spin doctor.

- Co dla Pana jako burmistrza będzie priorytetem w najbliższej kadencji? W programie wyborczym czytamy m.in. o chęci budowy parkingów wielopoziomowych, o otwarciu zalewu dla ruchu turystycznego. Co będzie najważniejsze?

- Wszystko jest ważne. Komunikacja to rzeczywiście duży problem. Ale ja bardziej zwracam uwagę na jeszcze inną rzecz.

Przede wszystkim powinno się zmienić myślenie o burmistrzu. To nie jest - jak nieraz słyszę - namaszczony władca, który sam musi decydować o wszystkim. Burmistrz ma stworzyć wokół siebie zespół ludzi do konkretnych zadań i w sposób kolegialny wypracowywać rozwiązywanie problemów. Czyli, po pierwsze, praca zespołowa.

Po drugie, burmistrz musi umieć zarządzać konfliktami, które rodzą się w każdej społeczności w sposób naturalny. U nas taki konflikt występuje np. czasami na linii miasto - okoliczne miejscowości. Każdy ma duże potrzeby i chce, żeby alokować środki właśnie u niego. Burmistrz powinien umieć rozwiązywać takie problemy.

- Ale dobry lider powinien również określić cel strategiczny na najbliższe lata.

- Dla mnie największą wartością naszej gminy są ludzie i potencjał, który w nich tkwi. Bardzo spodobała mi się aktywność mieszkańców Jawornika, gdy byłem tam ostatnio na spotkaniu.

A co jest celem strategicznym? Od 20 lat, jak mieszkam w Myślenicach, słyszę, że to miejscowość turystyczna. Dla mnie wyznacznikiem tego jest liczba miejsc noclegowych.

- Pod tym względem Myślenice nie mogą się za bardzo pochwalić...

- Dlatego daleko nam do takich miast jak Zakopane, Krynica czy Szczawnica. Żeby mówić o miejscowości turystycznej, musi być odpowiednia oferta. Myślenice oczywiście powinny do niej dążyć.

- Ale żebyśmy się dobrze zrozumieli: do czego Pan będzie dążył jako burmistrz. Czy chce Pan rozwijać markę turystyczną Myślenic czy zwróci Pan uwagę na coś innego?

- Mamy duże możliwości turystyczne, ale Myślenice są raczej miastem wypoczynku popołudniowego i weekendowego. Jest zalew, który powinien być otwarty dla ruchu turystycznego. Ciekawe rzeczy dzieją się na Zarabiu, szczególnie to, co robią młodzi. Mam tu na myśli Myślenicki Park Rozrywki oraz inne inicjatywy. Taką ofertę trzeba jak najbardziej promować.

Jednak wydaje mi się, że największą zaletą Myślenic jest przynależność do okręgu metropolitalnego Krakowa. W tej chwili jest taka tendencja, że ludzie, którzy pracują w dużym mieście, szukają swojego miejsca i coraz częściej mieszkają poza nim. To oznacza, że takie miejscowości jak Myślenice mogą bogacić się nie poprzez ruch turystyczny, ale to że stwarzają dobre warunki do osiedlania się. Jeśli ktoś wybuduje tutaj dom, zamelduje się, to wkrótce pójdą za nim pieniądze dla gminy.
 

- To bardzo częsty przypadek, ale miejscowościach blisko Krakowa - w Zielonkach, Michałowicach, Zabierzowie. Gmina Myślenice nie jest za daleko?

- Znam wiele osób, które - pracując w Krakowie - wybierają właśnie naszą gminę. I na to powinniśmy postawić. Zachęcać ludzi do osiedlania się na naszym terenie.

Rozmawiał

Remigiusz Półtorak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski