Fot. archiwum
Rozmowa z Gremem, raperem z Nowej Huty
- Nowohucki - wiadomo. Oryginalny, bo staram się mieć własny styl, więc może tak na wyrost. Gruboskórny, bo mam charakter gbura; zresztą należę do ekipy "Gruboskórnokrutnych", w której nawzajem nazywamy się gburami. A champion? Tak trochę samozwańczo. W mojej muzyce poruszam różne tematy, ale często działam w nurcie braggadocio, gdzie chodzi o to, żeby przekonać kogoś przechwałkami, choćby były nie wiem jak oderwane od rzeczywistości, że ma się pewne umiejętności. To autoreklama, ale z dystansem. Bardziej rozrywkowa wersja rapu. Często się tym param, stąd champion.
- Czym jeszcze się zajmujesz?
- Studiuję filologię słowacką. Poza tym pracuję jako korektor. Mam trochę różnych zainteresowań. Ale jeżeli jestem "znany", to z tego, co robię na gruncie muzycznym. Zajmuję się muzyką od około 12 lat.
- Urodziłeś się w Nowej Hucie, czy to miało wpływ na Twoją muzykę?
- Nie wiem, pewnie tak. Tam się wychowałem, a to na pewno jakiś wpływ na mnie miało. Ale nie wydaje mi się, że jestem stereotypowym nowohucianinem. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy w Hucie jest wielu stereotypowych nowohucian. Bo media utworzyły dość wyraźny obraz mieszkańców Nowej Huty. Ale rzeczywiście mieszkam w bloku, na osiedlu, a rap to muzyka kojarząca się z blokowiskami, muzyka zwykłych ludzi.
- Jeśli chodzi o muzykę, to co uważasz za swój największy sukces?
- Chyba to, że nadal się tym zajmuję. Mimo że przez wielu postronnych ludzi nie jest to odbierane jako poważne zajęcie, które przystoi gościowi w moim wieku. Wiem, że są i starsi raperzy, ale już bardziej zaistnieli w biznesie muzycznym. Ja siedzę nadal w podziemiu, co wiele osób uważa za całkowity brak sukcesu. Ale ja dzięki muzyce zwiedziłem dużo ciekawych miejsc i poznałem wielu fajnych ludzi. Bo rapem zajmuje się wielu wartościowych ludzi, wbrew temu, co widać w telewizji. Gdybym odbierał rap tak, jak jest pokazywany w mediach, miałbym o nim prawdopodobnie takie samo zdanie jak ludzie, którzy są mu przeciwni. Może i sam w pewien sposób jestem przeciwny rapowi...
- Jak to? Przecież uprawiasz rap...
- Nie podobają mi się treści przekazywane przez niektórych raperów. Są niebezpieczne. Pochwała przemocy, chciwości... To teraz bardzo popularne tematy; mam wrażenie, że dominujące. Kiedyś tak nie było. A niestety postaci, które przekazują takie treści, są autorytetami dla wielu, zwłaszcza młodych słuchaczy.
- Jaki przekaz jest w Twojej muzyce?
- Staram się wypowiedzieć na gruncie muzycznym w każdej kwestii, którą uważam za ważną lub ciekawą, i ukazać swój punkt widzenia. Albo po prostu, gdy mam pomysł na jakiś oryginalny kawałek - dla zabawy, swojej i słuchacza; wtedy może i bez głębszego przekazu. A upubliczniam to, bo uważam, że jest na tyle spoko, że ludzie mogą tego posłuchać. Upublicznienie może jest nawet efektem ubocznym tego, że piszę i nagrywam, bo w końcu robię to głównie dla siebie. Łapię się na tym, że gdy coś się zdarzy, ja myślę o tym, jak to zamienić na rymy. Automatycznie mój mózg przetwarza zdarzenia na kawałki. Więc rap to mój sposób na wyrażenie siebie.
- Forma autoterapii?
- Chyba tak. Słyszałem gdzieś, może nawet w jakimś kiepskim filmie, że połowa drogi do rozwiązania problemu to nazwanie go. Wiem, że niektóre z rzeczy, które teraz mówię, mogą wydawać się dziwne, bo rap nie jest uznawany za sztukę, jest przez ludzi traktowany raczej z pobłażliwością. Mimo to uważam, że jestem twórcą, a może nawet artystą. Myślę, że to, co czuję, tworząc, nie różni się specjalnie od uczuć poetów, pisarzy czy malarzy. Inny jest produkt, ale to nadal sztuka.
Rozmawiała: Marta Mrozowska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?