Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Justyna Kolarz-Piotrowicz: Architektura to sztuka dyplomacji

Małgorzata Mrowiec
Małgorzata Mrowiec
fot. Anna Kaczmarz
Młody Kraków. Mają już pierwsze sukcesy na koncie i śmiałe plany na przyszłość. Przedstawiamy ludzi, którzy wkrótce będą rządzić miastem.

Z baletu wyniosła przekonanie, że trzeba się uczyć od najlepszych i próbować im dorównać. To dlatego zdobywała zawodowe szlify u wybitnego włoskiego architekta Claudia Nardiego, zapukała do dobrych, poważnych biur. Ma świetne portfolio, robi doktorat i wie, co zmieniłaby w Krakowie.

Justyna wychowywała się wśród rysunków na kalce kreślarskiej i rapidografów, bo jej tata jest architektem. Do tego dziadek - konstruktorem. Wcale to jednak nie oznaczało, że jest z góry skazana na działanie w branży projektowej. I w dzieciństwie krakowianka marzyła o zupełnie innej przyszłości: chciała tańczyć.

- Od zawsze tańczyłam, to było całe moje życie. Byłam uczennicą Studia Baletowego, występowałam w spektaklach w Operze i Operetce Krakowskiej. Ostatecznie zafascynował mnie taniec współczesny w technice modern jazz - wymienia 31-letnia Justyna Kolarz-Piotrowicz. Została również instruktorem tańca współczesnego.

Ale też oprócz tańca Justynę pociągała i plastyka. Poszła na kurs rysunkowy, który potwierdził jej zdolności. A ostatecznie do wyboru architektury przekonała ją kreatywność związana z tą dziedziną: to, że tworzy się coś z niczego. Zresztą zaplanowała sobie, że będzie w ciągu dnia pracować w biurze, a wieczorami prowadzić zajęcia tańca.

Z baletu wyniosła przekonanie, że jeśli chce się coś osiągnąć, trzeba jeździć na warsztaty do osób prezentujących wysoki poziom, uczyć się od nich i próbować dorównać. Zastosowała tę zasadę do studiów i zbierania doświadczeń zawodowych. Szybko nauczyła się włoskiego i pojechała w ramach programu Erasmus na pół roku na Politechnikę do Turynu, potem na praktyki do biura w Mediolanie. Bo gdzie indziej uczyć się architektury, jak nie we Włoszech!

Czego nauczył ją Nardi

Marzyła się jej wtedy jeszcze praca u Claudia Nardiego, znanego florenckiego architekta (w Krakowie mamy budynek jego autorstwa - MOCAK). - Za każdym razem, gdy wychodziłam z biura w Mediolanie, widziałam reklamę Nardi. Była to reklama pralek o takiej nazwie, ale ja, patrząc na ten napis, wizualizowałam architekta Nardiego... - wspomina z uśmiechem usilne wyobrażanie sobie Włocha, które miało pomóc w osiągnięciu celu. Wróciła do Polski, obroniła pracę magisterską i akurat wtedy pojawiło się ogłoszenie: pracownia Claudio Nardi Architects szukała architekta w Krakowie, znającego włoski. Poszła na rozmowę i - dostała tę pracę.

Podczas pięciu kolejnych lat opracowywała wraz z Włochem, w studio we Florencji i w Krakowie, takie projekty jak np. Centrum Obsługi Inwestora w Krakowie (niestety dotąd nie powstało) oraz koncepcje konkursowe. Były to wizje m.in. ambasady RP w Berlinie, kompleksu biurowo-hotelowo-usługowego w Teheranie, szkoły muzycznej w Poznaniu, pawilonu wystawowego Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie.

Nardiego ceni za subtelną elegancję jego projektów, zabawę fakturą, światłem i jak najprostszymi formami. Podoba jej się, że przykłada dużą wagę do detali i do materiałów. - Od niego nauczyłam się określonego podejścia estetycznego - wyznaje krakowianka.

Architektura okazała się wielką pasją Justyny. Natomiast problemy zdrowotne zweryfikowały jej plany dotyczące tańca - jako 25-latka musiała się z nim rozstać. Inna rzecz, że zabrakło jej na taniec miejsca w grafiku. Architektura ją pochłonęła. Nie wystarczyła praca zawodowa: skończyła studia podyplomowe z wzornictwa i architektury wnętrz, zaczęła studia doktoranckie - pisze pracę i ma zajęcia ze studentami. - Lubię architekturę również po pracy - mówi. - Gdziekolwiek jadę, muszę zobaczyć ciekawy budynek, albo zaprojektowany przez wybitnego architekta. Kiedy wybieram się na wakacje, to np. na Biennale Architektury do Wenecji albo, jak teraz, na Manhattan.

Energiczna i samodzielna

Obecny szef Justyny, Artur Jasiński, zwrócił na nią uwagę ponad dwa lata temu. Jego biuro szukało młodych architektów, a ona wysłała CV. Jasińskiemu wpadło w oko portfolio krakowianki i zadzwonił. Justyna jednak była akurat ze studentami na warsztatach projektowych we Włoszech, nie odebrała.

Ale szansa powtórzyła się rok temu. 30-latka szukała dodatkowo możliwości zatrudnienia na uczelni. Przyszła do Krakowskiej Akademii, tzw. Frycza, gdzie Jasiński jest dziekanem Wydziału Architektury. - Zaczęliśmy sympatycznie rozmawiać. Nie mogłem zaproponować pani Justynie pracy w szkole, ale w biurze właśnie potrzebna mi była osoba, która by poprowadziła pewien projekt - wspomina architekt, kwitując, że los w końcu doprowadził do ich współpracy.

Pogodna, energiczna i samodzielna - tak szef opisuje Justynę. - I to jest dokładnie to, czego szukałem - podkreśla. Te cechy pozwoliły jej zająć się trudnym i odpowiedzialnym projektem - aranżacją wnętrz w wielkim biurowcu Axis, powstającym przy rondzie Mogilskim. Justyna opracowywała dokumentację projektową dla bardzo nowoczesnych wnętrz i koordynuje realizację. Jeszcze tej jesieni pracownicy koncernu, który wprowadzi się do budynku, wejdą do biur zaprojektowanych przez młodą architektkę.

Artur Jasiński nie ma wątpliwości: Justyna znakomicie wywiązała się ze swych obowiązków. - A teraz, po tym ogromnym budynku, będzie samodzielnie pracowała nad małą perełką przy ulicy Lubelskiej - dodaje. Chodzi o biurowiec, który ma zostać zaprojektowany jako plomba między istniejącymi budynkami. Malutki, a ładny - takie są plany. A co w dalszej przyszłości, zdaniem szefa, mogłoby stać się dziełem Justyny w naszym mieście? - Specjalizujemy się w budynkach biurowych, więc może kolejny fantastyczny biurowiec w jakimś ważnym miejscu w Krakowie? A może gmach Akademii Muzycznej? Życie pokaże - odpowiada.

Justyna najbardziej chciałaby zaprojektować budynek użyteczności publicznej. Najlepiej nie na wielkiej pustej działce, tylko wpisany w istniejącą tkankę zabudowy, z poszanowaniem dla niej. Wiedziałaby, jak to zrobić, miała swój udział w koncepcji (niezrealizowanej), która przekształcała teren z obiektami dawnej fabryki Erdal przy ul. Żółkiewskiego w wielofunkcyjny kompleks.

Co by zmieniła w Krakowie

Kraków przyszłości widziałaby z nowymi „przestrzeniami spotkania”. To z Florencji wywiozła przywiązanie do kultury przebywania razem na placu. Dlatego np. chciałaby, żeby odżył plac Biskupi. W parterach budynków ulokowałaby kawiarnie, galerie sztuki, a na placu stworzyła przestrzeń dla działań związanych z kulturą.

Gdyby przyszło jej projektować osiedle, byłoby tam wiele miejsc do spotkań (chciałaby, żeby mieszkańcy się znali) i zielone wewnętrzne dziedzińce.

Hotelu Cracovia, którego losy wciąż się ważą, nie wyburzałaby, tylko zamieniła w lofty lub pracownie. - Żal byłoby niszczyć budynek o takim detalu - mówi.

Pomysł na wielką płytę? - Można by zaprojektować penthousy na najwyższych kondygnacjach, może też przekształcić mieszkania na dwukondygnacyjne, wtedy byłyby lepiej doświetlone - zastanawia się architektka.

Doktorat pisze o architekturze ambasad - dialogu kultur kraju przyjmującego i wysyłającego. Pisze oczywiście z pełnym zaangażowaniem, o czym mogło się przekonać kilku ambasadorów i konsulów, których odwiedziła w placówkach dyplomatycznych na świecie (Warszawa, Berlin, Londyn, Rzym). Uważa, że architektura to sztuka dyplomacji.

Promotorem pracy Justyny jest Piotr Gajewski, profesor Politechniki Krakowskiej. Podkreśla, że jeśli chce się być spełnionym architektem, należy się trzymać pewnego scenariusza.

- Na początek trzeba zdobyć warsztat. Dobrze jest pracować w biurze, a nie robić fuchy i za prędko zakładać swój biznes, dlatego że po studiach za mało się umie. Po drugie dobrze mieć praktyki zagraniczne, bowiem to bardzo otwiera głowę. Po trzecie warto uczyć innych, bo człowiek sam uczy się wtedy formułować myśli i opinie, a także negocjować. I dobrze jest również pracować naukowo - żeby się rozwijać - mówi prof. Gajewski.

Justyna jest nie tylko uzdolniona, ale też idzie taką właśnie drogą, dlatego zdaniem promotora wybije się w tym zawodzie. Na razie za wcześnie o tym mówić, ale to specyfika tej profesji: do czterdziestki jest się młodym architektem, 30-latek to osoba na dorobku. - Alvar Aalto był starym człowiekiem, kiedy budował, a młody Le Corbusier tworzył okropne rzeczy... - dorzuca o największych prof. Gajewski.

Justynie marzy się jeszcze praca w Nowym Jorku. Na razie poleciała po raz pierwszy go zobaczyć. Stara się też znaleźć czas na odskocznie od pracy: jogę, kitesurfing i golf.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski