Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Już nie biją

Krzysztof Kawa
To nie jest pomyślny rok dla polskiego boksu. Nie tylko dlatego, że na ring padli dwaj najbardziej promowani i ciągle rozbudzający wielkie nadzieje Artur Szpilka i „Diablo” Włodarczyk. Także z tego powodu, że odeszli z tego świata kolejni wybitni pięściarze, jakich dziś w polskich barwach ze świecą szukać.

Jednego dnia w 1964 roku w olimpijskich finałach walczyło aż trzech biało-czerwonych - wszyscy przeciwko zawodnikom z ZSRR. Spośród nich nadal żyje tylko jeden, Marian Kasprzyk. Jerzy Kulej zmarł przed pięciu laty, Józef Grudzień w tym roku. Tak jak dwaj pozostali, Grudzień pewnie wypunktował rywala. Karierę rozpoczął zdobyciem złotego medalu olimpijskiego, czego później już nie zdołał powtórzyć, choć był tego bliski w finale cztery lata później.

Zmarły w marcu Andrzej Biegalski największy sukces odniósł podczas rozgrywanych w 1975 roku mistrzostw Europy. Był nie tylko znacznie młodszy od Grudnia, ale i ważył znacznie więcej. W finale urządził lanie Wiktorowi Uljaniczowi, reprezentantowi, a jakże, ZSRR. Niewiele zabrakło, by z potężnie zbudowanego sportowca trenerzy ulepili drugiego Władysława Komara albo wybitnego judokę. Wybrał jednak boks i do dzisiaj pozostaje jedynym „ciężkim” z Polski, który w najwyższej kategorii wagowej zdobył złoto na dużej mistrzowskiej imprezie.

Mimo to nigdy nie osiągnął popularności pokonanego przez George’a Foremana Lucjana Treli, o Andrzeju Gołocie nie wspominając, który w ME zdołał wywalczyć „jedynie” brąz (za to drugi na igrzyskach). Do tytułu wśród zawodowców usiłował doprowadzić Gołotę Lou Duva, amerykański trener, który zmarł sześć dni przed Biegalskim.

Od stycznia nie ma już z nami także Jana Szczepańskiego, mistrza olimpijskiego z 1972 roku, który cztery lata później, wraz z Jerzym Kulejem, zaistniał na ekranie w kryminale „Przepraszam, czy tu biją?”. Szczepański, którego kariera posłużyła za leitmotiv dla filmu „Klincz”, nawiązał dowspaniałych tradycji w wadze lekkiej zapoczątkowanych przez Aleksego Antkiewicza i Kazimierza Paździora, a kontynuowanych przez Józefa Grudnia. Dwa olimpijskie medale tego ostatniego trafiły do otwartego we wrześniu w hali Gwardii Warszawa muzeum boksu. Nosi ono imię Feliksa Stamma, trenera, któremu swoją wielkość zawdzięcza większość tu wspomnianych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski