Na wiosenne bukiety zupełnie się nie nadają. Zwiędną, nim zdążycie wrócić do domu. Jeśli zrywać, to tylko na lecznicze plastry. Zmiażdżone zieloniutkie liście, przyłożone na najbrzydsze rany, czynią cuda. Byle tylko nie zatrzeć oczu sokiem, bo nieco trujący.
Kiedyś wiejskie baby (niech mi wybaczą szacowne gospodynie, ale tak nazywają was mieszczuchy) poprawiały kolor wiejskiego masełka wyciągiem z płatków kaczeńców. Krzywdy nie robiło, ale za to osełki nabierały pięknej żółciutkiej barwy. I wyglądu masełka prosto od krowy. Jeśli macie oczko wodne, to nie dajcie się naciągnąć na kaczeńcowe zakupy. Za ociekającą wodą doniczkę krzyczą parę złotych. Zapamiętajcie kępę dzikich kaczyńców. Jak wrócicie za miesiąc, to w miejsce kwiatów pokażą się kolczaste kule. Owoce z nasionami. Zerwać, rozsypać przy sadzawce. I gotowe.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?