Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kandydat na radnego podsłuchiwał księży i opozycję. Donosił SB

Paweł Szeliga
Nowy Sącz/Krynica-Zdrój. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu orzekł, że kryniczanin Zbigniew P. jest kłamcą lustracyjnym. Tuż przed upadkiem PRL rozpoczął współpracę z SB.

Nagrania z mszy za ojczyznę sprzedawał za wódkę z Pewexu. Za informowanie o rozmowach księży z opozycjonistami dostał 4 tys. zł. Sąd nie miał wątpliwości, że 47-letni Zbigniew P., lektor w jednej z krynickich parafii, złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne i orzekł trzyletni zakaz wybieralności do parlamentu i samorządu.

- Złożone w 2003 r. oświadczenie, w związku z ubieganiem się lustrowanego o mandat radnego, było kłamliwe i miało na celu uniknięcie odpowiedzialności - stwierdził stanowczo sędzia Jerzy Bogacz.

Przydatny lektor

Zbigniew P. od początku utrzymywał, że nie współpracował z SB, choć w teczkach IPN jest skreślone jego ręką zobowiązanie do współpracy i zachowania jej w tajemnicy. Jest też pokwitowanie przyjęcia pieniędzy za wykonanie zleconych zadań. Polegały na inwigilowaniu opozycji i księży. SB wytypowało do tej roli Zbigniewa P., ponieważ był lektorem i miał bliskie kontakty z klerem.

Linia obrony kryniczanina opierała się na wywołaniu wrażenia, że był zagubiony w rzeczywistości PRL. Msze nagrywał, bo poprosił go o to jakiś mężczyzna tłumacząc, że to dla jego chorej matki. Pieniądze, na które powołuje się SB, były nie za współpracę, ale sprzedaż magnetofonu, której dokonał na komendzie Milicji Obywatelskiej.

- To dlaczego lustrowany podpisał odbiór gotówki swoim pseudonimem „Zbyszek” - dociekał sędzia Bogacz. W przypadku takich transakcji znaczenie ma jedynie podpis imieniem i nazwiskiem. Natomiast wiadomo, że w przypadku współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa wystarczył pseudonim. Zbigniew P. nie potrafił tego wyjaśnić. Wyznał jedynie, że od rozpoczęcia procesu przeżywa traumę, gdy ma złożyć podpis pod jakimkolwiek dokumentem.

- Przeraża mnie to, cały się wtedy trzęsę - opowiada Zbigniew P. - Jeśli za komuny cokolwiek podpisałem, to zrobiłem to nieświadomie. Sąd uznał te argumenty za niewiarygodne. Dowiódł, że lustrowany ośmiokrotnie spotkał się z esbekami.

Kandydatem na współpracownika został w lutym 1989 r., a w marcu zaczął wypełniać zadania. W kwietniu potwierdził gotowość do współpracy. Zakończyła się, gdy został powołany do wojska. Wszystko to działo się u schyłku systemu, który kilka miesięcy później się rozleciał.

Zgubiła go coca cola

Zbigniew P. tłumaczy swoje kłopoty ciekawością. Po sprzedaży magnetofonu zszedł do milicyjnej kantyny, żeby zobaczyć, jak wygląda coca-cola w butelkach. Wyprowadził go stamtąd milicjant. Kazał napisać zobowiązanie, że to, co widział zachowa w ścisłej tajemnicy. - I to zobowiązanie sprowadziło na mnie kłopoty - uważa Zbigniew P.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski