Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kandyduj na radnego i daj dobrze zarobić swoim znajomym

Grzegorz Skowron
Adam Kotucha startuje w wyborach do małopolskiego sejmiku z Nowego Sącza
Adam Kotucha startuje w wyborach do małopolskiego sejmiku z Nowego Sącza Fot. Anna Kaczmarz
Kontrowersje. Demokracja Bezpośrednia prowadziła w internecie nabór chętnych do startu w wyborach. Oficjalnie przyznawała, że nie chodzi tylko o dobro publiczne.

Szukając osób na listy wyborcze, komitety biorą pod uwagę przede wszystkim popularność potencjalnych kandydatów. Bo bez względu na to, na które miejsce trafią, mają zebrać jak najwięcej głosów na rzecz komitetu. Zu– pełnie innym tropem poszła Demokracja Bezpośrednia (DB).

"Demokracja bez hipokryzji" - przeczytaj komentarz autora >>

Pierwszą różnicą między nią a innymi komitetami był sposób poszukiwania chętnych do startu w wyborach samorządowych. DB prowadziła nabór kandydatów na radnych przez internet. Zgłosić mógł się każdy, kto tylko chciał.

– Poszło całkiem nieźle, bo udało nam się zarejestrować przynajmniej po jednej liście do sejmików w każdym województwie – mówi Adam Kotucha, 24-latek z Krakowa, student na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, przewodniczący DB. W Małopolsce partia ma listy w 5 na 6 okręgów wyborczych.

Ale „nowatorski” sposób rekrutacji kandydatów na radnych to drobna wątpliwość wobec nietypowych zachęt, jakie miały przyciągać do DB. „Praca radnego łatwa dla każdego. Dieta 2600 zł co miesiąc za 3 dni pracy” – można było przeczytać na stronie interneto­wej, na której prowadzono przedwyborczą rekrutację.

„Daj zarobić Twoim znajomym nawet 1500 zł za jeden dzień pracy” – to kolejny argument za startem z listy DB. „Każdy kandydat na radnego będzie mógł wskazać do 5 zaufanych osób do pracy w komisjach wyborczych. Każda osoba za jeden dzień pracy w Obwodowej Komisji Wyborczej otrzymuje 300 zł diety” – tak rozwinięto ostatnią zachętę.

Na portalu DB była też możliwość zgłoszenia się tylko do pracy przy liczeniu głosów, ale chętni „powinni rozważyć kandydowanie do sejmiku”. Dlaczego? Odpowiedź również daje DB – bo „każdy zarejestrowany kandydat do sejmiku będzie mógł wskazać 25 osób do komisji”.

– Czy przy tak dużym bezrobociu, zwłaszcza wśród młodych, proponowanie komuś pracy przy wyborach to coś nagannego? – pyta Adam Kotucha. I przyznaje, że o ile trudno było zebrać chętnych na radnych, to chcących trafić do komisji było bardzo dużo. – Startujący z naszych list nie wskazują tłumu swoich znajomych do komisji wyborczych, najczęściej rekomendują po jednej osobie – dodaje szef DB.

Według niego nie ma też nic złego w stwierdzeniu, że praca radnego jest łatwa, trwa tylko 3 dni w miesiącu, a dieta za nią to aż 2600 zł. – Radni uważają, że są władzą. Tymczasem radny to cieć, bez obrazy dla cieciów, który ma pilnować interesów mieszkańców – tłumaczy Adam Kotucha.

Dr Jarosław Flis, socjolog z UJ, przyznaje, że takie otwarte pokazywanie, że nie chodzi tylko o dobro publiczne, może budzić wątpliwości. – Ale przecież duże partie, dzieląc miejsca w radach nadzorczych czy stanowiska kierownicze w instytucjach, robią to samo, tyle że oficjalnie się do tego nie przyznają – podkreśla dr Flis. Według niego Demokracji Bezpośredniej bardziej może szkodzić promowanie wizerunku radnego jako osoby, która ma mało do powiedzenia. – To przecież zaprzeczenie demokracji – dodaje.

DB na swojej stronie wyborczej oferuje też usługi… outsourcingowe. Do tej partii mógł zgłosić się każdy inny komitet, który chciał, by rozliczenia finansowe można było prowadzić pod szyldem DB. Nie brała za to opłat, w zamian chciała na swoje listy kogoś, kto chce kandydować na radnego. Adam Kotucha nie ukrywa, że jego partia ma biznesowe podejście do wyborów. – To taka próba przełożenia działalności biznesowej na politykę, ale nic na tym nie zarabiamy. Każdy kandydat musi sam sfinansować swoją kampanię, my tylko pomagamy w jej rozliczeniu – wyjaśnia przewodniczący DB.

To biznesowe podejście widać także w internetowym sklepie partii. Można tam kupić podkoszulki z nadrukiem w cenie 80 zł. – Uzyskanie turkusowego koloru jest naprawdę bardzo kosztowne – podkreśla Adam Kotucha. Biały podkoszulek jest w tej samej cenie. To i tak nic wobec 40 zł, które trzeba zapłacić za znaczek. – Traktujemy go raczej jako coś, co przekazujemy osobom wpłacającym pieniądze na naszą działalność – tłumaczy szef DB.

Na razie ta działalność nie przynosi wielkich efektów. W majowych euro­wyborach DB uzyskała 0,23 proc. Ale widać postęp – we wrześniu w wyborach uzupełniających do Senatu kandydaci tej partii przekroczyli już 1 proc.

Partia, która chce wyjść z internetu

Demokracja Bezpośrednia nie ma programu gospodarczego i światopoglądowego, ale działa jak dobrze zorganizowana firma.

O Demokracji Bezpośredniej nie można się dowiedzieć z serwisów internetowych, nie piszą o niej gazety codzienne i tygodniki opinii, jej działacze nie błyszczą przed kamerami. Partia powstała w wirtualnej rzeczywistości i na razie w niej pozostaje.

– Ale to się wkrótce zmieni. W najbliższych wyborach samorządowych liczymy na zdobycie 8 procent głosów – zapowiada buńczucznie Adam Kotucha, przewodniczący Demokracji Bezpośredniej. Gdyby tak się stało, w ciągu zaledwie dwóch miesięcy mało znana partia poprawiłaby swój wynik ośmiokrotnie.

Na czym oparte są tak optymistyczne założenia? – Zarejestrowaliśmy listy z kandydatami do sejmików we wszystkich województwach, a to oznacza, że będziemy mieć ogólnopolski numer w tych wyborach i w sondażach przedwyborczych ośrodki badawcze zaczną nas uwzględniać – tłumaczy Adam Kotucha. Według niego DB jest tak samo popularna w internecie jak Nowa Prawica czy Twój Ruch, więc ma rzeczywisty potencjał wyborczy. – A niektóre internetowe sondaże dają nam nawet 10 procent – mówią działacze DB.

Do tej partii może należeć każdy, bez względu na światopogląd czy pomysły na gospodarkę. DB nie ma bowiem żadnego takiego programu, zależy jej tylko na wprowadzeniu mechanizmów bezpośredniego wpływu wyborców na to, co dzieje się w kraju.

Adam Kotucha przyznaje, że wybory samorządowe to raczej wstęp do przyszłorocznej walki o miejsca w Sejmie, bo to tam można zmienić system ustrojowy panujący w Polsce. Wzorem dla niego jest Szwajcaria, gdzie obywateli pyta się o wszystkie najważniejsze dla nich sprawy.

Na razie jednak partia nie może przebić się do świadomości publicznej, choć działa od marca 2012 roku. Impulsem do jej powstania była fala manifestacji w Europie przeciwko umowie międzynarodowej ACTA, na którą polski rząd się zgodził, ale po protestach Sejm jej nie ratyfikował. Drugi powód to odrzucenie przez posłów wniosku o referendum w sprawie podniesienia wieku emerytalnego, pod którym „Solidarność” zebrała aż 2 mln podpisów.

Tak jak na manifestacje młodzi ludzie zwoływali się za pośrednictwem internetu, tak też doszło do powołania komitetu założycielskiego Demokracji Bezpośredniej. – Nadal sieć to nasze główne pole działania – nie uk­rywa szef partii.

Strona internetowa DB jest skromna, ale można w niej znaleźć choćby sklepik z partyjnymi gadżetami. Koszulka z nadrukiem – 80 zł, znaczek 40 zł, ulotki (100 sztuk) – 20 zł, balony (10 sztuk) – 10 zł, flaga – 25 zł, wizytówki z wizerunkiem kandydata (1 tys. sztuk) – 100 zł.

Jest także oferta dla bezpartyjnych kandydatów, by rozliczali kampanię wyborczą razem z DB. Kilka komitetów na to przystało. Nie musiały za to płacić, ale wskazały osobę, która zgodziła się kandydować do sejmiku z list DB.

Innym sposobem szukania kandydatów było przekonywanie, że w ten sposób będzie można dać pracę przy wyborach swoim znajomym. Nie wszędzie pomogło. Szef partii, choć jest z Krakowa, musi kandydować z Nowego Sącza. – Ratowaliśmy listę w okręgu nowosądeckim, bo tam chętnych nie było – przyznaje. Ale za to podkreśla, że w Krakowie jest bardzo mocna lista, jest na niej m.in. znany pływak Konrad Gałka.

Co najważniejsze – mimo kłopotów z naborem DB udało się zarejestrować listy we wszystkich województwach, co oznacza, że dostanie darmowy czas antenowy w TVP i Polskim Radiu. I w tym DB upatruje swojej szansy na przebicie się do świadomości Polaków.

A co z wątpliwościami, że partii można zarzucić biznesowe podejście do polityki? – Nie zarabiamy na tym, nawet do tego dokładamy, a wszystkie dochody idą na działalność statutową partii. Zarząd naszej partii nie pobiera żadnych wynagrodzeń – zapewnia Adam Kotucha.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski