Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karkówka na obiad i... wdzięczność

Majka Lisińska-Kozioł
Natalka i Nikola pakują książki do nowych plecaków. Marzyły o nich i marzenie się spełniło.
Natalka i Nikola pakują książki do nowych plecaków. Marzyły o nich i marzenie się spełniło. FOT. ANNA KACZMARZ
Podziękowanie. Dla rodziny małej Julci – dzięki ofiarności naszych Czytelników udało się zebrać ponad 10 tysięcy złotych.

To było miesiąc temu. W sobotnim „Dzienniku Polskim” ukazał się reportaż pt. „Marzenie taty siódemki dzieci: żeby mnie było stać na niedzielny obiad”. Piotr Szczerba opowiedział mi w nim swoją historię.

Najpierw usłyszałam o Julce, dwudziestomiesięcznej dziewczynce, która od urodzenia choruje; jest pod opieką Hospicjum Domowego Alma Spei. Julka nie siedzi, nie mówi, nie potrafi sama jeść. Czasami tylko coś nuci, po swojemu. Po swojemu też tęskni za zmarłą mamą. – Myśleliśmy z Agatą, że wiele jeszcze przed nami – opowiada tata Julki. – Że będziemy patrzeć, jak nasze dzieci idą w świat, że doczekamy się razem wnuków. Tylko że Pan Bóg zdecydował inaczej.

Nigdy nie było im lekko

Pieniędzy na ogół brakowało, ale przez te dwadzieścia jeden lat bycia razem kochali się i wspierali. Piotr chciał mieć dużą rodzinę, pewnie dlatego, że jest jedynakiem. Dlatego cieszył się, gdy na świat przychodziły kolejne dzieci. Najpierw czterech synów, a potem trzy dziewczynki.

Julka urodziła się, gdy pracował w Niemczech. Jakiś rok temu wrócił na urlop, żeby zobaczyć córkę. Żona mówiła, że dziewczynka urodziła się chora. Mała nie potrafi połykać ani ssać. Trzeba ją karmić przez gastrostomię, czyli przez pega wprost do żołądka. Obok jej łóżeczka stoi jeszcze kilka skomplikowanych urządzeń, które pomagają jej żyć. Są też zabawki, ale Julcia się nimi nie bawi. Patrzy na nie tylko ciekawie. Ale co sobie o nich myśli – nie wiadomo.

– Po urodzeniu Julci żona jakoś niedomagała. Poszła więc do lekarza. Diagnoza nie pozostawiała złudzeń – czerniak, nowotwór złośliwy i przerzuty do wszystkich narządów. – Do Niemiec już nie wróciłem. Obiecałem przecież żonie, że będę z nią na dobre i na złe. I że nie opuszczę jej aż do śmierci. A ona słabła z tygodnia na tydzień. Zmarła na moich rękach tuż przed Bożym Narodzeniem. Odeszła tam, gdzie nic jej już nie boli, gdzie znowu jest piękna i szczęśliwa.

Czytelnicy pomagają

Poruszeni losem siódemki dzieci i ich taty nasi Czytelnicy ruszyli z pomocą, której skali się nie spodziewaliśmy. Wpłaty na subkonto rodziny Julci, które udostępniła Fundacja Alma Spei prowadząca Domowe Hospicjum dla Dzieci – przekroczyły 10 tysięcy złotych. I dziś z dumą możemy powiedzieć, że marzenie pana Piotra się spełniło. Dzięki Wam, Drodzy Czytelnicy, wczoraj na niedzielny obiad była u Szczerbów karkówka z ziemniakami i z surówką. Tak jak się należy. Będzie też dobry obiad w następną i jeszcze kolejne niedziele. Zapowiadają się spokojne święta wielkanocne. Jest z czego dołożyć do codziennych zakupów, załatać domowy budżet, gdy braknie na ubrania i najpilniejsze potrzeby. Jeden z naszych Czytelników postanowił wpłacać na konto rodziny pewną kwotę co miesiąc – dziękujemy!

Pewna wrażliwa pani prezes kupiła Nikoli i Natalce wymarzone plecaki. – Dziewczynki szalały z radości – opowiada ich tata. – Spakowane do szkoły były już przed siódmą rano, choć wyjść wystarczyłoby o ósmej. Tak bardzo państwu dziękuję za tę ich radość. Mnie nie byłoby stać, by im ją podarować.

Dobre serce i wrażliwość mają też moje koleżanki i koledzy po fachu. W redakcji zebraliśmy ponad 1600 złotych i kupiliśmy rodzinie Szczerbów wszystko, co potrzeba do remontu zrujnowanej łazienki. Szkoda, że nie widzieliście, jak pan Piotr wybierał płytki, farby, kleje, kontakty, śrubki, pędzle, baterie. Miał wszystko przeliczone, wymierzone i przemyślane, a plan zakupów spisał na kartce.

– Chciałem ten remont zrobić rok temu, ale gdy żona się rozchorowała, wszystko inne przestało mieć znaczenie. Pieniądze były potrzebne na leczenie. Odkąd zmarła, muszę być przy Julci i dawać oparcie Natalce i Nikoli, dopilnować synów. O pracy zawodowej na razie nie ma mowy. Gdyby nie dobrzy ludzie, o tej łazience nawet bym nie pomyślał. A tak umówiłem się ze szwagrem i za parę dni zaczynamy. Jesteśmy budowlańcami, damy radę. Muszę się tylko jeszcze uszczypnąć, czy mi się to czasem nie śni.

To nie koniec dobroci

Po opublikowaniu reportażu do naszej redakcji zadzwoniła prezes Stowarzyszenia „Piękne Anioły”. – Pomagamy remontować pokoje dla dzieci i tak je urządzamy, żeby każdy człowieczek miał swoje miejsce w domu. Na dniach jedziemy do pana Piotra. Chcemy, by mała Julcia, tak bardzo już doświadczona przez los, i jej dwie starsze siostrzyczki miały własne kąciki w domu. Mam nadzieję, że się to uda – mówi Katarzyna Kacperska-Hołuj z „Pięknych Aniołów”.

Drodzy Czytelnicy, za dobre serce, za kilka słoików miodu, które Teresa podarowała rodzinie, za przywrócenie wiary w to, że choć los bywa okrutny, to ludzie są jednak dobrzy – bardzo Wam dziękujemy.

Dziękuje też Julcia – po swojemu, bo przecież nie umie mówić. Jej siostry dzięki Wam uśmiechają się do nowiutkich plecaków, a jej bracia klepią tatę po ramieniu i mówią: – Ojciec, będzie dobrze, nie rozklejaj się. Faceci nie płaczą.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski