Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kasia i Andrzej przeżywali najszczęśliwszy okres w swoim życiu. Przerwała go tajemnicza śmierć

Anna Agaciak
Katarzyna Deja i Andrzej Klimas promienieli szczęściem. Tak wspominają ich znajomi i przyjaciele
Katarzyna Deja i Andrzej Klimas promienieli szczęściem. Tak wspominają ich znajomi i przyjaciele Archiwum prywatne
Kontrowersje. Przyjaciele i znajomi Andrzeja Klimasa nie mają wątpliwości, że dwa lata temu doszło do nieszczęśliwego wypadku. Tymczasem towarzystwo ubezpieczeniowe, w którym pracował nieżyjący już mężczyzna, uznało jego śmierć za samobójczą. Dlatego nie zamierza wypłacić rodzinie pieniędzy z jego polisy. Narzeczona i siostra zmarłego postanowiły walczyć o dobre imię Jędrka.

Andrzej Klimas miał 33 lata i - jak twierdzą jego siostra i narzeczona - przeżywał najcudowniejszy okres w życiu. - W końcu znalazł pracę, którą lubił, odnosił w niej sukcesy, myślał o małżeństwie, kupnie mieszkania, tryskał entuzjazmem - opowiadają obie kobiety. Ten szczęśliwy okres przerwała jego niespodziewana śmierć - podczas... imprezy integracyjnej w jednym z najekskluzywniejszych hoteli w Wiśle. Mężczyzna został znaleziony martwy na dachu hotelowego basenu.

Pracował w towarzystwie ubezpieczeniowym Pramerica od pięciu miesięcy. Wykupił w nim, podobnie jak inni koledzy, polisę na życie, do której upoważnił narzeczoną i siostrę. Początkowo Pramerica obiecywała natychmiastową wypłatę. Kobiety nie dostały jednak pieniędzy. Firma twierdzi, że Andrzej Klimas popełnił samobójstwo, a zgodnie z prawem do dwóch lat, od chwili wykupienia polisy, wypłata w przypadku samobójstwa się nie należy.

Szczęśliwy rok

Kasia i Andrzej znali się niecały rok i przez ten czas mieszkali razem. On: z wykształcenia ratownik medyczny, rodem z Cieszyna. Ona: studentka filologii angielskiej. Opowiada, że w Krakowie Andrzej początkowo pracował jako barman w klubach na Kazimierzu, był także zatrudniony w markecie budowlanym. Nie zarabiał wiele, ale był pogodnym, ciepłym człowiekiem. Wszyscy go lubili.
Gdy zaczął pracować w Pramerica, stanął na nogi. Był chwalony. Elegancki, przekonywający, elokwentny, wierzący w to, co robi. Szło mu bardzo dobrze. Jego przyszłość rysowała się w kolorowych barwach. Zaczął mówić o ślubie, sprawdzać zdolność kredytową na zakup mieszkania.

Pogodne nastawienie do życia Andrzeja potwierdzają przyjaciele mężczyzny. Ewelina Gąsior, która przyjaźniła się z nim przez 10 lat, wylicza jednym tchem: - To był ciepły, kochający życie i ludzi chłopak, a ostatnio przeszczęśliwy. To był najlepszy okres w jego życiu - zapewnia.

Andrzej Grzesło, przyjaciel, trener tenisa i prezes klubu Sportowego Olsza podkreśla, że chłopak był zakochany po uszy i miał wiele planów na przyszłość.

Impreza integracyjna

W kwietniu 2012 roku Pramerica zrobiła dla swych najlepszych pracowników dwudniową imprezę integracyjną w hotelu w Wiśle. Pobyt był zaplanowany na piątek i sobotę. Andrzej dzwonił do Kasi zaraz po przyjeździe w piątek i mówił, że alkohol leje się strumieniami.

- Ostatni raz zadzwonił do mnie ok. godz. 20 w piątek - mówi Kasia. - W sobotę próbowałam się z nim skontaktować od samego rana. Nie odbierał.
U
czestnicy imprezy dopiero na śniadaniu zorientowali się, że Andrzeja z nimi nie ma. Zaczęli go szukać, ale bez skutku. Koło południa postanowiono sprawdzić hotelowy monitoring. Dopiero wtedy okazało się, że ok. godz. 1 w nocy Andrzej wysiadł z windy na 7. piętrze i skierował się do okna w końcu korytarza.
Obraz był kiepski, ale wynikało z niego, że mężczyzna wyszedł przez okno. Natychmiast sprawdzono ten ślad. Okazało się, że Andrzej leży na dachu basenu. Już nie żył.

Nie uzyskaliśmy informacji po sekcji zwłok, o której godzinie nastąpił zgon. Prokurator powiedział tylko, że między 1 w nocy a 12 w południe, kiedy go znaleziono - mówi Lucyna Klimas, siostra Andrzeja.

Zszokowane narzeczona i siostra pojechały na miejsce wypadku. Widziały monitoring, czytały notatki sporządzone przez policjantów i prokuratora. Szły też długim korytarzem, który Andrzej pokonał po godz. 1 w nocy. Zauważyły, że parapet okienny był tu dość nisko, poniżej bioder. Za oknem był szeroki gzyms, prawie metrowy.

Pracownicy Pramerica opowiadali kobietom, co pamiętali z tej feralnej nocy. Twierdzili, że Andrzej był bardzo pijany. Podejrzewali, że poszedł do okna zapalić, może usiadł na tym szerokim gzymsie. - Zapis z kamery był niewyraźny - mówią obie panie. - Kamera była na jednym końcu korytarza, a Andrzej wyszedł przez okno na drugim.
Z monitoringu wynikało, że Andrzej był sam, wyszedł przez to okno, a była głęboka noc. Zniknął w tym czarnym kwadracie.

Nie widać, czy usiadł na parapecie, czy usiłował siąść na gzymsie. Może położył się i spadł. Tego już się nie dowiemy.
Pani Kasia przyznaje, że na imprezach Andrzej nie wylewał za kołnierz. Po alkoholu jednak "odpadał". Nie miał mocnej głowy. Nie bardzo wiedział, co się z nim dzieje.
W dzień pogrzebu Kasia rozmawiała z jedną z koleżanek z pracy Andrzeja, która pomogła jej chłopakowi wsiąść do windy. Bardzo żałowała, że nie odprowadziła go do pokoju.
- Pytałam, czy coś mówił, pokręciła głową i stwierdziła, że był zbyt pijany, by rozmawiać - wspomina.

Ustalenia prokuratury

Prokuratura cieszyńska musiała wykluczyć udział osób trzecich w śmierci Klimasa.

- Ponieważ na nagraniu nikogo z Andrzejem nie było, od razu założono, że doszło do samobójstwa. Nikt nie sugerował wypadku, poszli na łatwiznę, nawet nie zastanawiali się, że pijany człowiek zachowuje się nieracjonalnie - opowiadają kobiety.
Badanie krwi denata wykazało 1,5 promilla alkoholu we krwi. Nie wiadomo, ile miał o godz. 1 w nocy. Kobiety podejrzewają, że dużo więcej.

- Samobójstwo to świadome targnięcie się na swoje życie, a w przypadku Andrzeja o tej świadomości nie może być mowy - zapewnia Lucyna. - Ze statystyk wynika, że ludzie popełniają samobójstwo pod wpływem alkoholu. Piją dla kurażu. Ale tutaj była impreza integracyjna. Pili wszyscy!

Ponieważ kobiety odwołały się od orzeczenia prokuratury, Sąd Rejonowy w Cieszynie stwierdził, że to, co się wydarzyło, może być zarówno wypadkiem jak i samobójstwem. Stwierdzono też, że na podstawie zgromadzonych do tej pory materiałów nie da się tego ustalić.

Tymczasem wysłany do Wisły pracownik Pramerica, zapoznał się z materiałem dowodowym i wcale nie brał pod uwagę orzeczenia sądu. Ustalił, że doszło do samobójstwa. Kobiety otrzymały pismo, że wypłata polisy Andrzeja im się nie należy.

Samobójstwo?

Wersja samobójstwa nie mieści się w głowach przyjaciół Andrzeja.

- Ta śmierć to jakaś ironia losu - mówi Ewelina Gąsior, przyjaciółka Jędrka. - On pracą w Pramerica był zauroczony. Wierzył w ubezpieczenia i w to, że pomagają one rodzinom, gdy zdarzy się nieszczęście. Mnie też chciał ubezpieczyć, byłam jednak sceptycznie nastawiona. A teraz, gdy Andrzej zginął na imprezie integracyjnej jego ukochanej firmy ubezpieczeniowej, jego rodzina nic nie ma z jego polisy. Według mnie upadły wszystkie jego ideały. Nigdy nie uwierzę w jego samobójstwo - stwierdza twardo.

Prezes Andrzej Grzesło uważa, że wmawianie rodzinie samobójstwa jest oburzające. - Poznałem go w 2010 roku. Przyprowadziła go na treningi jego siostra Lucyna. Bardzo się polubiliśmy. Był bardzo dobrym człowiekiem, nikomu nigdy nie odmawiał pomocy. Traktowałem go jak syna, a on mnie jak najbliższą rodzinę. Mówił mi o swoich planach. Przedstawił mi Kasię - opowiada prezes.

Grzesło dodaje, że chłopak był zakochany po uszy. Wcześniej martwił się, że w markecie zarabia grosze. Gdy trafił do Pramerica, jego dochody stały się bardzo przyzwoite (sporo ponad średnią krajową), myślał o kupnie mieszkania i studiach. Prezes wykupił u niego ubezpieczenia dla rodziny. Namawiał też klientów klubu tenisowego.

- Gdy Kasia zadzwoniła, mówiąc co się stało, byłem w szoku. Z początku Pramerica obiecywała siostrze Jędrka i Kasi wypłatę polisy. Potem wykręcili kota ogonem, byle tylko nie płacić. To obrzydliwe. Gdy się o tym dowiedziałem, zrezygnowałem z ubezpieczenia. Po tym jak potraktowali Lucynę i Kasię, uważam polisy za oszustwo. Z tego, co wiem, wielu klientów Jędrka też zerwało umowy - dodaje trener Grzesło.
Przyjaciel Andrzeja mówi, że dziewczyny choć nie wierzą w samobójstwo chłopaka, chciały się poddać. - Ale ja im na to nie pozwolę. Żadna kwota im Jędrka nie zwróci, a obie były z nim bardzo związane i po jego śmierci bardzo zamknęły się w sobie. U nich się nie przelewa, muszą walczyć, także o dobre imię Andrzeja - kwituje.

Stanowisko Pramerica

Małgorzata Przychodzeń, rzeczniczka Pramerica, zapytana na jakiej podstawie towarzystwo uznało, że Andrzej Klimas popełnił samobójstwo, poinformowała, że Pramerica Życie TUiR SA, jako zakład ubezpieczeń, zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, zobowiązany jest do zachowania tajemnicy ubezpieczeniowej.

"W związku z powyższym nie jesteśmy uprawnieni do udzielenia jakichkolwiek informacji" - czytamy w nadesłanym do redakcji e-mailu. Zapewniono nas jednak, że Pramerica Życie TUiR SA "dochowuje najwyższych standardów obsługi klienta, w szczególności w procesie wypłaty świadczeń".

Jedna z uczestniczek imprezy integracyjnej w Wiśle (prosi o niepodawanie nazwiska) mówi, że Andrzej Klimas był dobrą duszą zespołu. Pojechał na imprezę w nagrodę za dobre wyniki. Opowiada, że wszyscy świetnie się tam bawili i nic nie wskazywało, że dojdzie do tragedii.

- Jego śmierć była dla wszystkich absolutnym szokiem. Nie było po nim widać, że ma jakieś problemy, ale przecież nie wiemy, co siedziało mu w głowie - zauważa.

Dodaje, że Andrzej znał drogę awansu w firmie i wiedział, że jeśli nadal będzie miał dobre wyniki w pracy, będzie mógł w firmie zarabiać jeszcze więcej niż dotychczas. W czasie imprezy nie rozmawiano jednak o pracy. Wszyscy mieli się dobrze bawić.

Kobieta nie dziwi się, że świadczenia nie zostały wypłacone rodzinie. Według niej tylko udowodnienie przez rodzinę, że doszło do nieszczęśliwego wypadku, mogłoby umożliwić wypłatę. Gdyby sąd wyraźnie orzekł, że doszło do nieszczęśliwego wypadku, towarzystwo nie upierałoby się przy realizacji polisy. Niezależnie, czy ta tragedia przydarzyła się pracownikowi Pramerica, czy obcej osobie, firmę obowiązują te same zasady.

Skrzywdzono Andrzeja

- Zakład ubezpieczeń może odmówić wypłaty świadczenia, gdy osoba ubezpieczona popełniła samobójstwo w ciągu dwóch lat od dnia zawarcia umowy ubezpieczenia na życie - przyznaje mecenas Dorota Dąbrowska. - Ale o samobójstwie można mówić tylko wtedy, gdy zmarły podjął działania ryzykowne celem pozbawienia się życia.

Według pani mecenas zakład ubezpieczeń, który odmawia wypłaty świadczenia z powołaniem się na samobójstwo ubezpieczonego, musi udowodnić przed sądem nie tylko to, że ubezpieczony podjął działania skutkujące utratą życia, ale przede wszystkim, że podejmując te działania, chciał umrzeć. - Udowadnianie zamiarów i woli drugiej osoby jest jednak sprawą niezwykle trudną - dodaje mecenas Dorota Dąbrowska.

Na przykład, ustalenia, że osoba ubezpieczona wypadła z okna, utopiła się, została przejechana na torach kolejowych przez pociąg - nie dowodzą popełnienia samobójstwa. - Celem skutecznego zwolnienia się z obowiązku świadczenia przewidzianego w warunkach umowy, ubezpieczyciel winien udowodnić umyślność działania osoby ubezpieczonej w kierunku popełnienia samobójstwa.

W razie niepodołania wyżej wymienionym obowiązkom dowodowym, zachodzą przesłanki do uznania zgonu osoby ubezpieczonej w wyniku nieszczęśliwego wypadku - mówi mecenas Dorota Dąbrowska.
Kobiety domagają się wypłaty polisy wraz z odsetkami. Nie wykluczają drogi sądowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski