Paweł Głowacki: DOSTAWKA
"Panowie! Po tym, co się stało, żadne panoptikum was nie przyjmie. Będziecie musieli zrezygnować nieco z waszych ambicyj. Ponieważ nie nauczono was, niestety, żadnych praktycznych zawodów, was, predestynowanych do czystej reprezentacji, ufundował mój przyjaciel kwotę, wystarczającą na zakupienie dwunastu katarynek ze Szwarcwaldu. Rozejdziecie się po świecie, grając ludowi ku pokrzepieniu serc. Dobór aryj do was należy.”
Było smutno, gdy zamilkł. W drewnianych piersiach Dreyfusów, Edisonów oraz innych Napoleonów – było pusto. Koniec marzeń ich przygniótł, lecz znieśli to z godnością, bez skrzypienia żalu. Nie wiadomo, dokąd ruszyli, już wolni, nie wiadomo, co i w jakich miastach grali ludowi ku pokrzepieniu serc. Za to wiadomo niezbicie, że inne zjawy z innego panoptikum, namacalne widma z imaginarium Tadeusza Kantora – Wieczny Wędrowiec i Dwaj Chasydzi z Ostatnią Deską Ratunku – 8 grudnia o 13.00, w rocznicę śmierci twórcy "Umarłej klasy”, kolejny, już 23. raz, jako Żywe Pomniki – zamarły na kwadrans przed bramą Cricoteki na Kanoniczej 5. I wiadomo, że pierwszy raz zawisł w powietrzu lęk, kłująca niepewność, co dalej. Czy to koniec?
Jan Książek, zgięty pod plecakiem wielkim jak góra, z szarymi walizami koło stóp. Wacław i Lesław Janiccy, w czarnych chałatach i z pejsami u rond ciemnych kapeluszy, uczepieni długiej deski. Czy staną za rok? A jeśli, to gdzie? Na Kanoniczej Cricoteki już raczej nie będzie. Więc? Staną i zamrą przed nowa siedzibą, za Wisłą, na bulwarach? W innym punkcie miasta? A jeśli, co przecież nieuchronne, sił im zabraknie, by dźwigać górę, by trzymać deskę – stanie ktoś za nich, by później stawać w każdą grudniową rocznicę? Nikt? Nikt – ani nowi, ani Książek i Janiccy – nigdy już nie zamrze na kwadrans?
Wieczny Wędrowiec. Chasydzi z Ostatnią Deską Ratunku. Z wszystkich namacalnych znaków fantastycznego teatralnego imaginarium Kantora – te zdają się być fundamentalne, prawie mitologiczne. Człowiek, który idzie, szukając uspokojenia. Ludzie uparcie ufający, że jednak ocaleją, choć przecież nie da się ocaleć. Indywidua te są początkami opowieści, co je każdy, kto na indywidua rok w rok 8 grudnia patrzy, snuć zaczyna samemu sobie. Jak w każdej potężnej metaforze – są w tych figurach zwały cierpkości, ciemny żwir nostalgii, jakiś sekret kolosalny, który nie daje spokoju. Jest w nich cała bolesna poezja, na jaką stać było Kantora. Bez ich obecności uporczywej sztuka jego będzie tylko archiwum pełnym dat, tytułów, biletów i recenzji. Będzie tylko obojętnym chłodem.
Dlatego powtarzam: co dalej? Staną jednak? Będą stawać? Czy też – abdykacja? Zniknięcie? Konieczne to? Nieuchronne? Ostatnie pożegnanie, po czym w dalekim mieście kręcenie korbkami katarynek ze Szwarcwaldu, granie ludowi ku pokrzepieniu serc, kręcenie aryj wybranych przez kataryniarzy – przez Wiecznego Wędrowca i Chasydów z Ostatnią Deską Ratunku? Czy tak? Byłoby smutno tu. Byłoby pusto.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?