PO próbuje robić wszystko, by PiS w czasie kampanii wróciło do ostrej retoryki związanej z katastrofą smoleńską. PiS natomiast niczym ognia uciekać będzie od tego tematu przed wyborami. - Oczywiste jest, że oba stronnictwa kierują się taką logiką, bo im się ona opłaca - mówi dr Sergiusz Trzeciak, wykładowca marketingu politycznego w Collegium Civitas.
PiS musi zabiegać o swoich „miękkich” zwolenników. To osoby, które dziś w sondażach opowiadają się za partią Jarosława Kaczyńskiego, jednak łatwo mogą się zniechęcić do PiS. Powodem może być np. nachalna propaganda w sprawie katastrofy smoleńskiej. Ten rodzaj wyborców nie lubi wszelkich skrajności, ceni umiar, a przede wszystkim nie jest przywiązany do żadnej formacji.
Wyłamał się tylko prezes
- Według mnie, PiS doszedł teraz do tzw. szklanego sufitu. Ma mniej więcej stały żelazny elektorat - mówi dr Trzeciak, autor książki „Drzewo kampanii wyborczej, czyli jak wygrać wybory”. W ocenie prof. Mikołaja Cześnika, politologa z PAN, zapewniłby on PiS jednak tylko kilkanaście procent głosów. W sondażach zaś partia cieszy się poparciem ponad 30-proc., a nawet zbliżającym się do 40 proc.
Twardy elektorat PO, zdaniem prof. Cześnika, jest porównywalny do PiS-owskiego. Obie partie zabiegają zatem o pozyskanie możliwie najliczniejszej grupy wyborców „miękkich”.
- Ale PO ma niewielkie szanse na to, by PiS dało się oszukać - twierdzi dr Trzeciak. - PiS doskonale wie, że musi zachować dotychczasową postawę, czyli milczeć na temat katastrofy smoleńskiej.
Na razie tak jej kandydaci w kampanii się zachowują. Nawet Antoni Macierewicz.
Małgorzata Wassermann, liderka krakowskiej listy PiS, w książce „Zamach na prawdę” zapewniała, że sprawy katastrofy smoleńskiej nie zostawi, „będzie o nią pytać do końca życia”, a nawet gotowa jest „polecieć na księżyc, aby ją wyjaśnić”. W czasie kampanii wybiorczej zachowuje na jej temat milczenie: - W sprawie katastrofy smoleńskiej jestem stroną i zrobię wszystko, by wyjaśnić jej przyczyny. Ale do Sejmu idę po to, by zajmować się sprawami ogółu - mówi.
Falstart na razie wykonał tylko prezes Kaczyński. - Cały czas marzyliśmy o momencie, w którym będzie można powiedzieć, że to wszystko, co z tej tragedii wynikało, te wszystkie sprawy do załatwienia, zostaną załatwione - mówił 10 września. Spece od marketingu w PiS dokonali jednak egzegezy tamtych słów szefa, uspokajając, że nie miał na myśli niczego zdrożnego.
- Nie mam wątpliwości, że PiS, a zwłaszcza prezes Kaczyński, gdyby przejął władzę, wróci do wyjaśniania katastrofy smoleńskiej, ale nie w sposób nachalny i nie natychmiast - przypuszcza dr Trzeciak. Dlaczego? Bo najpierw, twierdzi, PiS będzie musiało zająć się wypełnianiem części obietnic w sferze gospodarczej, społecznej, np. sprawą wieku emerytalnego. - Tego będą oczekiwać wyborcy tej partii - podkreśla ekspert.
Pozorny spokój
Ale autor list wyborczych PiS, czyli jego prezes, zadbał, by wśród kandydatów nie brakowało osób znanych z bardzo aktywnej działalności na rzecz wyjaśnienia tragedii z 10 kwietnia. Jest to spore grono.
Oprócz Małgorzaty Wassermann i Antoniego Macierewicza, kandydatem w Warszawie, choć na dalekim miejscu, jest por. Artur Wosztyl, pilot samolotu JAK-40, który 10 kwietnia wylądował w Smoleńsku, a potem zachęcał pilotów tupolewa do lądowania mimo mgły. Na dziewiątym miejscu w stolicy jest Andrzej Melak, brat Stefana Melaka, prezesa Komitetu Katyńskiego, który zginął w katastrofie. Za nim jest Małgorzata Wypych, wdowa po prezydenckim ministrze Pawle Wypychu. Pewny mandat ma „jedynka” w Kaliszu, dziennikarka Joanna Lichocka.
Zapytaliśmy Bogdana Klicha, senatora PO, ministra obrony narodowej w latach 2007-2011, czy nie obawia się, że może zostać postawiony przed Trybunałem Stanu, gdyby PiS doszło do władzy. Dodajmy, że Jarosław Kaczyński wielokrotnie podkreślał wysokie prawdopodobieństwo zamachu w Smoleńsku. Rządowi, którego członkiem był Klich, zarzucał, że nie próbuje dojść do prawdy o wypadku. Niektórzy politycy PiS i publicyści związani z tą partią twierdzili, że winni tragedii z 10 kwietnia poniosą odpowiedzialność karną. Wśród tych osób wskazywany był ówczesny szef MON.
- Dopóki Polska jest państwem praworządnym, jestem spokojny - zapewnia Klich. Powołuje się na prawomocne postanowienie Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga z listopada 2014 r. o umorzeniu śledztwa. „Zgromadzony materiał dowodowy wskazuje w sposób jednoznaczny, iż w organizacji i przygotowaniu obydwu wizyt nie brali udziału, w żadnym zakresie, cywilni funkcjonariusze MON, włącznie z szefem tego resortu Bogdanem Klichem. Działania te pozostawały poza zakresem ich uprawnień i obowiązków” - czytamy w tym postanowieniu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?