Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy z nas ma w życiu swój maraton

Redakcja
Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą - mówi starszy szeregowy Dawid Hartleb, zwycięzca maratonu w Ghazni, polskiej bazie w Afganistanie Fot. Bartek Syta
Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą - mówi starszy szeregowy Dawid Hartleb, zwycięzca maratonu w Ghazni, polskiej bazie w Afganistanie Fot. Bartek Syta
O5 rano w Ghazni panowały jeszcze iście afgańskie ciemności i dotkliwy chłód, kiedy na starcie stawiło się 57 zawodników - polskich i amerykańskich żołnierzy oraz funkcjonariuszy. Mieli do przebiegnięcia olimpijski dystans: 42 km i 195 m. Bieg ukończyło 51 zawodników.

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą - mówi starszy szeregowy Dawid Hartleb, zwycięzca maratonu w Ghazni, polskiej bazie w Afganistanie Fot. Bartek Syta

W polskiej bazie w Ghazni najlepsi biegacze pochodzą z Podkarpacia. Bieganie to ich drugie życie, pomaga ćwiczyć ciało oraz oderwać myśli od zamachów i ostrzałów w Afganistanie

Udało się nam porozmawiać ze zwycięzcą - 24-letnim Dawidem Hartlebem, starszym szeregowym z I Batalionu Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa. Swój maraton zakończył w czasie 3 godz. 39 min 10 s. Prowadził od początku. Ostatnie okrążenie przebiegł triumfalnie z polską flagą na plecach.

- Wstałem o 4.10, wszystko do zawodów miałem już przygotowane: strój, zapasowe buty, odżywki i batony, nic wymyślnego - to, co było dostępne w stołówce - wylicza Dawid. Zabrał też tabletki przeciwbólowe i maści.

****

Z kolegą z Rzeszowa Michałem Kuternogą zrobili sobie jeszcze krótką rozgrzewkę. Kiedy wystartowali, Dawid od razu ruszył mocno, narzucając własne tempo. Już po drugim okrążeniu wokół bazy w Ghazni zyskał 4,5 min przewagi. Kiedy wzrosła do 14,5 min, wiedział, że nikt mu już zwycięstwa nie odbierze.

Dawid wrócił do biegania po 3,5 miesiącach przerwy, po dość ciężkiej kontuzji (zawale kości). Na misji w Afganistanie jest od 2 tygodni, ale od razu rozpoczął treningi. W pierwszym tygodniu przebiegł 30 km, w drugim - 50. Plus maraton, w którym okazał się bezkonkurencyjny.

- Zrealizowałem to, co sobie założyłem - mówi.

****

Dawid na misji w Afganistanie jest już trzeci raz, a biega dopiero od 2 lat. Ale powiedzieć o nim, że jest amatorem, który tylko chce zaliczyć maraton, byłoby błędem. Co prawda, pierwszy maraton ukończył z wynikiem 3 godz. i 45 min, za to już w drugim uzyskał czas 2 godz. 59 min, a trzeci przebiegł w 2 godz. i 40 min. Jego lekarz nie mógł się nadziwić, skąd u tego chłopaka taki progres.

- Pomógł mi Afganistan - uśmiecha się. - Będąc tu na XI zmianie, cały wolny czas po służbie poświęcałem na treningi: bieżnia, siłownia, no i trening główny, czyli bieg wokół bazy.

Wracał ze służby czy patrolu, czasem po godz. 23, a czasem nawet i o 2 w nocy. Koledzy szli odpocząć, bo o 5.30 czekała ich pobudka, a Dawid szedł na siłownię. Potem godzina, dwie snu, dwa gatorade i na służbę. - Systematyka to podstawa treningu, a kiedy chce się coś osiągnąć, to nie wolno sobie odpuszczać - mówi Dawid. Miesięcznie przebiegał w bazie 500-600 km. Ciężka praca, jakiej się oddawał przez pół roku, zrobiła z niego wartościowego zawodnika. Wpływ na to ma też wysokość - Ghazni znajduje się 2150 m n.p.m., bieganie na takiej wysokości powoduje, że rozszerzają się płuca, zwiększa się liczba czerwonych krwinek, ma się lepszy oddech i po prostu biegacz staje się szybszy.

W końcu nadszedł dzień, w którym mógł sprawdzić swoje przygotowanie. W polskiej bazie Ghazni zorganizowano cykliczny, wtedy już 16. Bieg Przełajowy o Nóż Komandosa. Dystans: 10 km. Dodatkowym utrudnieniem było to, że żołnierze mieli biec w mundurach i wojskowych butach. Dawid zawsze biegał w lekkim stroju sportowym, zdawał sobie sprawę, że dla niego jest to ekstremalna impreza i duże wyzwanie. Dla wielu żołnierzy, którzy wówczas stanęli na starcie, dystans 10 km w mundurze to była codzienność, w takich zawodach wielokrotnie brali udział.
****

Noc przed tamtym biegiem Dawid spędził na służbie. Zszedł z wieży obserwacyjnej o 2 w nocy. Zawody rozpoczynały się rano o 9. Zdążył się przespać kilka godzin, wziął prysznic, zjadł płatki z mlekiem i owoce.

- "Hartlebik", liczymy na ciebie. Minimum podium, inaczej się tu nie pokazuj. Pokaż tym wszystkim gościom, że to my jesteśmy najlepsi - pożegnali go koledzy z brygady. To była dodatkowa presja. Odpowiedział: - Nie wiem, czy wygram, ale obiecuję, że postaram się pobiec jak najlepiej.

Czuł, że mentalnie jest przygotowany. - Wiedziałem już, z czym się je ten chleb. Brałem udział w biegach ulicznych w Polsce, wiedziałem, na czym się skupić, jak się ustawić na starcie i kogo się trzymać. Czołówka zawsze biegnie pierwsza. Miałem świadomość, że nie mogę odpuścić tym, którzy od razu wystartują szybko, ale muszę uważać, żeby się nie podpalić, bo są i tacy biegacze, którzy biegną szybko kilometr, dwa, szybko się spalają i na tym ich udział się kończy. Są i tacy, którzy wystartują, przyśpieszą, złapią dużą przewagę i już się ich nie dogoni. Postanowiłem więc łapać się tej czołówki, która pobiegnie mocno do przodu. Niewiele spałem tej nocy, czułem się trochę zmęczony, ale adrenalina zrobiła swoje - wspomina.

****

O 9 stanął na starcie z innymi. Pogoda piękna, słonecznie, bezwietrznie. Wystartowali. Dawid od razu wyskoczył na prowadzenie. Spojrzał za siebie i zobaczył, że zyskuje przewagę. "Będzie dobrze" - pomyślał. Biegł sam przez dwa, trzy kilometry, kiedy dobiegł do niego jeden z zawodników. Ucieszył się z tego. "We dwóch będzie nam raźniej" - przemknęło mu przez głowę.

Ludzie z bazy ustawieni wzdłuż bazy dopingowali: "Dawaj!" "Gazu!", "Trzymaj się!".

- Trzymaliśmy się razem do szóstego, siódmego kilometra, ale w pewnym momencie zaryzykowałem i przycisnąłem. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. W biegu, prócz przyjemności, jaka z niego wynika, ważne są strategia i myślenie. Myślałem więc, że go zmęczę. I to był mój błąd. Zmęczyłem siebie, a on pod koniec przycisnął - rozkłada ręce Dawid.

Na metę przybiegł jako drugi. Ale wynik miał niezły - 10 km w 38 min i 42 s. Potem było przyjęcie. Zawodnicy otrzymali statuetki, wjechał tort, polskie jedzenie rzadko spotykane w Ghazni: kabanosy, kurczak, bigos. Podziękował za imprezę i przed północą zjawił się w swoim namiocie. Obskoczyli go koledzy. Milczą. Czekają.

- Słabo - powiedział Dawid.

- Jak to?! - rozległ się szmer zawodu.

- No... Drugi byłem.

- To słabo? To wspaniale! To ty dobry jesteś. Sześćdziesięciu chłopa zostawiłeś za sobą! - chłopaki zaczęli wiwatować.

- Wtedy poczułem, że zyskałem ich szacunek. Dobrze zaprezentowałem nasz plutoni.

****

Przyjeżdżając do Ghazni, zabrał ze sobą trzy książki o bieganiu. "Mentalność biegacza" - to jego Biblia, następnie "Anatomia biegania" i "Biegaj i jedz".

Co go najbardziej pociąga w bieganiu? - To, że mogę z kimś rywalizować w sportowej atmosferze. Że odrywa moje myśli od afgańskiej rzeczywistości, od tego, czy będzie ostrzał, czy wpadnie rakieta, czy na patrolu będą do nas strzelać. Ludzie, którzy biegają, są spokojni, otwarci, rozmowni, są weseli, uśmiechają się częściej, rzadziej się stresują. Każdemu, kto zaczyna biegać, mówię: Każdy w życiu ma swój maraton. Każdy z nas jest maratończykiem. Nie musisz prowadzić maratonu sportowego, ale prowadzisz maraton życiowy - podkreśla. Bieganiem zaraża swoich kolegów żołnierzy. Rozpisuje im indywidualne treningi.

Maraton w polskiej bazie Ghazni chciał potraktować jako rewanż z samym sobą. I wygrał. Kiedy na jego profilu na Facebooku posypały się gratulacje, napisał: "Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą".

Anita Czupryn

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski