MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy bĘdzie ciekawiej?

Redakcja
Przed nami kilka miesięcy politycznej nudy. Do jesieni, a może nawet do końca roku. Wydłużony sezon ogórkowy z atrakcjami zarezerwowanymi tylko dla najbardziej wyrafinowanych koneserów, którzy potrafią jeszcze emocjonować się powtarzalnym z regularnością znaną tylko w brazylijskich serialach konfliktem dwóch głównych partii. Pięćset siedemdziesiąta trzecia runda pojedynku na SMS-owe lub e-mailowe instrukcje przygotowane przez zmęczone wojną pozycyjną sztaby rodzi już tylko pytanie "jak długo nic się nie zmieni?".

Trzy powody bezruchu

Kolejne sondaże popularności partii politycznych są w zasadzie niezmienne i przewidywalne. Waha się tylko przewaga Platformy i liczba partii zdolnych przekroczyć próg wyborczy. Wszystko wskazuje na to, że od dziewięciu miesięcy Polacy byliby skłonni głosować tak samo. Skłonni byliby powierzyć Platformie samodzielne rządy, a w roli jedynej liczącej się opozycji pozostawić Prawo i Sprawiedliwość. Gdyby wyborcy głosowali tak, jak deklarują badani przez ośrodki demoskopijne reprezentanci opinii publicznej, jedyną atrakcją wyborów byłoby to, czy ludowcy i lewica będą w stanie zapewnić sobie reprezentację parlamentarną.
Nuda. Polityczna nuda, wsparta przewidywalnymi do bólu polemikami między posłanką Kempą a posłem Kaliszem, między Putrą a Niesiołowskim, Czumą a Kurskim, Chlebowskim a Gosiewskim. Monotonia kolejnych konfliktów między ministrem spraw zagranicznych a prezydentem, rutynowych wymian ciosów między Małym a Dużym Pałacem. Niektórzy sądzą, że to pierwszy rok długiej politycznej stabilizacji, bez szans na istotną korektę.
Czy możliwa jest zatem nowa dynamika politycznej sceny? Pozytywna odpowiedź zarezerwowana jest dla cierpliwych. Po pierwsze dlatego, że pierwsze kilkanaście miesięcy po wyborach to okres pewnej bierności opinii publicznej, swego rodzaju premia dla zwycięzców. W sierpniu 1998 roku AWS utrzymywał nad SLD przewagę 25: 22, a szansę na trafienie do parlamentu obok UW i PSL zyskiwała jeszcze Unia Pracy. Trzy lata później rządzące ugrupowania nie weszły do parlamentu. W sierpniu 2002 roku na czele sondaży był nadal SLD, choć jego popularność wahała się od 30 do 34 procent, a na drugiej pozycji pojawiał się PiS na przemian z Samoobroną z kilkunastoprocentowym poparciem. Latem 2006 roku - w lipcu wygrał PiS, a w sierpniu PO. Obie partie z wynikami blisko 30 procent.
Można oczywiście dziwić się temu, że Platforma po raz pierwszy w historii utrzymuje tak długo wysokie, oscylujące na poziomie 50 procent poparcie. Jednak daje się ono wytłumaczyć z jednej strony wysokim poziomem stabilności politycznej koalicji PO-PSL, który wyraźnie kontrastuje z permanentnym kryzysem w poprzedniej koalicji. Drugim czynnikiem podtrzymującym wysokie notowania PO jest warunkowa, ale jednoznaczna przychylność opiniotwórczych mediów elektronicznych wobec rządu. Przychylność będąca raczej pochodną niechęci do PiS i braku alternatywy politycznej wobec Tuska.
Trzeci czynnik wspierający ową stabilność to brak jakichkolwiek nowych bodźców, skłaniających do zmiany zdania. Ci, którzy w 2007 roku byli przeciwko Kaczyńskim, nadal nie widzą innej skutecznej możliwości zrealizowania swego poglądu niż poparcie dla partii Tuska. Ci, którzy ich popierali - nie mają żadnej oferty politycznej, która mogłaby zastąpić PiS.

Kto zasieje niepokój?

Cała nadzieja w Waldemarze Pawlaku, powiedziałby ironicznie ktoś, kto pamięta ostatnie siedemnaście lat lub uważnie przeczytał historię polityczną Polski pióra Antoniego Dudka. Historię bogatą w koalicyjne szantaże podejmowane przez mniejszych partnerów. Nie tylko w obronie personalnych czy programowych pozycji, ale także po to, by utrzymać społeczną rozpoznawalność. Aby zapewnić wyborców o tym, że aktywnie reprezentuje ich interesy i rację, by nie dać się pożreć silniejszemu.
Tym, którzy rozważali możliwość jakiejś fuzji wyborczej PO i PSL, warto przypomnieć, jak kończyły się próby włączenia ludowców w jakieś szersze porozumienie polityczne. Jak skończył "wieczny" kandydat na prezesa, mający dobre układy z SLD - Roman Jagieliński. Jak skończył się pomysł koalicji PSL, ZChN i Partii Centrum Zbigniewa Religi, za którym opowiadał się ówczesny prezes, a dziś tylko europoseł Janusz Wojciechowski. To ryzykowna gra, na którą posiadające silne struktury terenowe PSL nie będzie się chciał łatwo zgodzić.
Pawlak wie, że pierwszym testem dla jego stronnictwa będą właśnie przyszłoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego. Ultraproporcjonalne, ale z pięcioprocentowym progiem. W poprzednich PSL lekko ów próg przekroczył, ale zdobył tylko 4 mandaty. A działo się to wtedy, gdy jego notowania kształtowały się na poziomie 6-8 procent, a niedawny koalicjant - SLD przeżywał głęboki kryzys i rozłam. Co zrobi Pawlak przed wiosną 2009? Czy jego strategia będzie wpisana w prezydenckie plany Tuska, czy ludowcy zaryzykują konflikt z bardzo silnym partnerem?
Niedostrzegani przez media ludowcy są zatem dziś - wbrew pozorom - znacznie ciekawszym przedmiotem obserwacji niż pozornie przeobrażająca się dynamicznie lewica. Lewica, której przewodniczący obrał strategię przetrwania i zbudowania "nowego rdzenia", nowego twardego elektoratu lewicy, już nie PZPR-owskiego, ale obyczajowego. Dopiero po sukcesie tej operacji można sobie wyobrazić jakiś dynamizujący scenę polityczną "marsz ku centrum".
Wyzwanie wyborów europejskich może dotyczyć jednak nie tylko PSL, ale także pola na prawo od PiS. Przypomnijmy sukces LPR, która cztery lata temu osiągnęła rekordowy wynik 15,2 procent, dając się wyprzedzić jedynie Platformie Obywatelskiej. Sukces Marka Jurka, który w trudnym dla siebie okręgu zdobył 12,7 procent głosów w uzupełniających wyborach senackich, może być dla Prawicy Rzeczpospolitej, wspartej być może przez jakąś część LPR, zachętą do zaryzykowania najłatwiejszego z możliwych sposobów wejścia na polityczną scenę.
Ta możliwość stanowi rzecz jasna zagrożenie jedynie dla PiS, który zapewne będzie zdeterminowany, by za wszelką cenę utrzymać "prawą flankę" swojego elektoratu. Jeżeli jednak okaże się, że frekwencja będzie mniejsza - wszystko będzie zależeć od tego, jakie i czyje argumenty trafiać będą do tych kilku procent wyborców tradycjonalistycznych. I czy przekonają ich do udziału w wyborach z takim skutkiem, z jakim udało się to partii Giertycha.

Ćwiczenia z cierpliwości

Dynamika sytuacji w najbliższym czasie będzie zatem pochodną zjawisk nieprzewidywalnych i zachowań graczy drugoplanowych - takich jak PSL i tradycjonalistyczna prawica. Ocena ich zdolności konkurencyjnych zależeć będzie w znacznej mierze od wewnętrznej sytuacji w PSL i rywalizacji między Pawlakiem a jego potencjalnymi następcami. W przypadku prawicy - od organizacyjnych i politycznych talentów twórców potencjalnej alternatywy wobec PiS.
A w głównych programach informacyjnych nikt nam o tym nie powie. Prognozę zachowań tych podmiotów będzie trzeba budować na strzępach informacji prasowych, danych z partyjnych portali, na uważnym obserwowaniu zmian społecznych nastrojów. W głównym nurcie zdarzeń nadal będzie dominować rutynowy, odgrywany bez przekonania konflikt dwóch niedoszłych koalicjantów.
Nie należy się temu dziwić. Mamy pierwszy od dziewięciu lat rok bez urn wyborczych. Trzeci od upadku komunizmu. Musi być trochę nudno. Jednak warto z uwagą obserwować to, co dzieje się poza głównym nurtem sporu, warto czytać inne niż tylko partyjne sondaże, analizować kwestie, które mogą stać się przedmiotem debaty za rok lub dwa. I cierpliwie znosić "brazylijski serial" układany przez spin-doktorów PO i PiS.

*\Autor jest doktorem politologii, wykładowcą Wyższej Szkoły Biznesu - National Louis University w Nowym Sączu, współtwórcą portalu Polska XXI oraz publicystą "Dziennika". *
RAFAŁ MATYJA\

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski