Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kim jest Lao Che?

Redakcja
Fot. z archiwum zespołu
Fot. z archiwum zespołu
Trudno ich wcisnąć do jednej szuflady. Najpierw odczyniali pogańskie gusła, potem wywołali drugie Powstanie Warszawskie i próbowali dodzwonić się do Boga, aż wreszcie poraził ich prąd stały i prąd zmienny.

Fot. z archiwum zespołu

23 marca w Hard Rock Cafe w Krakowie wystąpi Spięty (lider Lao Che) w solowym repertuarze.

O kim mowa? O Lao Che, jednym z najważniejszych polskich zespołów rockowych ostatniej dekady. W najbliższą sobotę można będzie ich zobaczyć na scenie krakowskiego klubu Studio.

Kompletna głupawka

Kiedy Spięty miał piętnaście lat wybrał się po raz pierwszy w życiu na rockowy koncert. Wybór był nieprzypadkowy – na scenie zainstalowanej w płockim liceum grał najważniejszy zespół w tym mieście - punkowy Farben Lehre. „Ja też tak chcę!” – pomyślał Spięty, kiedy mokry od potu wracał z występu do domu. Nauczył się grać na gitarze i wraz z trzema kumplami z jednej klasy w miejscowym technikum samochodowym założył swój pierwszy zespół.

- Jak każdy nastolatek, miałem potrzebę odreagowania swego buntu, tłumionej agresji i gniewu - wspomina. - Dlatego sięgnąłem po ekstremalne granie – death metal. Interesowała mnie tylko muzyka. Ponieważ zostałem wychowany w katolickiej rodzinie, nie po drodze było mi z kojarzonym z metalem satanizmem czy okultyzmem.

Ponieważ w Płocku działał inny metalowy zespół – Hazael – Spięty skumplował się jego liderem – Denatem. To był chłopak o szerokich horyzontach muzycznych. Dlatego z czasem namówił Spiętego, aby założyli razem nową grupę, wykonującą... hip-hop. Tak narodził się Koli, który sterroryzował ówczesną polską scenę rapową.

- Wykorzystywaliśmy zrobione wcześniej podkłady, do których darliśmy mordy, jak zwariowani punkowy _– śmieje się Spięty. - _To była kompletna głupawka, drwiliśmy sobie z hip-hopowych gestów, tak, że cała scena nas wyklęła. Ale ludzie i tak przychodzili na nasze występy, aby zobaczyć, co tym razem wymyślimy.

Z czasem chłopakom znudziły się wygłupy. Pomyśleli wtedy o poważniejszym graniu, „prawdziwych” instrumentach, regularnym zespole. Rozpoczęli więc poszukiwania w płockim środowisku muzycznym, które zakończyły się powołaniem do życia nowej formacji – Lao Che – której ekscentryczna nazwa została zapożyczona od nazwiska jednego z wrogów Indiany Jonesa z drugiej części jego filmowych przygód.

Niech żyje Polska!

Być może to metalowe doświadczenia sprawiły, że Spięty i Denat postanowili przygotować materiał opowiadający o słowiańskich gusłach.

- Szukałem wspólnej klamry, którą mógłbym spiąć wszystkie teksty i okazał się nią staropolski język – podkreśla Spięty. – Przypomniałem sobie średniowiecze, romantyzm, zwróciłem uwagę na kulturę kresową. Wszystko to było we mnie głęboko zaszczepione od czasów szkolnych – głównie przez Mickiewicza.

Utwory, które ukazały się na debiutanckiej płycie Lao Che – „Gusła” – łączyły ciężkie partie gitar z mroczną elektroniką. Płyta nie odniosła komercyjnego sukcesu, ale krytyka zwróciła uwagę na niekonwencjonalne poczynania zespołu.

Koncertowe doświadczenia w prezentacji „Guseł” sprawiły, że muzycy czuli się oddzieleni od publiczności. Uczestnicy koncertów przeważnie siedzieli na krzesłach i w milczeniu słuchali ponurych nagrań. A chłopaki chcieli nawiązać z widzami bliższy kontakt. Do tego potrzebne było bardziej dynamiczne granie.

Pomysł zrobienia płyty o Powstaniu Warszawskim rzucił Denat, który już od podstawówki interesował się tym tematem. Spięty początkowo był przeciwny – niewiele pamiętał ze szkoły, nie chciało mu się przekopywać przez materiały zgromadzone przez kolegę. Ale wtedy wpadł na genialny pomysł – postanowił napisać o Powstaniu z perspektywy młodego człowieka, swego rówieśnika, który łapie za broń, aby stawić czoła najeźdźcy. Do tego nie była potrzebna szeroka wiedza historyczna.

Wczułem się w rolę młodego powstańca na barykadzie, który nienawidzi Niemców, jest rozczarowany Rosjanami, pamięta o ojcu, który umarł w obozie i złorzeczy swym wrogom - tłumaczył. - Dlatego nie bawiłem się w dywagacje nad sensem powstania. Tu nie było miejsca na poprawność polityczną. Moje teksty zdominował język emocji, szorstki, siarczysty, potoczny, takim, jakim posługiwali się wtedy zwykli ludzie. Dzięki temu udało mi się potrząsnąć odbiorcami.

Płyta została przyjęta entuzjastycznie. Emocjonalne teksty Spiętego wpisane w szorstkie dźwięki punka i reggae porwały młodych ludzi w całej Polsce. Podczas koncertów widzowie chóralnie odśpiewywali wszystkie piosenki, wrzeszcząc „Niech żyje Polska niepodległa!”. „Powstanie Warszawskie” uznano w mediach za manifest prawicowej młodzieży i odrodzenie patriotyzmu w środowisku uznawanym do tej pory za apolityczne. Nie do końca pasowało to muzykom.

Idąc pod prąd

Nic więc dziwnego, że Spięty i Denat postanowili nagrać kolejną płytę, która nie będzie kolejnym concept-albumem i pozwoli im na potraktowanie samych siebie z dystansem.

- Los zadrwił sobie z nas we właściwy mu sposób – śmieje się Spięty. - Owszem, założyliśmy, że teksty na nowej płycie nie będą podporządkowane żadnej wspólnej idei. Ale kiedy zacząłem pisać słowa, okazało się, że większość z nich dotyczy moich skomplikowanych relacji z Bogiem. I szybko okazało się, że to temat nie na jedną piosenkę, ale na całą płytę.

Spięty podszedł do kwestii metafizycznych we właściwy dla siebie sposób – – opowiedział o swych duchowych rozterkach autoironicznie, z humorem, ujmując tym samym nieco powagi zagadnieniu, przez co, młodzi ludzie, fani grupy, mogli się w jego tekstach odnaleźć.

„Gospel” powtórzyło sukces „Powstania Warszawskiego”, w efekcie czego Lao Che wdarło się szturmem do ścisłej czołówki polskiego rocka. Ta komfortowa sytuacja nie rozleniwiła jednak muzyków. Nadal pozostali w kontrze – do samych siebie i swego publicznego wizerunku. Czwarty album potwierdził, że są na tyle odważni, że potrafią zerwać z dotychczasowym brzmieniem i poszukać czegoś zupełnie nowego. Bo oto „Prąd stały/prąd zmienny” przyniósł mocno elektroniczne granie – bliskie syntetycznej nowej fali z lat 80.

- Pomysł ten pojawił się już jakiś czas temu – wyjaśniał Spięty. - Chłopaki interesują się bowiem elektroniką od dawna. Kiedy więc postanowiliśmy odnowić oblicze zespołu, pomyśleliśmy, że powinniśmy pójść w tę stronę. Połączenie rocka i elektroniki nie jest już czymś nowym, ale stwierdziliśmy, że w naszym wykonaniu może wyjść całkiem nieźle. W ten sposób powstała muzyczna układanka, którą trudno jednoznacznie sklasyfikować.

Nowa twarz Lao Che została przyjęta z pewną rezerwą – konserwatywni krytycy i fani woleli bowiem bardziej rockowe oblicze zespołu. Muzycy zignorowali te pretensje. Dwaj z nich – Spięty i Krojc – wydali solowe płyty, jeszcze mocniej skoncentrowane na syntetycznych dźwiękach, dając złośliwego prztyczka wszystkim malkontentom.

Wszystko to nie zmniejszyło popularności występów Lao Che – bo podczas koncertów można usłyszeć nie tylko materiał z ostatniego albumu, ale również najważniejsze piosenki z dwóch wcześniejszych. Tak będzie zapewne również w najbliższą sobotę w krakowskim klubie Studio.

Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski