Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kimś innym się stać...

Redakcja
   Od wieków były ulubionym rodzajem zabaw, ukoronowaniem karnawałowych szaleństw. Urządzano je zwykle w zapusty, kiedy to bawiono się szczególnie ochoczo, wiedząc, że już wkrótce nadejdzie czas modłów, postu i pokuty.

   Do Polski, jak twierdzą historycy obyczajów, maskarady przybyły z południa Europy, jak chcą jedni wraz z dworem Jadwigi Andegaweńskiej bądź razem z orszakiem królowej Bony Sforzy. Renesansowi kronikarze poświęcili niejedną stronicę opisom takich właśnie zabaw. Na dworze Jagiellonów urządzano je z reguły w lutym - wszyscy wkładali wówczas rozmaite przebrania, nieraz bardzo kunsztowne. Tańczyli więc w wawelskich komnatach olimpijscy bogowie z nimfami, Maurowie z Wenecjankami, alegoryczne postacie w rodzaju uosobienia czterech pór roku czy żywiołów z Meluzynami, syrenami, sylfidami.
   Za przykładem królewskiego dworu zaczęli urządzać maskarady magnaci, a także co bogatsi mieszczanie. W dobie Baroku na Rynku i ulicach Krakowa bawili się już towarzysze cechowi przebrani za Negrów, Hiszpanów, Cyganów. Ciekawe, że w tych ulicznych zabawach nie brały udziału niewiasty, z wyjątkiem kobiet zwanych w tamtych czasach gamratkami.

Wazowie w maskach

   Czasy panowania tej dynastii przyniosły modę na zakrywanie twarzy podczas karnawałowych zabaw maskami. Mogły to być kryjące oblicze maski z czarnego aksamitu, podobne do tych, jakie we Włoszech noszono i w powszednie dni, aby chronić się przed wyziewami miejskich rynsztoków, palącym słońcem czy tchnieniem zarazy. Chętniej jednak wkładano rzeźbione "inne twarze" wyobrażające oblicza uwodzicielskich piękności, olimpijskich bogów, brodatych Turków, biblijnych proroków. Kostium niekoniecznie musiał współgrać z "inną twarzą". To wówczas najchętniej na maskarady spowijano się w szerokie płaszcze zwane dominem, zakrywające niemal całkowicie postać. Domina były często czarno-białe, a niekiedy złociste. Plotkarscy pamiętnikarze twierdzili, że niektóre cnotliwe na co dzień żony podczas maskarad wkładały domina na "wdzięki pramatki Ewy", licząc na miłosną przygodę i zwykle nie będąc zawiedzionymi w swych rachubach.

Reduty artystów

   Kiedy wiek XIX dobiegał końca, wielkim powodzeniem cieszyły się maskarady w salach teatralnych, zwane redutami artystów. Słynął z nich Paryż i Wiedeń, gdzie bale maskowe odbywały się z reguły w ostatnim tygodniu karnawału. W westybulach na scenie i na widowni opery tłum masek tańczył, flirtował, nawiązywał znajomości. Mieszały się tu wszystkie sfery społeczne, dlatego poznawali się ludzie, którzy w innych okolicznościach nigdy nie nawiązaliby ze sobą kontaktu. "Złote domino" kryjące samą cesarzową Austro-Węgier Elżbietę nawiązało miły flirt z przystojnym młodzieńcem, ubranym w kostium "wolnego strzelca", na co dzień studentem medycyny. Wymienili kilka sentymentalnych listów i znajomość się skończyła, ale dla profesora Alberta Puchnera był to niezapomniany epizod młodości, o którym pamiętał jeszcze wiele lat po tym, gdy austriacka monarchia przeszła do historii.

Bale gałganiarzy

   Tak nazywano urządzane przed pół wiekiem kolorowe i pomysłowe karnawałowe zabawy studentów akademii sztuk pięknych i plastyków. Na tle socjalistycznego karnawału, gdzie przodownicy pracy w czarnych garniturach wiedli do tańca hoże dziewczęta w taftowych sukienkach, w salach przybranych dekoracjami z biało-czerwonej bibułki i hasłami zachęcającymi do zabawy - nagrody za dobrą pracę - bale te niosły powiew beztroskiej swobody i radosnego szaleństwa. Ściany zdobiły awangardowe dekoracje, a inwencja uczestników w projektowaniu kostiumów była niewyczerpana. Jak wspominają artyści starszego pokolenia, żyrafy wirowały w tańcu z amerykańskimi imperialistami, Królewna Śnieżka pozwalała się obejmować Josefowi Ticie czy wstrętnemu prezydentowi Trumanowi, a studentki przebrane za gwiazdy z epoki filmu niemego konkurowały z tancerkami w spódnicach do kankana i falbaniastych czerwonych pantalonach.
   Całe miasto opowiadało sobie później o balowych wybrykach młodych artystów, śmiejąc się czy gorsząc - tak jak ongiś mówiono o zabawach peleryniarzy w Jamie Michalika.

Zmierzch

   Jeśli ktoś śledziłby w codziennej prasie opisy współczesnych karnawałowych zabaw, doszedłby do wniosku, że kostiumowe i maskowe bale to domena najmłodszych. Każde szanujące się przedszkole, młodzieżowy dom kultury, szkoła podstawowa lub co najwyżej gimnazjum szykują pod koniec karnawału takie właśnie atrakcje. Bywalcy dyskotek lub uczestnicy bardziej wytwornych zabaw wolą pozostać przy tradycyjnych, przyjętych na taką okazję strojach. Tak jakby zagasła w nas chęć, by na chwilę stać się kimś innym - dzięki przebraniu, masce i rozmaitym tak ongiś lubianym karnawałowym rekwizytom.
   W innych krajach Europy karnawałowe maskarady wciąż mają tłumy zarówno uczestników, jak i widzów. Słynne są zapustne pochody i zabawy we Frankfurcie nad Menem, w Monachium, w Avignonie - lecz przede wszystkim w Wenecji i w Rzymie. Solidni urzędnicy, poważni ludzie interesu płci obojga, głowy licznych rodzin, z radością wybierają karnawałowe przebrania, wkładają fantazyjne peruki i kapelusze, robią śmiałe makijaże, zakładają maski i tańczą w balowych salach lub na ulicach i placach - do świtu, by nazajutrz powrócić do własnej postaci, zachowując w pamięci wspomnienia tych kilku godzin, gdy byli kimś innym.
BOGNA WERNICHOWSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski