Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kioski znikną wraz z chipsami

Ewelina Skowron
Emma Garuti (po lewej) i Bartosz Turczyński nie lubią coli i nie będą tęsknić za "śmieciowym jedzeniem". Przyzwyczaili się do tego, że w ich sklepiku szkolnym nie ma chipsów. Jako zdrową przekąskę często wybierają jabłka, a zamiast hamburgera świeże tosty. Najchętniej piją wodę
Emma Garuti (po lewej) i Bartosz Turczyński nie lubią coli i nie będą tęsknić za "śmieciowym jedzeniem". Przyzwyczaili się do tego, że w ich sklepiku szkolnym nie ma chipsów. Jako zdrową przekąskę często wybierają jabłka, a zamiast hamburgera świeże tosty. Najchętniej piją wodę Fot. Ewelina Skowron
Nowy Sącz. Od 1 września sklepiki szkolne w całym kraju nie będą mogły sprzedawać tzw. "śmieciowego jedzenia". Na takie zmiany potrzebne są lata - uważają jednak przedsiębiorcy, którzy obawiają się, że będą musieli całkowicie zlikwidować tę formę działalności.

Uczniowie szkół już nie będą mogli podjadać chipsów na przerwach między lekcjami. Chyba że kupią je poza szkołą. Sejm przyjął ustawę zabraniającą sprzedaży niezdrowej żywności w sklepikach szkolnych.

Wejdzie w życie z pierwszym dniem nowego roku szkolnego. Ze sklepików mają zniknąć produkty o takiej zawartości nasyconych kwasów tłuszczowych, soli i cukru, które spożywane w nadmiarze mogą być przyczyną przewlekłych chorób. Chodzi o chipsy, niektóre ciastka i napoje, jedzenie typu fast food i instant.

Przygotowani na zmiany

Rewolucji nie boi się Roman Podstawski, właściciel sześciu sklepików szkolnych oraz stołówki w Szkole Podstawowej nr 7 w Nowym Sączu. Jak mówi, towarów fastfoodowych nie sprzedawał praktycznie nigdy. Po pepsi została mu tylko lodówka, a już kilka lat temu wyeliminował ze sprzedaży chipsy, choć, jak sam przyznaje, maluchy kupowały ich bardzo dużo.

- Dzieci polubiły kanapki z białym bądź żółtym serem albo wędliną - mówi Roman Podstawski. - Do każdej dodajemy świeżą surówkę z białej kapusty. Zamiast hamburgera oferujemy małym smakoszom pyszne tosty. Mamy też pizzę robioną u nas na drożdżowym cieście. Jest zamawiana wręcz w hurtowych ilościach.

W "siódemce" głównym napojem, który piją dzieci, jest woda mineralna niskogazowana. Uczniowie przyzwyczaili się do tego, że w sklepiku nie kupią coli i są z tego powodu zadowoleni.

- Coli w ogóle nie lubię - mówi Bartosz Turczyński, uczeń trzeciej klasy. - Cieszę się też, że nie ma chipsów w naszym sklepiku, bo na pewno bym się nimi objadał. A jak nie mam pod ręką, to ich po prostu nie kupuję. Podobnego zdania jest koleżanka Bartosza z tej samej klasy, Emma Garuti. - Kusiłoby mnie bardzo, żeby sięgnąć po chipsy, gdyby były dostępne. A tak mam spokój. Wolę wybrać jabłko, najlepiej, żeby było kwaśne i zielone, bo takie lubię najbardziej - dodaje Emma.

Najtrudniej jest przekonać dzieci do zrezygnowania ze słodyczy. Bartosz Turczyński szybko przyzwyczaił się, że nie ma w sklepie chipsów, ale nie wyobraża sobie, żeby zabrakło batoników.

- Dzieci muszą czasami dostarczyć organizmowi cukru - uważa Roman Podstawski. - Szczególnie przed klasówką czy sprawdzianem. Każdą zmianę najlepiej należy wprowadzać stopniowo. Inaczej nic z tego nie będzie - stwierdza przedsiębiorca.

Nie wszędzie tak różowo

Krystyna Fritz była uczennicą szkoły, w której teraz od 19 lat prowadzi sklepik. Jej budka w Gimnazjum nr 11 w Nowym Sączu jest dobrze znana uczniom. - Lubię tę moją budkę. Jestem też przywiązana do szkoły, uwielbiam dzieci, które do mnie przychodzą. Dobrze się tu wszyscy znamy - mówi Krystyna Fritz. - Ale nie wiem, czy po zmianach jakie nastąpią we wrześniu nie będę musiała zamknąć działalności. Obawiam się, że moja budka tego nie wytrzyma. Już teraz zarabiam zaledwie na opłaty. Największe są związane z ZUS-em - dodaje.

Pani Krystyna w asortymencie sklepu posiada chipsy, ale nie sprzedaje ich dużo. Powodzeniem cieszą się natomiast batony czekoladowe. - Oczywiście można je zastąpić. Mam nawet w ofercie ciasteczka owsiane, ale problem w tym, że są one droższe i nie wiadomo, czy dzieci będzie na nie stać i czy się do nich przyzwyczają. Podobnie jest z chipsami owocowymi. Są bardzo drogie.

Młodsi klienci w sklepie pani Krystyny najchętniej kupują drożdżówki. Lubią też gumy do żucia. Nie będą tu tęsknić za colą, już teraz nie ma jej w sklepiku. Czasami wybierają jabłko, ale zysk z ich sprzedaży jest zdecydowanie za mały, żeby się utrzymać na rynku.

Wielka niewiadoma

- Tak naprawdę nie wiemy jeszcze czego nie będzie można mieć w ofercie - mówi sprzedawczyni sklepiku w Szkole Podstawowej nr 3 w Nowym Sączu. - Lista produktów jest jeszcze niedostępna. Gubimy się w domysłach i zastanawiamy nad naszym dalszym losem. Gdy zmiany będą zbyt drastyczne nie damy sobie rady.

Za nieprzystosowanie się do nowych przepisów sprzedawca będzie musiał zapłacić karę w wysokości od 1000 zł do 5000 zł. - Nie będzie mnie stać na zapłacenie kary i nie wiem, czy będę w stanie się dostosować - ubolewa Krystyna Fritz. - Najbardziej boję się o drożdżówki, bo ich sprzedaję najwięcej. Nie wiem, czy znajdą się na liście produktów. Jeśli ich nie będzie, możliwe, że będę się musiała pożegnać z moją budką - dodaje.

Nowe przepisy oprócz sklepików obejmą również automaty z jedzeniem i szkolne stołówki. Wykaz produktów, jakie będzie można sprzedawać w sklepikach, wyda minister zdrowia w specjalnym rozporządzeniu. Sklepikarze w ciągu trzech miesięcy będą się musieli dostosować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski