Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kisiel, ostatni Stańczyk

Maciej Zakrzewski
Kisiel uczył zasad niby prostych i oczywistych, ale zgubionych w ideologicznej mgle. Na zdjęciu z Jerzym Giedroycem w Maisons-Laffitte
Kisiel uczył zasad niby prostych i oczywistych, ale zgubionych w ideologicznej mgle. Na zdjęciu z Jerzym Giedroycem w Maisons-Laffitte fot. archiwum
Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Stefan Kisielewski. 105 lat temu przyszedł na świat pisarz, kompozytor i jeden z najwybitniejszych felietonistów polskich. Związany z „Tygodnikiem Powszechnym” z żelazną logiką i błyskotliwym piórem toczył prywatną wojnę z komunizmem.

Przez kilkadziesiąt lat przed świętami Bożego Narodzenia Stefan Kisielewski na łamach „Tygodnika Powszechnego” pisał szczególne teksty. Jego wigilijne felietony były wyjątkowe. Ten jeden raz w roku legendarny Kisiel zatrzymywał gonitwę myśli za wydarzeniami dnia bieżącego i spoglądał na otaczający go świat nieco inaczej, cieplej. Mimo posługiwania się symboliką świąteczną, nie popadał w sentymentalizm. Przez lata pisał swoją krajową „Opowieści wigilijną” - mądrą, ale i bliską zwyczajnego człowieka. Czas przedświąteczny to dobry moment, żeby przypomnieć Kisiela, szczególnie w 2016 roku, w którym przypada sto piąta rocznica urodzin i dwudziesta piąta rocznica jego śmierci.

Rocznik 1911

Stefan Kisielewski przyszedł na świat 7 marca 1911 roku w Warszawie w rodzinie lewicującej inteligencji. Należał do pokolenia, które lokowało się pomiędzy rocznikami legionowymi, a tzw. pokoleniem Kolumbów. W dojrzałe życie wchodziło ono nie w czasach wojny i konspiracji, ale pokoju.

Są to roczniki Czesława Miłosza, Henryka Dembińskiego, Adolfa Bocheńskiego czy Jerzego Giedroycia. Pierwsza generacja, która na swoich barkach nie niosła brzemienia niewoli i mogła już nie tylko wyglądać wolności, ale głośno zadać pytanie o to, jaka ta Polska będzie? Na wielu ciążyło znamię Cezarego Baryki. Jedni komunizowali, drudzy swój młodzieńczy entuzjazm lokowali w prawicowych skrajnościach, a inni, za wezwaniem poety Lechonia, pragnęli „wiosną - wiosnę, nie Polskę zobaczyć”.

Stefan Kisielewski poszedł za sztuką. Ukończył warszawskie konserwatorium z dyplomami z teorii muzyki i z kompozycji. Polityka upominała się o niego od niechcenia. Do konserwatywnego pisma „Bunt Młodych” (potem „Polityka”), przedwojennego magazynu Jerzego Giedroycia, przyszedł jako dziennikarz muzyczny. Szybko jednak przerzucił się na publicystykę polityczną. W takich tekstach jak „Terroryzm ideowy” czy „Dlaczego piłsudczycy nie kierują życiem Polski?” widoczne były cechy jego późniejszej publicystyki: daleko posunięty sceptycyzm wobec ideologii politycznych i możliwości ich adaptacji do życia społecznego oraz nieufność wobec aparatu biurokratycznego, łatwo wyobcowującego się - niezależnie od politycznych barw - ze społeczeństwa.

Historia jednak coraz gwałtowniej upominała się nie o muzyka, ale o żołnierza i polityka. W czasie drugiej wojny światowej Kisielewski zaangażował się w konspirację, pracował dla rozgłośni radiowej przy Delegaturze Rządu na Kraj, ranny w pierwszych dniach powstania warszawskiego zakończył swój krótki epizod żołnierski.

Głową w ściany

Po 1945 roku początkowo również nie ciągnęło go do polityki. Do „Tygodnika Powszechnego” księdza Jana Piwowarczyka trafił ponownie jako publicysta muzyczny, ale jak w przypadku współpracy z „Buntem Młodych”, przerzucił się szybko na pisarstwo polityczne. Od tej pory Kisielewski, podpisujący swoje krótkie felietony na ostatniej stronie mało wyrafinowanym pseudonimem „Kisiel”, rozpoczął kluczowy okres swojej działalności publicystycznej. Przez niemal czterdzieści pięć lat na łamach „Tygodnika” ukazało się około 1,5 tys. felietonów celnie punktujących paradoksy systemu komunistycznego w Polsce.

Często z humorem, uciekając przez cenzurą, jeszcze częściej za pomocą aluzji, nie zmagając się z żelaznymi prawami geopolityki, walczył o zachowywanie skrawków autonomii społecznej wobec ideologicznego reżimu komunistów. Idąc za tymi przesłankami po październiku 1956 roku wraz ze Stanisławem Stommą tworzył koncepcję tzw. neopozytywizmu. Polegała ona na pracy nad zachowaniem pewnych obszarów niezależności, jak religia czy indywidualne rolnictwo, w zamian za uznanie geopolitycznego status quo, tj. supremacji ZSRS i jej konsekwencji: naczelnej roli politycznej PZPR. Walczył o swoje postulaty w publicystyce, a przez dwie kadencje również w Sejmie PRL jako poseł Koła Poselskiego „Znak”.

Do historii przeszło jego stwierdzenie o „dyktaturze ciemniaków” wypowiedziane 29 lutego 1968 roku na zebraniu warszawskiego Związku Literatów Polskich, które odnosiło się do rządu cenzorów, natomiast zinterpretowane i nieopatrznie rozpowszechnione przez Gomułkę i partyjnych propagandystów, jako charakterystyka całego systemu komunistycznego (czemu Kisielewski z pewnością by nie zaprzeczył).

Konsekwencją tamtych wydarzeń było m.in. pobicie Kisiela przez tzw. nie- znanych sprawców oraz zakaz publikacji, zniesiony dopiero w 1971 r. W latach 70. Kisielewski współpracował nie tylko z „Tygodnikiem Powszechnym”, ale i z „Kulturą” Giedroycia oraz nowym magazynem „Res Publica” Marcina Króla. Mimo przychylności wobec rodzącej się po 1976 r. opozycji politycznej, pozostał krytyczny wobec działań „Solidarności”, upatrując w niej oddolny ruch na rzecz obrony socjalizmu przed coraz mniej zideologizowanym i pragmatycznym aparatem państwowym.

Intelektualna niepokora

W 1989 r. doszło do rzeczy, którą mało kto mógł przewidzieć - Kisiel zerwał współpracę z „Tygodnikiem Powszechnym”. W felietonach z maja i czerwca 1989 r. wyłamywał się oficjalnej linii „Tygodnika” odnośnie zbliżających się wyborów czerwcowych. Negatywnie wypowiadał się o doborze kandydatów na listy Komitetów Obywatelskich, twierdził, że należy głosować na rzetelnych kandydatów spoza list KO (m.in. na Janusza Korwin-Mikkego). Redakcja po raz pierwszy dokonała ingerencji w felieton „Kwestia gustu”. Kisiel był przyzwyczajony do ingerencji cenzury, czasami redakcja nie drukowała jego tekstów, ale dotąd nigdy nie wprowadzano zmian w treści jego artykułu.

Ten konflikt był początkiem końca współpracy Kisiela z „Tygodnikiem”. W serii wzajemnych zarzutów i odpowiedzi pod adresem Kisiela padła uwaga, która znakomicie charakteryzuje jego postawę jako intelektualisty: „Walczyłeś Kisielu tyle lat samotnie i dziś trudno Ci zrozumieć tych, którzy chcą być razem”. Stefan Kisielewski w swojej publicystyce i działalności politycznej był absolutnym solistą, jego niepokorny indywidualizm można porównywać tylko z temperamentem Stanisława Cata Mackiewicza. Czytając felietony Kisiela z „Tygodnika” łatwo dostrzec, iż odcina się on wielokrotnie od linii pisma. Zgodnie z tytułem ostatniej serii felietonów „Sam sobie sterem” podkreślał, że pisze do „Tygodnika”, gdyż ten mu udostępnia miejsce na jego indywidualną i wolną trybunę.

Jego potyczki z komunistami budzą respekt i szacunek, jednak jego polemiki z obozem opozycji mogą wywoływać odruchowy sprzeciw. Wynikały one z prostej, acz mało popularnej diagnozy stanu Polski pod rządami PZPR. Kisielewski wskazywał na dwa problemy nurtujące ówczesną Polskę. Jeden, wynikający z układu międzynarodowego, to dominacja Sowietów, zagadnienie wobec którego trudno, zdaniem Kisiela, kruszyć kopie.

Drugi problem to destrukcyjna polityka społeczna komunistów, która rozkłada moralnie społeczeństwo przede wszystkim poprzez pozbawianie go własności, a co za tym idzie właściwego poczucia odpowiedzialności. I właśnie rozwiązywanie tego drugiego zagadnienia, zdaniem Kisiela, było głównym celem polityki realnej.

Mając dość celne wyczucie społecznej psychologii Kisielewski dostrzegał, że dewastacja społeczna sięgnęła głębiej, nie ograniczała się tylko do politycznej niewoli, ale społecznej i obywatelskiej niesamodzielności. Stefan Kisielewski nie mierzył się z Sowietami, ale z homo sovieticusem. W tej swojej samotnej walce dobierał przeciwników i sojuszników nie wedle podziałów politycznych. Stąd mimo swojego niekwestionowanego antykomunizmu czasami bliżej mu było do partyjnych pragmatyków gospodarczych niż do robotniczego, i jego zdaniem, socjalistycznego ruchu związkowego.

Stańczyk

Legendarny Stańczyk Matejki jest symbolem politycznej roztropności, widzenia tego co istotne, zdolności przewidywania, ale także jest postacią tragiczną, zrozumianą zawsze za późno. Jego głos był silny, ale niknął we wzmagającym się masowym tumulcie. Postać Kisielewskiego ma w sobie wiele ze Stańczyka.

Uparcie błaznował, ale zawsze była to błazenada rozsądku w reakcji na czasy absurdu. Można było mu zamknąć usta, ale nie można go było zmusić do mówienia. Był samotny, bo widział dalej. Z wyżyn intelektualnych schodził jednak do zwyczajnego człowieka. Szanował go, gdyż nie bawił się w górnolotną, narodową demagogię, ale mówił wedle własnego sumienia. Uczył zasad niby prostych i oczywistych, ale zgubionych w ideologicznej mgle.

wystawa o kisielu

Do 30 stycznia 2017 r. w gmachu Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie będzie czynna wystawa przygotowana przez krakowski Oddział Instytutu Pamięci Narodowej poświęcona postaci Stefana Kisielewskiego pt. Głową w ścianę. Historia intelektualnego chuligana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski