Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klasztorek

Redakcja
To było 50 lat temu. Zdradziecką szybkość biegu czasu pokazał mi niezbicie cudny list koleżanek z akademika, które uznały za właściwe przypomnieć jubileuszowo o ważnym miejscu z początków naszej studenckiej młodości.

Jolanta Antecka: O PANIACH, PANACH I MIEJSCACH

"Pigoniówka” przy ulicy Garbarskiej; stara bursa włożona w nowe czasy. Średni metraż pokoi (gdy mierzyć po podłodze) rekompensowała wysokość. Wykorzystano ją, wstawiając piętrowe łóżka. Z górnego łóżka można było wyjrzeć przez okno. Okna, duże z szerokimi parapetami (dobrze się na nich opalało wiosenną porą), wychodziły na ogrody karmelitów. Bliżej był nasz ogród, znacznie skromniejszy, ale przecież oaza zieleni w samym centrum Krakowa.

Najmniejszy akademik UJ, jeden z dwóch żeńskich (to były czasy mieszkalnej rozdzielności płci) nazywany był w tzw. środowisku pieszczotliwie "klasztorkiem”. – Byłyśmy pilnie strzeżone w dzień, a zwłaszcza w nocy – przypominają Danusia, Bernatka i Marylka – prześwietny tercet z 5-osobowego pokoju na Garbarskiej. Strzegli nas portierzy skrupulatnie sprawdzający obcych, zaś w przypadku płci przeciwnej – pilnujący przestrzegania godzin odwiedzin z akuratnością Matki Przełożonej. Niezrównany był portier – Pan Świstek, ceniony także z racji tubalnego głosu: jak zagrzmiał z portierni – Pani A., telefon! – słychać było na drugim piętrze. Bo telefon był jeden – w portierni. Telefony komórkowe, jeżeli wówczas komuś się śniły, to – ewentualnie – Lemowi.

Osobą zapadającą w pamięć (na pół wieku, jak widać) była również Hrabina. Ta Hrabina sprzątała korytarze. Opatulona fartuchem, niekoniecznie pierwszej świeżości, zawsze miała imponujący makijaż: usta czerwone jak pelargonia i mocno podkreślone czarnymi kreskami oczy. Pewnie stąd "ksywa” zastępująca imię i nazwisko, którego żadna z nas nie znała. A poza tym, wedle naszych klasyfikacji, była staruszką: miała już ze 40 lat...

Do wydarzeń należała kąpiel. Budynek był stary, remontowany tylko doraźnie. Urządzenia techniczne usiłowały być ponadczasowe, z różnym skutkiem. Do tych, którym udawało się to gorzej, należał kocioł grzejący wodę i przynależne mu prysznice. Ciepła woda pojawiała się więc kiedy mogła, a mogła zdecydowanie rzadko. Gdy z portierni rozlegał się okrzyk "Jest woda!” (a komunikat ten powtarzał radiowęzeł), kto żyw łapał ręcznik oraz mydło i gnał do piwnicy, gdzie w karnym szeregu czekały prysznice.

Mniej więcej w połowie kąpieli wpadał kierownik administracyjny, który – nie zwracając uwagi na nadobne, całkiem gołe żeńskie ciała (co z należytym niesmakiem wspominają moje wspaniałe dziewczyny) – grzmiał: – Panie kąpią się na gruby sik , a pryszniców nie wolno tak włączać!

Było, minęło. Byłyśmy ostatnimi rocznikami studentek UJ mieszkających w starym "klasztorku”. Wkrótce wyrósł ogromny akademik w Miasteczku Studenckim i nasza mała grupka rozpłynęła się w (nadal żeńskiej) masie mieszkanek nowego giganta. Tam był oszałamiający komfort: 2-osobowe pokoje przegradzane łazienkami, niezła stołówka, ba, nawet zalążek klubu.

Dlaczego więc z uporem wspominamy "klasztorek” przy Garbarskiej? Zgadnij, króliczku...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski