MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kobiety, przybywajcie!

Aleksander Gąciarz
Lek. Marek Muszyński i położna Barbara Galwas czekają na pacjentki
Lek. Marek Muszyński i położna Barbara Galwas czekają na pacjentki FOT. ALEKSANDER GĄCIARZ
Proszowice. W ubiegłym roku w szpitalu przyszło na świat 366 dzieci. Przeciętnie jedno dziennie. Tymczasem placówka mogłaby przyjmować nawet kilka razy więcej porodów.

Wyremontowane niedawno dużym nakładem pomieszczenia traktu porodowego robią bardzo dobre wrażenie. Jasne, dobrze wyposażone sale porodowe, sala operacyjna (do cesarskich cięć) wyglądają bardzo efektownie. Niestety przez większość czasu stoją puste.

– Mamy po wykonanym remoncie naprawdę świetne warunki. Nawet w wielu prywatnych ośrodkach takich nie ma. Niestety zupełnie nie przekłada się to na wzrost liczby porodów – mówi położna Barbara Galwas.

Co więcej, według naszych rozmówczyń to właśnie trwający kilka miesięcy remont spowodował odpływ pacjentek ze szpitala.

– Pojawiały się plotki, że oddział ma zostać całkowicie zamknięty, że już nie będzie można u nas rodzić. Być może część kobiet w to uwierzyła i teraz trudno do ludzi dotrzeć z informacją, że mamy zmodernizowany i dobrze wyposażony oddział – tłumaczą.

Ubiegłoroczne 366 porodów to słaby wynik. Zwłaszcza gdy porówna się go z rekordowymi latami 70. i 80. ubiegłego wieku. Wtedy w Proszowicach rodziło się nawet ponad 1600 dzieci (1976, 1978, 1982, 1983 r.). Wicedyrektor szpitala ds. medycznych dr Tadeusz Augustyn przypomina jednak, że w ostatnim siedmioleciu tylko raz udało się przekroczyć liczbę pół tysiąca porodów.

Aby się przekonać, jakie panują w szpitalu warunki, można zobaczyć oddział przed porodem. – Są kobiety, które tak robią i wychodzą zadowolone. Z reguły są pozytywnie zaskoczone tym, co zobaczyły. Mówią, że nie spodziewały się czegoś takiego. Niestety ciągle takich osób jest za mało – przekonuje Elżbieta Miłek.

Dyrektor proszowickiego szpitala Janina Dobaj przypomina, że przed rokiem, wkrótce po otwarciu przebudowanego traktu, szpital zorganizował „białą niedzielę”. Można było zwiedzić nowe sale, wykonać badania.

– Zainteresowanie było duże, przyszło ponad sto kobiet. Jednak ciężarnych w tej grupie było niewiele – przyznaje.

Stosunkowo duży „ruch” panował na salach traktu porodowego w okresie sylwestrowo-noworocznym. W ciągu dwóch dób na świat przyszło czworo dzieci. Mamy, z którymi wtedy rozmawialiśmy, były zadowolone z warunków, jakie zastały. Dziękowały personelowi za opiekę.

Dlaczego zatem tak wiele kobiet, które zamieszkują w rejonie obsługiwanym przez proszowicki szpital, rodzi gdzie indziej? To jest zagadnienie, nad którym na pewno powinno się zastanowić kierownictwo oddziału i szpitala.

– Kobiety wybierają placówki krakowskie. Dotyczy to nawet pacjentek z Kielc. Zdarzały się przypadki, że takie kobiety rodziły u nas z konieczności, bo do Krakowa po prostu nie zdążyły dojechać – mówi Janina Dobaj.

Zdaniem lekarza Marka Muszyńskiego wiele matek po prostu chce, aby ich dziecko miało wpisane jako miejsce urodzenia Kraków. – Nie wszystkie się do tego otwarcie przyznają, ale można odczuć, że tak jest. Nie wiem z czego to wynika. Może uważają, że to sprawa większego prestiżu – mówi.

Mała liczba porodów ma również swoje konsekwencje finansowe. Dyrektor Janina Dobaj nie ukrywa, że miesięczna strata oddziału to 150 tys. zł. Zdradza przy tym, że szpital złożył do Narodowego Funduszu propozycje, które mają zachęcić przyszłe mamy do wybierania właśnie proszowickiej placówki.

– Na razie nie chcę zdradzać szczegółów, ale ma m nadzieję, że w marcu będę miała na ten temat coś pozytywnego do powiedzenia.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski