Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kochankowie z Księżyca

Redakcja
Ostatnia dekada w światowym kinie była dość bezbarwna. Nie mówię o technicznej ewolucji, bo ta ruszyła z prędkością nadświetlną. Niestety, do pilotowania kinowych statków kosmicznych zabrakło kapitanów z nieokiełznaną wyobraźnią. Na tym bezchmurnym niebie na szczęście zajaśniało kilka gwiazd. A jedną z nich jest Wes Anderson, autor "Kochanków z Księżyca”.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

W latach 90. oglądaliśmy prawdziwą lawinę filmów spod znaku pełnokrwistego kina autorskiego. Czyli takich, którzy potrafili rozpalić naszą wyobraźnię oryginalną pomysłowością. Quentin Tarantino, David Lynch, Tim Burton, Terry Gilliam, Jim Jarmusch, Luc Besson – to dzięki nim kino lat 90. jaśniało pełnym światłem.

W następnej dekadzie równie wielu równie silnych osobowości kina zabrakło. Napędzali je dwaj ludzie o takim samym nazwisku, choć bez rodzinnych koneksji. O ile Paul Thomas Anderson, autor "Aż poleje się krew” i najnowszego "Mistrza” wydobywał najgłębsze pokłady dramatyzmu, Wes Anderson skupił się na doprawianiu absurdalnego humoru. Autor "Genialnego klanu” i "Pociągu do Darjeeling” tworzy kino piknikujące na obrzeżach wielkiego świata, w pełni autorskie, skupione na nieszablonowej wyobraźni. Ucieka od schematów we własny, oryginalny świat, w którym fantasmagoria łączy się z realnością.

Amerykanin portretuje obóz skautów z lat 60. XX wieku. Ich perypetie, a zwłaszcza jednego z nich, który postanawia samowolnie opuścić grupę, stają się pretekstem do opowiedzenia współczesnej bajki dla dorosłych. Anderson pisze powiastkę filozoficzną, w której dziecięcy, infantylny styl kryje jak najbardziej dojrzałe pytania. Kiedy kończy się dzieciństwo, a zaczyna dojrzałość? Co podpowiada lepsze wybory – empatia czy zasady? Nieprzypadkowo głównych bohaterów, którzy uciekają od świata w imię miłości, otaczają ludzie działający według procedur – dowódcy skautów, prawnicy, policjant czy opiekunka społeczna. Wszyscy oni, w starciu z nieprzewidywalnym, ponoszą porażkę. Odnajdują drogę dopiero w tedy, gdy decydują się przełamać schematy. W tym kontekście scenariusz "Kochanków z Księżyca”, napisany przez Romana Coppolę, syna Francisa Forda, okazuje się manifestem wolności, trochę w stylu kina kontrkultury z lat 70.

W "Kochankach z Księżyca” Anderson bawi się filmowymi sztancami. Spaja dramatyzm z komizmem, tworząc unikalny w smaku miks. Nuty słodkie przeplatają się tu z cierpkością. Dzięki temu film nie wydaje się ani przesłodzony, nie przygniata też nadmiarem dramatyzmu. To kombinacja idealna – potrafi wciągnąć naszą uwagę, a jednocześnie zostawia w pamięci przemiłe wspomnienie.

W filmach Andersona spotykają się największe nazwiska współczesnego kina. Role prowokują do scenicznej kreatywności. Trudno wybrać, kto zagrał najlepiej – wszyscy stworzyli wielobarwne kreacje, Edward Norton, Bruce Willis, Bill Murray, Frances McDormand, Harvey Keitel czy Tilda Swinton. Anderson mistrzowsko poprowadził też młodych aktorów, a zwłaszcza kreujących główne role Jareda Gilmana i Karę Hayward.

Ten przepiękny film trzeba obejrzeć. Jest puentą ciekawego roku w kinach. A zarazem jednym z najmocniejszych punktów w repertuarze.


FOT. KINO ŚWIAT

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski