Nawet kilka godzin trzeba odstać pod drzwiami Opery Krakowskiej, by zarezerwować bilety na spektakl. Kłopot mają głównie nauczyciele z całego regionu, którzy chcą zabrać na przedstawienie swoich uczniów. Władze Opery od dawna znają problem, ale nie mają pomysłu, jak go rozwiązać. Marszałek Leszek Zegzda obiecuje interwencję.
Wczesne popołudnie w ostatnią niedzielę. Przed drzwiami Opery, które mają zostać otwarte za trzy godziny, zaczyna ustawiać się kolejka po bilety na balet pt. „Dziadek do orzechów”, który w Operze będzie grany za dwa miesiące. Sala może pomieścić zaledwie kilkaset osób, a chętnych jest znacznie więcej. Limit biletów, jakie może zarezerwować jedna osoba, wynosi 100. Nauczycielka z Wieliczki, która pod drzwi Opery dotarła jako czwarta, zaczyna więc gorączkowo wydzwaniać do koleżanek, by przyszły razem z nią ustawić się w ogonku. - Potrzebujemy przecież biletów dla całej szkoły - tłumaczy. Operowy portier pociesza: - Dziś przynajmniej mamy ładną pogodę, a proszę sobie wyobrazić, że zimą też stoją i to czasem od piątej rano. Ludziom często puszczają nerwy, kiedy po kilku godzinach stania okazuje się, że biletów już nie ma. Nieraz skończyło się awanturą u dyrektora.
Pod Operę wróciła też zapomniana już instytucja „stacza”, a w tej roli często występują sami pracownicy instytucji. - Poprzednio zapłaciłam woźnej 100 zł za ustawienie się w kolejce, bo nie mogłam przyjść pod operę o szóstej rano - przyznaje pani Katarzyna.
Rezerwacji można dokonać przez telefon lub internet, ale to tylko teoria, bo rezerwacja internetowa nie działa, nie sposób się też dodzwonić, bo najpierw obsługiwani są stojący w kolejce. Bilety rozchodzą się dosłownie w kilka minut. Problem zapewne byłby mniejszy, gdyby przedstawienia, zwłaszcza te dla dzieci, na które przychodzą całe klasy, były grane częściej. Tymczasem w tym roku „Dziadek do orzechów” będzie wystawiany w Operze zaledwie 6 razy.
Wśród kolejkowiczów panuje przekonanie, że władze Opery wolą po prostu wynajmować sale budynku przy ul. Lubicz, bo to bardziej się opłaca niż granie spektakli. - Faktem jest, że do każdego przedstawienia trzeba dopłacać, bo nie sposób go sfinansować ze sprzedaży biletów. Na pewno wynajem sal jest bardziej opłacalny - przyznaje Leszek Zegzda, wicemarszałek województwa małopolskiego, do którego opera należy.
- Wynajmujemy salę tylko i wyłącznie w dniach ustawowo i regulaminowo wolnych od pracy dla zespołu artystycznego - zapewnia Beata Ciechanowska, szefowa działu marketingu OK. - Nie jesteśmy w stanie grać większej liczby spektakli. Rytm przygotowań, związany ze zmianą dekoracji czy koniecznością odbycia prób w teatrze muzycznym jest bardziej skomplikowany niż w przypadku teatru dramatycznego.
Krakowska opera została w XX wieku
Leszek Zegzda, wicemarszałek województwa małopolskiego, do którego Opera należy, twierdzi, że robi mu się ciepło na sercu, gdy słyszy o kolejce po bilety do Opery Krakowskiej, bo to oznacza, że ta instytucja w ostatnich latach zdołała wyrobić sobie doskonałą markę.
- Wiem, że tym, którzy stoją, ciepło nie jest - szybko dodaje jednak marszałek Zeg-zda. - Dlatego uważam, że trzeba stworzyć bardziej ludzki system rezerwacji, który będzie odpowiadać naszym czasom. Porozmawiam na ten temat z dyrektorem Opery. Może trzeba zdublować występujący zespół, żeby te przedstawienia były grane częściej? Zobaczę, co da się zrobić - obiecuje Zegzda.
- Wszyscy krzyczeli, że to niepotrzebna inwestycja, że to kaprys Sepioła, a okazuje się, że to był bardzo dobry pomysł. To, co słyszę, to miód na moje serce - mówi senator Janusz Sepioł, który kilka lat temu, będąc marszałkiem województwa małopolskiego, doprowadził do budowy obecnego gmachu Opery. - Powinno się jednak inaczej zorganizować sprzedaż biletów, żeby nie narażać nauczycieli na podróże i konieczność koczowania pod operą - dodaje.
Jego zdaniem przede wszystkim trzeba jednak zwiększyć ofertę dla dzieci i młodzieży oraz liczbę przedstawień. - Ale to już jest rola marszałka, żeby przekazał Operze większą dotację z przeznaczeniem na działalność edukacyjną - mówi były marszałek.
Sprawdziliśmy, jak sobie z takimi problemami radzą w innych dużych miastach Polski. W Operze Wrocławskiej zainteresowanie spektaklami dla uczniów również jest ogromne, mimo to nikt nie musi zrywać się bladym świtem, by stanąć w kolejce po bilety.
- Rezerwacje prowadzimy telefonicznie lub przez inter-net. Przecież mamy XXI wiek! - zauważa Alicja Madej z biura promocji i organizacji widowni Opery Wrocławskiej. Tyle tylko, że we Wrocławiu repertuar podawany jest na cały sezon z góry i już we wrześniu nauczyciele wiedzą, jakie spektakle będą wystawiane do końca roku szkolnego.
- Czasem już na początku sezonu dzwonią i rezerwują miejsca, np. na czerwiec. Po wyczerpaniu limitu kolejne grupy wpisujemy na listę rezerwową. Potem co miesiąc dzwonimy do szkół z pytaniem, czy potwierdzają rezerwację, a kiedy zwalniają się miejsca, wskakują na nie placówki z listy rezerwowej - tłumaczy Alicja Madej.
Kolejek nie ma również przed Operą Śląską. - Bilety na przedstawienia dla szkół rozchodzą się błyskawicznie, ale nikt nie musi stać w kolejce, bo mamy bardzo dobrze działający system rezerwacji on-line, szkoły zamawiają też bilety telefonicznie - mówi Dorota Prynda z Opery Śląskiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?