Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konrad Niedźwiedzki: To najtrudniejszy czas w moim życiu

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Rozmowa. Łyżwiarz szybki z Zakopanego Konrad Niedźwiedzki, mimo komplikacji po groźnym wypadku, przygotowuje się do sezonu.

- W maju miał Pan poważny wypadek podczas treningu kolarskiego, przeszedł rehabilitację. Jak się Pan czuje?

- Dziękuję, bardzo dobrze.

- Fizycznie to pewnie coraz lepiej, a psychicznie?

- Też dobrze. Ten trudny okres mam już za sobą. To było chyba najbardziej traumatyczne przeżycie nie tylko w mojej sportowej karierze, ale i w całym życiu. Jakoś się pozbierałem, staram się już o tym nie myśleć. Jestem na tyle sprawny, by wykonywać wszystkie treningi, jeździć na zgrupowania. To jest najważniejsze. Przez półtora miesiąca nie robiłem praktycznie nic, oprócz fizjoterapii.

- Jak po takiej przerwie wyglądał powrót do wyczynowych treningów?

- Początek był straszny, czegoś takiego nigdy nie przeżyłem. To było chyba bardziej dramatyczne niż sam wypadek i operacja. Czułem się, jakbym nigdy wcześniej nie trenował. Myślałem, że się z tego nie wygrzebię. Taka była, niestety, reakcja organizmu na przerwę, operację i to, co działo się potem. Krew była „cieniutka”. Były komplikacje z gojeniem się skóry, łopatka puchła, trzeba było osiem czy dziewięć razy odciągnąć sporo krwi. Gdy wszystko się zagoiło po sześciu tygodniach, to organizm odbudował to, co stracił. Myślę, że pełna wydolność zaczyna wracać.

- Nie przeszło przez myśl, żeby kończyć karierę?

- Nie. Ja cały czas wierzyłem w optymistyczny scenariusz. Zakładałem, że odpuszczę początek sezonu i przygotuję się do tego, co po Nowym Roku, czyli do mistrzostw Europy i mistrzostw świata. A udało mi się wrócić do treningów nawet wcześniej. Doktor Michał Drwięga wykonał niesamowitą pracę przy operacji, byłem pod ogromnym wrażeniem, jak się do niej przygotował. Później zajęcia z fizjoterapeutką kadry Natalią Mrozińską i fizjoterapeutami w Holandii (Niedźwiedzki trenuje w zawodowej grupie Team Justlease.nl - przyp.) przebiegały dobrze.

- Kiedy zaczął Pan poważniejsze treningi?

- Niecały miesiąc temu, już mogłem z drużyną jeździć na łyżwach, rolkach, rowerze. W grę wchodzi także trening siłowy, ale do tego podchodzę bardzo ostrożnie, bo rękę trzeba najpierw wzmocnić. Nie ma pośpiechu ani ciśnienia, bez tego też sobie poradzę, tak bywało w poprzednich sezonach. Po rozmowach z trenerami i fizjoterapeutami stwierdziliśmy, że skoro los zesłał mnie na taką drogę, to skupimy się bardziej na efektywnych treningach na lodzie, pozycji, technice.

- W listopadowych zawodach Pucharu Świata, w Chinach i Japonii, Pan wystartuje?

- Najprawdopodobniej nie. Chociaż wszystko idzie w dobrą stronę. Miesiąc temu powiedziałbym, że na sto procent nie, a teraz - raczej nie. Nie jestem za startem w Azji. Straciłem dużo czasu, teraz muszę nadrabiać. Nie chciałbym, żeby te braki w treningach odbiły się na wynikach w drugiej części sezonu, gdy są najważniejsze imprezy. Skłaniam się ku temu, żeby spokojnie się przygotować, teraz mam większą objętość treningów.

Trudno ocenić, czy na listopad będę w optymalnej formie. Bez tego nie ma sensu startować. Staram się patrzeć na swoją dyspozycję może nie z dnia na dzień, ale z tygodnia na tydzień, czy jest progres, czy treningi mnie męczą. Na zgrupowaniu kadry w Berlinie, na którym byłem przez chwilę, było naprawdę ciężko. Choć czuję się dobrze, to wiem, że może przyjść jeszcze cięższy okres, jeśli organizm źle zareaguje. Teraz trenuję w Holandii i jestem zadowolony. Wybieramy się na zgrupowanie do Inzell, przymierzę się do startu w zawodach, albo do bardziej intensywnych treningów, które może powiedzą mi coś więcej.

- W grudniu już Pana zobaczymy w zawodach?

- Plan jest taki, żeby pojechać na Puchar Świata do Astany i Heerenveen. Chciałbym pomóc drużynie, gdyby była taka potrzeba. Niestety, dwa pierwsze biegi drużynowe są w Azji. Gdyby brakowało punktów czy dobrego czasu, aby zakwalifikować się na mistrzostwa świata, będziemy musieli się spiąć, żeby załapać się w Heerenveen. Chcę też zrobić kwalifikację indywidualnie na 1500 metrów. To jest najważniejsze.

- Czyli będzie można Pana rozliczyć z wyników dopiero po mistrzostwach świata?

- Tak, Puchar Świata mniej mnie będzie interesował. Nie traktuję tego jako wymówkę, tylko obiektywnie podchodzę do sprawy. Przecież moje przygotowania nie są idealne. Co innego zachorować na miesiąc, a co innego prawie się zabić, przeleżeć dwa tygodnie w szpitalu, parę dni na intensywnej terapii. Ważne będą mistrzostwa Europy, które ostatnio odpuszczałem, ale skoro są w Warszawie, to trzeba się pokazać z dobrej strony. A mistrzostwa świata będą głównym punktem sezonu. Po nich będzie można ocenić, co zrobić lepiej przed sezonem olimpijskim.

- Ostatnie lata były dla całej kadry chude...

- Dwa lata czekamy na medal. Teraz będzie sezon przedolimpijski, a w poprzednim takim przypadku zdobyliśmy go (brąz na MŚ w 2013 r., potem był brąz na IO w Soczi - przyp.), może teraz uda się to powtórzyć. Trzeba to zrobić, jeśli myślimy o medalu na igrzyskach. Wszystko zależy jednak od dyspozycji całej naszej trójki. Wydawało się, że jeśli będziemy trenować wszyscy razem, to będzie lepiej. Jednak nie wyszło, przez dwa ostatnie sezony byliśmy troszkę uśpieni. Nie chodzi nawet o to, żebyśmy od siebie odpoczęli, tylko żeby każdy skupił się na swoim treningu. Powinno być lepiej.

Rozmawiał Artur Bogacki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski