MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kontrakty z gminą - najlepsze

EKT
Kiedy 10 lat temu władze gminy Zielonki postanowiły sprywatyzować służbę zdrowia i wprowadzić instytucję lekarza rodzinnego, zarówno medycy, jak i pacjenci nie kryli obaw, że pomysł może okazać się nietrafny, a tak pionierskie przedsięwzięcie nie do zaakceptowania dla władz wojewódzkich. Dzisiaj, z perspektywy lat, decyzja ta postrzegana jest zupełnie inaczej. Uważa się ją za słuszną.

Zielonki

- Nie wszystkich łatwo było przekonać do tego pomysłu - uśmiecha się ówczesny wójt, obecny marszałek województwa małopolskiego Marek Nawara.
- Podejmowaliśmy wtedy jedną z trudniejszych uchwał. Nie było jednomyślności. Niektórych trudno było przekonać do nowej organizacji służby zdrowia, bo jeszcze nie istniała instytucja lekarza rodzinnego. Spotykaliśmy się też z protestami mieszkańców - wspomina przewodniczący Rady Gminy Ryszard Krawczyk.
Potem przyszły trudne rozmowy z władzami województwa w sprawie przechodzenia ze starego systemu w całkiem nowy oraz finansowania świadczeń dla pacjentów. Zajmował się tym obecny wójt Bogusław Król, wówczas koordynator przekształceń w placówkach medycznych.
W 1997 roku gmina przejęła opiekę zdrowotną jako zadanie własne i zaczęła wprowadzać kontraktowanie świadczeń na podstawie liczby pacjentów. Pieniądze na to otrzymywała z budżetu województwa. Całe przedsięwzięcie obejmowało też modernizację ośrodków zdrowia. Gmina pozyskała na nie dotację z programu PHARE. Dzięki temu lekarze rozpoczynali pracę w dobrych warunkach lokalowych - z prosto obliczanymi kontraktami.
Wójt Król jako przykład podaje stomatologię: Jolanta Kustra była pierwszą dentystką, z którą gmina podpisała kontrakt. Na podstawie wykazu sporządzonego przez lekarza samorząd finansował podstawowe leczenie wszystkich - każdy zaś mógł dopłacić niewielką kwotę i skorzystać z droższej usługi. - Nie było limitu, przyjmowałam tylu pacjentów, ilu się zgłosiło. Nieraz dziennie czekało 40 osób, ale nikogo nie odesłałam z poczekalni i nie powiedziałam: "Punkty się skończyły, nie mogę już państwa przyjąć". To był bardzo dobry okres i dla pacjentów, i dla nas. Lepszego kontraktu__już potem nie miałam - podsumowuje Jolanta Kustra, przyjmująca pacjentów w Węgrzcach.
Identycznego zdania są lekarze podstawowej opieki zdrowotnej: Ewa Huczek-Głębocka, kierująca Niepublicznym Zakładem Opieki Zdrowotnej w Węgrzcach, oraz Tomasz Sobalski, szef NZOZ-u w Zielonkach. To z nimi 1 kwietnia 1997 r. wójt Nawara podpisał pierwsze kontrakty - i to oni byli "lokomotywami" ciągnącymi cały "pociąg" Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Zaliczają się do pierwszej w Polsce grupy lekarzy, którzy uzyskali specjalizację z medycyny rodzinnej. Tomasz Sobalski razem z Adamem Mindakiem (zajmującym się medycyną rodzinną na Uniwersytecie Jagiellońskim) zaczęli budować w Krakowie nowy system na tym polu służby zdrowia. Obaj byli współzałożycielami Ogólnopolskiego Kolegium Lekarzy Rodzinnych. Prezesem Małopolskiego Oddziału Wojewódzkiego KLR został Tomasz Sobalski. Stworzyli wzory kontraktów, pomagali koleżankom i kolegom w zakładaniu NZOZ-ów.
Z propozycją tworzenia grupowych praktyk lekarzy pojechali do Zielonek. Wójt Nawara był bardzo zainteresowany ich pomysłem, który - dziś nikt nie wątpi - okazał się trafny. Potem sukcesywnie spisywano porozumienia z następnymi osobami prowadzącymi gabinety lekarzy rodzinnych. Obecnie w gminie działa sześć takich praktyk: po dwie w Zielonkach i Węgrzcach, a także w Batowicach i Brzozówce.
- Ten system (gdy kontrakty zawierała gmina - przyp. EKT) był stabilny, zapewniał małą specjalistykę, między innymi okulistykę i kardiologię, a pacjenci nie czekali tygodniami na wizyty. To my uzgadnialiśmy terminy konsultacji, do nas trafiały wyniki badań, dzięki czemu wiedzieliśmy wiele o stanie zdrowia pacjenta. Teraz wyniki zostają u specjalistów i bardzo rzadko zdarza się, aby informacje od nich docierały__do nas - mówią lekarze, wspominając najlepszy okres pracy w latach 1997-1999, czyli do czasu powstania kas chorych. Jeszcze wtedy nie było najgorzej, ale warunki systematycznie się pogarszały.
Bogusław Król porównuje stawki, jakie wynikają z budżetu NFZ: 10 lat temu na jednego Polaka przypadało średnio 360 zł rocznie, z czego na podstawową opiekę zdrowotną - 90. W tej kwocie mieściła się mała specjalistyka. Teraz na POZ jest tyle samo, ale budżet funduszu wzrósł i na jednego mieszkańca przypada 1000 zł. Ceny wszystkich towarów i usług poszły zaś w górę. Dlatego lekarze tak chwalą okres sprzed 10 lat, kiedy służbę zdrowia finansowało województwo, a umowy z NZOZ-ami podpisywała gmina.
- To był milowy krok w młodej demokracji i rozwoju gminy! Zrobiliśmy tę rewolucję w bardzo przemyślany sposób, potem ruszyło za nami wiele gmin. To z nami konsultowano, jak przeprowadzać restrukturyzację nie tylko bez uszczerbku dla pacjentów, ale tak, aby na tym skorzystali. Działało to bardzo dobrze, nie było kolejek i prokuratorów. Za ten odważny krok gmina zajęła pierwsze miejsce w ogólnopolskim konkursie "Gmina jakich mało". Potem zaczęto wszystko psuć: zlikwidowano kasy chorych, powstał Narodowy Fundusz Zdrowia - no i jeśli jakoś to funkcjonuje, to tylko dzięki państwa zaangażowaniu - powiedział Marek Nawara do lekarzy pierwszego kontaktu, dziękując im za utrzymywanie placówek w nowej rzeczywistości.
Sytuacja nie byłaby zła, gdyby kontrakty z lekarzami opiewały na nieco większe kwoty. Na szczęście w zeszłym roku wydłużono okres, na jaki podpisywane są te umowy. Wycofano się z corocznych, zawarto je na trzy lata, dzięki czemu lekarze nie muszą co 12 miesięcy przygotowywać tych samych dokumentów. Inna sprawa, że i trzyletni kontrakt jest także za krótki...
Ostatni kwartał każdego roku medycy nazywają "czarną jesienią", bo co roku o tej porze czekają ich niespodzianki przygotowywane przez NFZ i wynikające z ciągłego wprowadzania zmian w systemie służby zdrowia.
- Powinno się bezwzględnie zakazać manipulowania zakresem naszej pracy, na przykład w zakresie opieki całodobowej. Corocznie z niepokojem obserwujemy działania NFZ-u i narzucanie nowych warunków, powodujące ograniczanie dostępu pacjentów do wielu świadczeń. _Kryteria powinny być czytelne, a umowy bezterminowe, bo są związane z organizacją pracy, lokalem i wieloma elementami niezbędnymi przy prowadzeniu działalności gospodarczej - bo tak przecież trzeba nazwać to, co robimy. Przede wszystkim jesteśmy lekarzami, ale wykonujemy także wiele czynności niezwiązanych z pomocą medyczną. Poświęcamy na to swój wolny czas. Jesteśmy między innymi administratorami i zaopatrzeniowcami, bo gdybyśmy te zadania komuś zlecili, to bardzo trudno byłoby nam utrzymać NZOZ-y - _mówią lekarze.
Mimo tych problemów bardzo lubią swoją pracę i nie wyobrażają sobie bez niej życia. Wielu z nich leczy kilka pokoleń. Ewa Huczek-Głębocka pracuje w Węgrzcach od 1977 roku. Na początku - przyznaje - nie miała zamiaru spędzić w tej wsi całego zawodowego życia. Czas minął jednak tak szybko, że ani się spostrzegła, iż przyjeżdża do swoich pacjentów z Krakowa codziennie od 30 lat... Dziś wie, że nie potrafiłaby zmienić miejsca pracy. Podobnie Tomasz Sobalski, który kierowania ośrodkiem w Zielonkach podjął się 11 lat temu. Też się tam zadomowił i nie myśli o rozstaniu z pacjentami. Oni zresztą też czują się przywiązani do doktora, o którym mówią, że wysłucha nie tylko dolegliwości ciała, ale i ducha, i zawsze człowieka pocieszy...
Tekst i fot. (EKT)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski