Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Jamnik rozszarpany przez agresywne psy na Plantach - czy ta historia była zmyślona? Policja sprawdza

Małgorzata Mrowiec
Małgorzata Mrowiec
Planty
Planty Anna Kaczmarz
Krakowskie Stowarzyszenie Obrony Zwierząt (KSOZ) zawiadomiło w sobotę policję o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na wprowadzaniu w błąd organów ścigania. Chodzi o sprawę - jak opisuje KSOZ: rzekomego - rozszarpania jamnika przez dwa amstaffy na krakowskich Plantach. - Wszystko wskazuje na to, że jest to fake news - przekazuje stowarzyszenie. Sprawa rzeczywiście wygląda dość tajemniczo. Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w niedzielę wydało oświadczenie, które zdaje się potwierdzać podejrzenie, że atak na jamnika był zmyślony. Natomiast niedługo potem uzupełniło internetowy wpis o oświadczenie świadka zdarzenia.

FLESZ - Krótsza kwarantanna, eksperci chwalą decyzję

Informację na temat tego ataku w Krakowie podało w ostatni wtorek Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Informowało, że: „na Plantach, vis-a-vis ul. Piłsudskiego dwa psy w typie amstaffa (czarna suka i pies) rozszarpały jamnika. Psy biegały luzem, bez kagańca. Właściciel – wysoki, młody mężczyzna nie zrobił absolutnie nic, żeby psy rozdzielić. Nie pomógł również oszołomionej właścicielce zagryzionego psa. Zaznaczamy, że jamnik był na smyczy”.

"Lisek wpadł na teren szkoły", czyli skomplikowana interwencja KTOZ

Sprawa trafiła na policję. A inspektorzy KTOZ poszukiwali właściciela agresywnych zwierząt. Pomimo apelu Towarzystwa o informacje, na policję nie zgłosiła się jednak ani właścicielka jamnika, ani właściciel amstaffów. - A przedstawionych rewelacji nie potwierdzają również zapisy monitoringu - zaznacza KSOZ.

O wątpliwościach i pytaniach, jakie budzi ta sprawa, w sobotę napisał portal lifeinkrakow.pl. Cytuje on Marka Anioła, rzecznika Straży Miejskiej. - We wskazanym czasie kiedy miało dojść do zdarzenia i na wskazanym terenie, na obrazie z kamer monitoringu nie zaobserwowaliśmy takiej sytuacji - przekazał Marek Anioł.

Również policja potwierdza, że ma w tej sprawie wątpliwości. Na razie przesłuchano kobietę, która miała być świadkiem zdarzenia na Plantach. - Kobieta twierdzi, że nie widziała całego zdarzenia, i nie jest w stanie go zrelacjonować, natomiast widziała kobietę z rannym jamnikiem i mężczyznę odchodzącego z dwoma psami. Wciąż nie zgłosił się też nikt pokrzywdzony, nie mamy żadnego sygnału od rzekomego właściciela zagryzionego jamnika - taką informację przekazał portalowi rzecznik małopolskiej policji Sebastian Gleń.

W sobotę wieczór uzyskaliśmy informację od krakowskiej policji, że trwają czynności sprawdzające, postępowanie w sprawie ataku amstaffów na jamnika nie zostało dotąd wszczęte, poszukiwani są właściciele psów. I że jest wiele znaków zapytania w tej sprawie. Dalsze informacje powinny być znane w poniedziałek.

- Jak do tej pory jedynym świadkiem tego zdarzenia okazuje się osoba przedstawiana w mediach, jako „pani Kasia”. To ona jako jedyna w centrum Krakowa miała widzieć rozszarpanego jamnika i eleganckiego pana, który oddalał się z biegającymi luzem amstaffami. Jak jednak ustaliliśmy, m.in. na podstawie jej wypowiedzi w materiale TVN, „pani Kasia” to w istocie Katarzyna Turzańska, wieloletni skarbnik zarządu Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Jej zachowanie w całej sprawie wydaje się natomiast co najmniej zdumiewające - zaalarmowało tymczasem Krakowskie Stowarzyszenie Obrony Zwierząt, drugie działające na rzecz zwierząt stowarzyszenie w Krakowie.

KSOZ stwierdził więc, że policja powinna zbadać, czy organy ścigania, podobnie jak tysiące miłośników zwierząt, nie zostały w tej sprawie wprowadzone w błąd. Obrońcy zwierząt złożyli zawiadomienie na policji.

W niedzielę odniósł się do całej sytuacji również KTOZ, publikując krótkie oświadczenie na swoim profilu na Facebooku. Oto treść oświadczenia:

"W związku z będącą w toku sprawą zgryzienia psa na Plantach oświadczamy, że dla nas jako dla organizacji, kluczowym jest działanie w pełni transparentnie, a społeczne zaufanie jest absolutnym fundamentem naszych codziennych działań. Zrobimy wszystko, żeby tę sytuację, we współpracy z Policją w pełni wyjaśnić. Ewentualne konsekwencje względem osoby powiązanej z Towarzystwem, uzależniamy od finalnych ustaleń właściwych organów".

Internet kipi od komentarzy, że KTOZ doprowadził do rozpętania nagonki na psy w typie bull, histerii i setek mocnych komentarzy, jakie pojawiły się po informacji o ataku na Plantach. "Powinniście przeprosić każdego właściciela ttb za te wszystkie słowa, które padły w ich kierunku" - pisze jedna z osób komentujących oświadczenie KTOZ. "Wstyd" - kwituje też.

Tymczasem na facebookowym profilu organizacja w niedzielę kolo południa uzupełniła swoje pierwsze oświadczenie - o oświadczenie świadka zdarzenia. Katarzyna Turzańska raz jeszcze opowiada ze szczegółami, co widziała. Zwraca też uwagę, że "historia zaczyna żyć własnym życiem" i przebieg zdarzenia z czasem nabiera kolorów, dlatego wyjaśnia, że jamnik został zaatakowany, "poszarpany" w okolicach szyi i prawdopodobnie doszło do przerwania kręgów szyjnych. Poniżej publikujemy całość tego oświadczenia.

"W związku z narastająca falą zarzutów, jakoby informacja o zagryzieniu jamnika na krakowskich Plantach w dniu 08 września 2020 roku była rozpowszechniona dla pozyskania przez KTOZ rozgłosu wyjaśniam wszystkim zainteresowanym, iż w dniu tego zdarzenia, kiedy szłam do pracy w godzinach rannych, około 8 - będąc w rejonie Collegium Maius usłyszałam pisk psa i krzyk kobiety. Kiedy zawróciłam - zobaczyłam starszą Panią stojącą nad martwym jamnikiem, która płacząc powiedziała, że jej piesek został zaatakowany przez dwa amstaffy - i faktycznie w pewnej odległości widać był mężczyznę idącego z dwoma psami tej rasy.
W tym momencie najważniejsza była dla mnie zdenerwowana pokrzywdzona a nie sprawca.

Biuro KTOZ zostało powiadomione, żeby ostrzec innych właścicieli psów przed ewentualnym zagrożeniem. Tak samo, jak w przypadku np. rozkładania trutek na Plantach czy rozsypywania kiełbasy z gwoździami. Nie wydaje mi się, żeby to było przestępstwo i poszukiwanie sensacji. Co więcej uważam, że o każdym potencjalnym zagrożeniu należy powiadamiać innych tak, żeby nie doszło do czegoś złego.

Jako wieloletni działacz KTOZ mogę zapewnić, że mamy tyle interwencji, że nie musimy sobie szukać dodatkowej pracy. Nie rozumiem też ataków na komunikat, który został zamieszczony w dobrej wierze i w nadziei, że zgłoszą się inni świadkowie tego zdarzenia.

Dziwi mnie też, że historia zaczyna żyć własnym życiem i przebieg zdarzenia wraz z czasem nabiera kolorów: od poszarpania, poprzez pogryzienie, zagryzienie i rozszarpanie. Jamnik został zaatakowany, "poszarpany" w okolicach szyi i prawdopodobnie doszło do przerwania kręgów szyjnych (od razy wyjaśniam, nie jestem weterynarzem i to moje przypuszczenie, a nie diagnoza fachowca).

Katarzyna Turzańska"

Kraków. Dramat ptaków w jednej z kamienic. KTOZ: sceny jak z...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Kraków. Jamnik rozszarpany przez agresywne psy na Plantach - czy ta historia była zmyślona? Policja sprawdza - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski