Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków zamienia się w pole trocin, bo mandatów za wycinkę nie ma

Marzena Rogozik
Marzena Rogozik
W rejonie ul. Kobierzyńskiej zmasakrowanych piłami zostało kilkadziesiąt drzew
W rejonie ul. Kobierzyńskiej zmasakrowanych piłami zostało kilkadziesiąt drzew fot. Wojciech Matusik
Kontrowersje. Od początku sezonu lęgowego mieszkańcy ponad 150 razy prosili służby o kontrolę wycinek. Padają drzewa, giną chronione nietoperze.

Na terenie między ulicą Twardowskiego i Pawlickiego huk upadających drzew słychać już o tygodnia. Duże szlachetne dęby kładą się pokotem jeden za drugim, w biały dzień. A jeszcze niedawno wśród ich liści widać było m.in. objęte ochroną gatunkową kosy.

Autor: Marzena Rogozik

Mieszkańcy sąsiadujący z pozbawianą drzew działką na zmianę wybierają w telefonach numery: 986 i 997. Przyjeżdża straż miejska, ale - jak informują nas mieszkańcy - po dwóch godzinach. Właścicielka nie wpuszcza strażników na posesję, dlatego trzeba wezwać policję. Radiowóz pojawia się po kolejnych dwóch godzinach. Jest już całkiem ciemno.

- Policjanci w asyście właścicielki weszli na teren działek i po ciemku z latarkami przespacerowali się wokół dwóch ściętych świerków, pobieżnie je oglądając - relacjonują mieszkańcy, którzy zaalarmowali nas o wycince. Tyle, że po czterech godzinach w głębokim mroku nie było już czego oglądać - drzewa w tym czasie zostały ogołocone z gałęzi, a tym samym z ewentualnych dowodów, że gniazdowały tam ptaki. - Nie mogę patrzeć jak wycinają w pień ponad stuletnie akacje i resztę pięknych drzew - żali się pani Barbara Stabryła, mieszkanka ul. Twardowskiego. - Mieszkańcy wzywają policję, straż miejską, ale to na nic. Nie mieści mi się w głowie, że nie można tego powstrzymać.

W tym przypadku policja nie dopatrzyła się nieprawidłowości. Na miejscu był też ornitolog i nie znalazł siedlisk ptaków. Drzewa przegrały.

Sezon nie sezon, drwa i tak lecą

Mimo że zliberalizowana ustawa o ochronie przyrody pozwala na siekierezadę na prywatnych terenach, od 1 marca tych wycinek powinno być znacznie mniej. Od tego dnia zaczyna się bowiem sezon lęgowy ptaków. Ale pilarzy to nie zraziło, a groźba kolejnych zmian w ustawie, tym razem na niekorzyść właścicieli, tylko ich zachęcała do szybszej wycinki.

Wióry lecą w całym Krakowie. Pogodny weekend prywatni właściciele wykorzystali pracowicie ogołacając swoje działki nawet z bardzo starych i szlachetnych drzew.

Na Zwierzyńcu drzewa padały m.in. przy ul. Przyszłości, Majówny czy Głogowiec, a w Nowej Hucie na os. Kombatantów, 2. Pułku Lotniczego, czy Dywizjonu 303. Ok. 20 drzew wyrąbano też w rejonie Młynówki Królewskiej, na prywatnej, a częściowo i na gminnej działce! W weekend w rejonie ulicy Felińskiego i Grabczaka udało się uratować jedno drzewo, na którym znaleziono gniazdo, po reszcie zostały wióry. Podobnie było przy ul. Dąbskiej obok parkingu Komendy Wojewódzkiej Policji.

Rżnęli drzewa, zabili nietoperze

Wszystko przez ułomne przepisy, które tak naprawdę nikomu nie dają konkretnych uprawnień do ochrony ptaków i drzew. Tylko od początku sezonu lęgowego, czyli od 1 marca, strażnicy miejscy odebrali 116, a policja 35 zgłoszeń o podejrzeniach wycinki drzew, w których gniazdują chronione gatunki.

Jedno z nich może mieć finał nawet w prokuraturze. Chodzi o wycinkę w rejonie ul. Chmurnej. Strażnicy miejscy wezwani przez jedną z sąsiadek znaleźli w pniu wycinanego drzewa martwego nietoperza. Cztery pozostałe żyły, ale jeden z nich miał poranione skrzydła. W innym ściętym już drzewie znaleźli dwa pocięte, nieżywe nietoperze. Sprawę przejęła policja. - Na razie nie wiadomo jeszcze, jaka będzie kwalifikacja czynu, bo trwa postępowanie wyjaśniające - mówi Sebastian Gleń, rzecznik małopolskiej policji. Jeśli uznają to za wykroczenie - grzywna 500 zł, jeśli skierują sprawę do sądu do 5 tys. zł, a gdy uznają za przestępstwo i skierują do prokuratury wtedy właścicielowi grozi nawet do 2 lat wiezienia.

To jednak tylko jeden, drastyczny przypadek, za który można wyciągnąć konsekwencje. W pozostałych interwencjach służby nie dostrzegły znamion nielegalności. Służby w tych przypadkach mają jednak bardzo ograniczone uprawnienia. Magistracki Wydział Kształtowania Środowiska nie ma kompetencji by się tym zajmować, więc tylko odsyła na policję lub do straży miejskiej i odpisuje mieszkańcom co powinni zrobić i do kogo się zgłosić. Tyle że zanim pisma trafią do odbiorców, po drzewach nie zostaną już nawet trociny. Pracownicy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska też nie mają uprawnień do pracy w terenie i tylko informują, czego właścicielom działek nie wolno robić.

Strażnicy miejscy owszem przyjmują zgłoszenia i wysyłają patrol, który legitymuje wycinających oraz właścicieli i „na oko” ocenia, czy na drzewach nie ma gniazd, ale potem sporządza notatkę, którą wysyła do Wydziału Kształtowania Środowiska lub wzywa policję. Do niczego więcej, jak twierdzą strażnicy miejscy, nie mają kompetencji. Największe ma policja, która żąda zezwolenia lub na prywatnych terenach sprawdza obecność gniazd, a także czasem mierzy obwody drzew. Ale i tu wszystko odbywa się „na oko” i zależy od funkcjonariusza. A mandatów nie ma. - Te sprawy są dla nas nowe, musimy sprawdzać szereg okoliczności, a mandaty możemy nakładać nawet po miesiącu od zdarzenia, albo skierować sprawę do sądu - tłumaczy Sebastian Gleń.

Odpowiedzialność się rozmywa

Mieszkańcy twierdzą jednak, że policja czasem odmawia przyjęcia zgłoszenia. - Odnoszę wrażenie, że służby uodporniły się na telefony od mieszkańców, bo zgłoszeń jest bardzo dużo i nie we wszystkich pojawia się informacja o podejrzeniu popełnienia wykroczenia lub przestępstwa -mówi Kazimierz Walasz z Małopolskiego Towarzystwa Ornitologicznego. Zgłaszający powinien informować o podejrzeniu gniazdowania ptaków.

- Jeśli policja nie jest w stanie rozstrzygnąć kto ma rację - zgłaszający nieprawidłowości, sąsiad czy właściciel działki, trzeba wezwać ornitologa, który to wyjaśni. Policja nie powinna samodzielnie podejmować decyzji, bo nie ma takich kompetencji - dodaje Walasz. Mariusz Waszkiewicz z Towarzystwa na rzecz Ochrony Przyrody dodaje, że choć służby są zobowiązane dogłębnie wyjaśnić sprawę nie mają pełnej wiedzy np. o tym, że nie można wycinać drzew w sąsiedztwie siedlisk, by nie płoszyć ptaków.

- Brak egzekucji praw gubi nas od lat, dlatego napisaliśmy do ministra Szyszki, że to złe rozumienie prawa własności doprowadzi do katastrofy - mówi Zbigniew Zgała wiceprezes małopolskiego oddziału Polskiego Klubu Ekologicznego. Według niego kolejna planowana zmiana ustawy o ochronie przyrody jest spóźniona i daje drzewom zbyt małą ochronę. Miałaby ona polegać na tym, że właściciel terenu zgłasza wycinkę do urzędu miasta, ale nie musi mieć na nią zgody. Poza tym przez 5 lat nie mógłby sprzedać działki, z której wyciął drzewa.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski